11

621 29 1
                                    

Nie wierzył w to co usłyszał. Czy Tomlinson myślał, że odda się za pieniądze. Że zrobi coś takiego? Czuł, jak narasta w nim niepohamowany gniew, który był wymierzony w szatyna. Cała ta sytuacja była niemalże niemożliwa, a on jednak znalazł się w jej epicentrum. Nie miał zamiaru być niczym utrzymankiem, niezależnie od tego, co dotychczas robił na swoim koncie. To było coś zupełnie innego niż oddać się komuś kompletnie.

— Księżniczko? — prychnął brunet wściekle, kiedy odzyskał na chwilę panowanie nad swoimi emocjami. — Jak śmiesz tak do mnie mówić! Jak śmiesz oferować coś takiego!

Ich tęczówki wpatrywały się w siebie, a w ich oczach mieniło się tak wiele niemalże skrajnych i różnych od siebie emocji. Harry wyglądał, jakby miał zaraz spłonąć z gniewu i pewnego rodzaju zażenowania, podczas gdy Louis raczej nie zmieniał swojej mimiki. Nadal na jego twarzy gościł lekki, ale raczej pewny siebie, uśmieszek.

— A nie jesteś nią? — odpowiedział w końcu mężczyzna, podchodząc jeszcze bliżej. Jego ton był niski, jakby próbował upolować Harry'ego. — Teraz nie chcesz mojej pomocy, gdy jeszcze niedawno tak chętnie chciałeś pieniądze? Stajesz się strasznie rozpuszczoną księżniczką.

— Na pewno nie będę nią dla ciebie! — fuknął Styles, wpatrując się hardo w Louisa. — I chętnie oddam ci każdego funta!

— To tylko pieniądze, nie potrzebuję ich. I nie chodzi o nie, tylko o ciebie, Harry — zaczął Tomlinson, nie spuszczając z niego wzroku ani na chwilę. — Nie dla mnie? Jak to nie dla mnie, kiedy kilka dni temu tak pięknie wiłeś się, gdy chwaliłem cię za niemal wszystko. Kiedy tak bardzo mnie pragnąłeś.

— Pragnąłem Williama, nie ciebie.

Ta rozmowa nie była tym, czego Harry się spodziewał. Był pewien, że Tomlinson w najlepszym wypadku da mi kilka banknotów za milczenie a w najgorszym, że zagrozi mu oblaniem. Jednak to co się działo... Brakowało jedynie kamery, która miałaby powiedzieć, że padł ofiarą żartu.

— A myślisz, że kim jestem? — zapytał mężczyzna, prychając lekko pod nosem. — William to moje drugie imię. Ja to William, William to ja. Nie wmawiaj sobie, że jest inaczej. Żyjesz przekonaniem, że skoro męczę tutaj studentów, to jestem taki sam poza uczelnią. Chyba skoro spędziłeś ze mną tyle czasu, to wiesz, że jest inaczej.

Harry uniósł lekko głowę, jakby pokazując, że wciąż był silnym przeciwnikiem. Nie miał zamiaru toczyć dalej tej rozmowy. Czuł, jak zaczyna się dusić w tym pomieszczeniu.

— Puść mnie — zażądał chłopak. Jego ręka niemal świerzbiła, aby spoliczkować mężczyznę. Jednak na szczęście jakaś wyższa siła powstrzymywała go przed tym.

— Przemyśl moją propozycję.

— Nie zrobię tego — zarzekał się bruneta marszcząc wściekle brwi. Założył ręce na piersi, kiedy na twarzy pojawił się niezadowolony grymas.

Nie pojmował, dlaczego on jeszcze był w tym miejscu. Dlaczego nie uciekł od razu, kiedy tylko ta rozmowa przestała być tym, czego oczekiwał. Louis uśmiechnął się jedynie bezczelnie, ale puścił Harry'ego.

— Mogę się tobą zaopiekować — powiedział ten, puszczając chłopaka i wracając do biurka. — Mogę dać ci wszystko, czego sobie zapragniesz.

— Teraz pragnę stąd wyjść — powiedział gniewnie Styles.

— Drzwi są otwarte, Harry. Cały czas były, a jednak stałeś tutaj, raz za razem mnie obrażając. Ale rozumiem, że jesteś zdenerwowany. Każdy ma do tego prawo. Pamiętaj tylko, że każda oferta jest ograniczona czasowo.

The Princess and the DevilOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz