18

731 30 0
                                    

Fakt, że znaleźli się w mieszkaniu Louis pozostawał dla niego niezbadany. Czuł się jak pijany, kiedy specjalnie zamawiał sobie Ubera, aby pojechali osobno pod podany przez szatyna adres. Harry chciał być jak najbliżej Louisa, ale wiedział, że na razie musieli jeszcze poczekać, o ile jednak wypali coś więcej niż tylko wspólny fetysz i seks, na który nawiasem mówiąc Harry i tak liczył w najbliższym czasie.

Na miejscu pojawił się jako pierwszy. Rozejrzał się po okolicy, która wyglądała o wiele lepiej niż to, gdzie mieli spotkać się na samym początku. Widać było, że Tomlinson nie marnował pieniędzy na głupoty. Nie wiedział jednak, kiedy pojawi się mężczyzna i nieco go to denerwowało. Louis wyszedł z uczelni kilka minut po Harry, więc mogły złapać go korki albo cokolwiek innego. Nie chciał jednak dzwonić do szatyna, aby nie dekoncentrować go podczas jazdy.

Szczęśliwie jednak może w mniej niż dziesięć minut pojawił się również i on. Zatrzymał się przed Harrym, otwierając jedno z okien.

— Cześć, piękny. Może cię gdzieś podrzucę?

— Jeśli to twój sposób, żeby mnie uwieść, to wracam do domu.

— Oczywiście, że nie. Wskakuj, muszę zaparkować pod budynkiem.

— Naprawdę? Nie mogliśmy spotkać się kilka ulic od uczelni, skoro koniec końców i tak jestem w twoim samochodzie?

— Kolejnym razem przemyślimy to lepiej.

Harry wsiadł do samochodu i prychnął lekko. Naprawdę mogli zaoszczędzić sobie sporo kłopotu. Jednak jego myśli szybko przestały mieć znaczenie, kiedy poczuł dłoń na swoim udzie, gdy szatyn zaczął znów jechać, aby zaraz znaleźć się w podziemnym garażu.

— Nawet nie poczułem wiatru we włosach — mruknął Harry, który wcale nie wyglądał na ukontentowanego.

— Robisz się marudny — powiedział szatyn, wysiadając z pojazdu, aby otworzyć swój prywatny garaż. Harry siedział ze zbolałą miną. Jak chciał jazdy i wiatru we włosach, to chciał i kropka.

Wiedział jednak, że lepiej było nie dyskutować z Louisem. Mężczyzna zaraz wrócił do samochodu i spojrzał na chłopaka.

— Nie wysiadasz?

— Może.

Harry zorientował się, że spędzenie wieczoru w garażu nie byłoby szczytem jego marzeń, dlatego zabrał swój plecak i wyszedł. Zaraz poczuł chłód, który krążył p =o ogromnym, betonowym pomieszczeniu. Nie zdążył jednak na to ponarzekać w głowie, ponieważ szybko znalazł się przy nim Tomlinson, który jakimś cudem zaparkował, zamknął garaż i jeszcze zdążył złapać go w pasie.

— Jesteś zamyślony — zauważył szatyn, gładząc delikatnie bok młodszego.

— Tak, myślę o tym, jak strasznie jest tu zimno.

— Zaraz będziemy w mieszkaniu. Tam jest cieplej.

Oczywiście wierzył mu w tej sprawie, co jednak nie znaczyło, że sam nie przylgnął do niego mocniej, kiedy szli w stronę, gdzie stała winda.

— Nie chodzisz po schodach? To dla zdrowia.

— Chodzę po wydziale, wystarczy mi — odpowiedział Louis, wybierając odpowiednie piętro, kiedy tylko znaleźli się w ciasnej przestrzeni.

Oczywiście brunet nie oddalił się od niego ani trochę, układając głowę gdzie przy zgięciu szyi mężczyzny.

— Jestem głodny — mruknął Harry, wpatrując się w malutki ekranik, który wskazywał, na którym piętrze aktualnie byli. — Ugotujemy coś?

The Princess and the DevilOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz