Niedziela wieczór nie było tym, czego Harry chciał. A na pewno nie tym, czego chciał dokładnie.
A dlaczego ta pora dnia nie ułożyła się kompletnie po jego myśli. Cóż, odpowiedź jest dosyć prosta i raczej nawet i oczywista. Ponieważ wtedy został sam. Lubił towarzystwo, a kilka minut przed dwudziestą pożegnał przy drzwiach Louisa.
I cóż, pożegnanie przez zdecydowanie namiętny pocałunek – no i kilka mniejszych, ale nadal takich, które zatrzymywały jego serce – przy drzwiach zostawił bruneta bardziej chętnego i potrzebującego, niż sam mógłby przypuszczać. Ale rozumiał to, że nie powinni rzucać się w wir przyjemności tak szybko i fakt, że mężczyzna mimo wszystko również potrzebował pojechać do domu.
A mimo, że to rozumiał, to niekoniecznie to akceptował.
Być może Harry zachowywał się nierozważnie i przywiązywał się za szybko, ale naprawdę nie jego winą było to, że spędził naprawdę miły dzień. Po samym śniadaniu i kolejnych rozmowach, gospodarz od razu posprzątał, zdecydowali ułożyć się na łóżku i odpocząć chwilę w wygodniejszych warunkach.
Harry na początku czuł się nieco dziwnie, kiedy musiał wpuścić Tomlinsona do swojej sypialni. Nie miał bałaganu czy innych takich, ale było to jego małe królestwo. Azyl w tym szarym, smutnym świecie pełnym nienawiści i uprzedzeń. Miał tutaj swoje ukochane ubrania i wszystkie inne ważne rzeczy. Jednak Louis nie powiedział ani słowa, rozglądając się jedynie delikatnie, aby chwilę później znaleźć się na miękkim posłaniu i układać dłoń na jego Harry'ego, gdy próbowali znaleźć najlepszą pozycję do leżenia i odpoczywania.
Dzięki temu jednak Styles szybko poczuł się komfortowo. Nie czuł już czegoś w środku, co wcześniej mówiło mu, że wpuszcza intruza na swój najbardziej strzeżony teren. Chyba wystarczyło, aby znalazł się w tych samych, ciepłych ramionach i czuł leniwe głaskanie, aby na nowo przepadł w poczuciu rozanielenia i rozleniwienia jednocześnie. Nie zauważył wtedy nawet, kiedy zasnął.
Obudzili się grubo po czternastej. Styles pierwszy przebudził się z ich drzemki, wiercąc się, bo było mu niewygodnie. Wciąż jednak miał zamknięte oczy i liczył na to, że pośpi jeszcze chwilę. Jednak jego kręcenie się spowodowało, że i Louis musiał przerwać swój sen. Dla szatyna miało to zdecydowanie jedna zaletę, ponieważ Harry przedstawiał światu swoją najbardziej uroczą wersję, gdzie jego loki były roztrzepane, oczy jeszcze nieco zamglone i nadal nie chciał oddalać się od źródła ciepła. Nie przejął się nawet zagięciami na swojej ślicznej spódniczce, tym bardziej gdy po krótkiej chwili jego usta były zajęte tymi drugimi.
Jednak to Louis był nadal tym bardziej rozsądnym, który musiał wyznaczyć miedzy nimi odpowiednie granice. Dlatego kiedy Harry chciał zapędzić się trochę za daleko, powstrzymał go, składając już jedynie muśnięcia na jego czole, w między czasie poprawiając jego ubrania, które odsłaniały sporą część miękkiej, jasnej skóry.
Oczywiście Styles robił obrażone miny. W końcu nie chciał rozbierać się i iść z Louisem do łóżka, ale nie był niewinnym prawiczkiem, dla którego każdy pocałunek wydawał się być pierwszym, a na każdy dotyk płonął rumieńcem. Chciał poczuć uścisk gdzieś na swoim udzie albo wyciskanie kolejnej malinki na szyi.
Jego staranie spełzły jednak na niczym, ponieważ te miny w żaden sposób nie działały na mężczyznę, co tylko bardzo drażniło Harry'ego. Koniec końców przeszło mu, kiedy potrzeba głodu stała się nadrzędną. Wtedy zamówili coś do jedzenia i żadnemu z nich to nie przeszkadzało, choć na co dzień brunet o wiele bardziej wolał gotować.
I do wieczora czas minął im całkiem nieźle. Harry zadawał niemożliwą do opanowania ilość pytań, na które Louis odpowiadał spokojnie. Wiedział, że chłopak pewnie chciał wiedzieć wiele, więc mógł się nieco przed nim odkryć. Nie był tym typem, który ukrywał na boku swoją drugą, trzecią, a może nawet i czwartą, rodzinę. Nie wdawał się w zbytnie szczegóły, wiedząc, że na wszystko przyjdzie czas.
No i do momentu samego wyjścia, Harry miał wrażenie, jakby był w komedii romantycznej, z której nie chciał wychodzić ani na chwilę.
— Nie rób takich min, zobaczymy się, nim mrugniesz okiem — powiedział lekko rozbawionym tonem Louis, kiedy gładził kciukiem policzek młodszego. Jeszcze chwilę wcześniej całowali się niemal do utraty tchu.
Ale brunet założył wtedy ręce na piersi i spojrzał na niego niezadowolony.
— Już mrugnąłem — zauważył Harry. — Dwa razy.
— Nie bądź zachłanny, księżniczko — skarcił go szatyn, kiedy przyciągnął go delikatnie do siebie, jakby Harry był zrobiony z najdelikatniejszego materiału i w chwilę mógł się rozsypać. — Zobaczymy się na zajęciach.
Harry nadymał policzki. Był zachłanny, więc ukrywanie tego nie miałoby większego sensu. Chciał jeszcze kilku uścisków, sporo głaskania i zachwycania się nim. Chciał cholernej uwagi, a wiedział, że kiedy kolejny raz spotka się z Louisem, co miało mieć miejsce na uczelni, to jedyne co dostanie to pewnie złośliwy komentarz.
— Dobrej nocy, Harry — powiedział miękko Louis, obracając lekko twarz chłopaka tak, aby ten na niego spojrzał.
— Dobranoc — odpowiedział obrażonym tonem chłopak, wyciągając jednak szyję tylko po to, aby otrzymać muśnięcie w usta tuż przed wyjściem.
I dostał jeszcze kilka krótkich całusów w swoje usta, ale również i w nos czy czoło. Oczywiście wtedy palce mężczyzny sięgnęły szyi młodszego, gładzą idealnie ten rejon skóry, w którym parę godzin wcześniej pozostawił ciemny ślad, który miał utrzymać się przez kilka ładnych dni.
A mimo to zrobiło mu się smutno, kiedy zamknął za mężczyzną drzwi. Wiedział, że był zbyt emocjonalny, ale taki już był od zawsze i musiał się mierzyć czasami ze swoimi wadami. Pracował nad nimi, ale jak widać, skutek wcale nie był najlepszy.
Co oczywiście nie zmieniało faktu, że w ciągu całego popołudnia i jeszcze wieczorem Harry robił drobne wskazówki, które miały wskazać na to, że chciał, aby Louis został. Nie wiedział jednak czy mężczyzna ich nie zauważył, czy specjalnie ignorował. Ale za to miał dla siebie sweter oblany sokiem, który zaraz po wyjściu szatyna znalazł się w pralce.
Kiedy tylko urządzenie zostało włączone, brunet ruszył do swojej sypialni i padł niezadowolony na łóżko. Prychnął pod nosem. Nie miał nawet co robić, ponieważ w mieszkaniu było czysto, a w telewizji nie miało lecieć nic ciekawego.
Nie leżał w łóżku za długo. Ruszył do kuchni i wziął resztki obiadu, którego nie zjadł wcześniej w całości. Odgrzewana pizza, zawsze była dobrą pizzą i Harry doskonale o tym wiedział. Zresztą uznał, że jedzenie na pewno pomoże mu w poprawieniu sobie humoru chociaż trochę. Dlatego i tak koniec końców znalazł się w salonie przed telewizorem z trzema kawałkami pizzy.
Wiedział, że był kompletnie żałosny i nawet tego nie ukrywał. Co również nie zmieniało faktu, że chciał znów być tulony. W końcu mu jednak przeszło, gdy zaczął oglądać głupią komedię i nawet się w nią wciągnął.
Może byłby całkiem spokojny, gdyby nie to, że gdy kończył ostatni kawałek, dostał na swój telefon wiadomość.
Louis: Nie bocz się już tak, skarbie, bo czuję to nawet u siebie. Dobranoc.
I choć Harry chciał prychnąć, być może obrażając się na dodatek, to jednak tego nie zrobił, uśmiechając się jedynie pod nosem.
Oczywistym było, że i tak będzie się boczyć.
CZYTASZ
The Princess and the Devil
Fiksi PenggemarHarry stąpa raczej mocno po ziemi. Wierzy w równość, wierzy w zasady. Przy tym nienawidzi uprzedzeń i wywyższania się, z czym spotyka się niemal codziennie jako student. W końcu wykładowcy to prawie bogowie. Jednak prawdą jest również to, że Harr...