20

932 30 4
                                    

Noc wcale nie była dla niego taka łatwa, jak przypuszczał. Chociaż zasnął zasadniczo szybko, to obudził się gdzieś koło trzeciej. Louis nie obejmował go już ciasno leżąc gdzieś dalej rozwalony tak, jakby przejechał go walec.

Harry'emu zaś niespecjalnie się to podobało. Uwielbiał być tulony i całowany. A teraz ewidentnie doświadczał tego brak. Nie miał żadnego źródła ciepła przy sobie i chociaż kołdrą była całkiem gruba, to ona chciał inny rodzaj grzania swojego ciała. Na dodatek zatyczka, która wciąż była pomiędzy jego pośladkami wcale nie pomagała mu w racjonalnym myśleniu, tym bardziej, że Louis ewidentnie zapowiadał, że rano brunet przeniesie się kompletnie do krainy rozkoszy, więc niczym dziwnym było, że jego wyobraźnia działała na szalonych obrotach. Czekał na to i niestety wiedział, że teraz miał nieco związane ręce. Ale tylko w przenośni.

Nie wiedział nawet, dlaczego się obudził Nie czuł, że chce mu się pić, choć napój stał tuż obok niego, a łazienka również nie była na liście jego priorytetów. Spróbował ułożyć się jakoś wygodniej, ale wcale mu to nie pomagało. Kręcił się i wiercił, kładąc poduszkę najpierw poziomo, potem pionowo. W końcu odrzucił ją kawałek dalej, a chwilę później leżał na plecach i chował w niej twarz.

Ale zerwał się, kiedy poczuł dłoń na swoim brzuchu. Odrzucił poduszkę i spojrzał na rozbudzonego szatyna.

— Nie możesz spać?

— Jak widać — mruknął niezadowolony Harry. Przysunął się nieco bardziej, chowając się w ramionach mężczyzny. Jego dłoń ułożyła się niedaleko ręki, wodząc po tatuażach na skórze. — To dlatego zawsze nosisz długi rękaw na uczelni? Wyglądałbyś z nimi gorąco.

— Mhm, i bez tego mam już dość wzroku bandy dzieciaków.

— A ja niby nie jestem dzieciakiem? — zapytał oburzony Harry, unosząc głowę.

— Nie? Jakbym miał uważać cię za jednego, uwierz mi, że nie leżałbyś teraz tu, gdzie jesteś. Poczekaj chwilę — powiedział Louis, całując przelotnie czoło młodszego i wyplątując się spod kołdry i kończyn. — Zaraz wracam.

Harry spojrzał na niego. Wcale nie chciał zostawać sam, ale perspektywa wstania z łóżka również była tak samo oddalana od jego marzeń. Wodził wzrokiem za Louisem ubranym jedynie w czarne bokserki, zanim ten nie zniknął mu za drzwiami. Opadł na poduszkę mężczyzny. Louis naprawdę potrafił powiedzieć coś nieprzyjemnego i brunet naprawdę zastanawiał się, po co on do cholery był w tym miejscu.

Jednak szybko zmienił zdanie, gdy dziesięć minut później miał w swoich dłoniach kubek z gorącą czekoladą, i słodką pianką. Louis miał również słodki napój i dla siebie.

— Zmiataj z mojej poduszki.

I Harry zrobił to. Czuł przeokropne motylki w brzuchu, kiedy zabrał się za swój napój. Myślał, że z dobrocią, jaką Louis prezentował światu na co dzień, ich relacja będzie naprawdę jedynie seksualna. Ale on czuł się przy mężczyźnie dobrze. Tym bardziej, gdy ten przyciągnął go do siebie.

— Ciesz się, że jutro sobota.

— Czemu?

— Bo będę mógł odespać tą twoją paskudną pobudkę.

— Nikt nie kazał ci się budzić — powiedział Harry znad swojego kubka. Mała lampka nocna rozświetliła sypialnie, a on wpatrywał się w nocne niebo.

— Widzę, że niewyspana księżniczka to marudna księżniczka — zaśmiał się Tomlinson, gładząc ramię chłopaka dłonią tej ręki, która owijała się wokół jego ciała.

The Princess and the DevilOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz