I w taki właśnie sposób Harry'emu minęła reszta jednego tygodnia. I w końcu również i drugi tydzień. Nie poszedł na wykład Louisa – a może nawet i na dwa, ponieważ jakimś cudem następne siedem dni również minęło – i zrobił to, ponieważ dalej czuł się dziwnie. Minęły więc prawie trzy tygodnie od ich konfrontacji w gabinecie, a Harry wydawał się nadal tego w sobie nie przetrawić.
Nawet spotkanie z Niallem wcale mu nie pomogło, ponieważ przyjaciel roześmiał się, jakby jego przyjaciel żartował. I nawet, kiedy Horan wpadł na to, że brunet był jak najbardziej poważny to śmiech nie mógł go w żaden sposób opuścić.
— Nie jesteś kompletnie pomocny. W nawet najmniejszym procencie — powiedział wtedy Harry, zakładając ręce na piersi i zabierając od Nialla ciasto, które upiekł tego samego poranka
— Jestem pomocny, ale to ty nie chcesz mnie słuchać — odpowiedział jego przyjaciel. — Zachowujesz się jak pizda, stary. Pogadaj z nim na spokojnie. Skoro mówisz, że to ciacho i jest takim dupkiem tylko na uczelni. Cholera, Harry, ty zaraz kończysz ten cyrk, więc co to za różnica?
— Ciekawe, jak ty byś się zachował.
— Nie porównuj nas, koleżko. Wyszło, co wyszło, ale jakoś gadałeś z nim przez miesiąc i gadałeś o nim jak zakochana nastolatka, więc skoro odwaliłeś taką dramaturgię, a teraz chowasz głowę w piasek, to według mnie tak, jesteś totalnie pizdowaty.
— Ja tak nie myślę.
Na początku naprawdę wcale tak nie uważał, tym bardziej kiedy nadal targały nim negatywne emocje. Ale w sobotę wieczorem, kilka godzin po spotkaniu z Niallem, zrobiło mu się jakoś dziwnie, gdy siedział na laptopie, a nie zwijał się z przyjemności na swoim łóżku albo nie rozmawiał o dziwnych teoriach, na których temat niemal nic nie wiedział, ale jakoś dawał radę nadążyć.
Ale wtedy siedział z paczką ulubionych krakersów i wina, i jakoś tak się nudził. Po prostu się nudził.
Mógł wyjść z domu, ale nie chciało mu się ubierać, tym bardziej, ze był już wykąpany. Wiedział, że Horan pracował, więc dalszy dzień spędzony z przyjacielem również odpadał.
Nie wierzył, że będzie się kiedyś nudził wyłącznie dlatego, że nie miał już uwagi Willi... Tfu, Tomlinsona, na swoją własną, egoistyczną wyłączność.
Jedyny plus z te sytuacji był taki, że chociaż wiedział, że Louis nie był ani starym zboczeńcem, ani żonatym facetem, który lubił skoki na bok. Koniec końców to było choć trochę pocieszające.
W telewizorze leciał jakiś film, ale kompletnie się na nim nie skupiał. Nie potrafił. Wstał z kanapy i poprawił swój miękki, biały szlafrok i zaczął krążyć po salonie. Ciągnął się za lekko wilgotne włosy. W głowie dudniły mu słowa przyjaciela. Nie chciał uwierzyć, że naprawdę myślał o tym, aby chcieć porozmawiać z Louisem.
Usiadł z głośnym westchnieniem na kanapie, zakładając ręce na piersi. Jego telefon leżał na stoliku i niemal bezczelnie się z niego śmiał, chociaż urządzenie nie miało takich funkcji. W końcu wziął je do ręki i odblokował wpatrując się w słodką tapetę.
— Cholera, nie zrobię tego — mruknął Harry, rzucając telefon obok siebie i złapał za jedną z poduszek, przykładając sobie do twarzy i niemal krzycząc w materiał z frustracji. — Harry, nie zrobisz tego, ty cholerna mała małpo.
Ale walczył ze sobą. Nie chciał dać się złamać. Nie chciał dać wygrać Tomlinsonowi, a na pewno nie na jego zasadach. Znów wstał i krążył po salonie, a jego wzrok nie spuszczał wzroku z telefonu.
CZYTASZ
The Princess and the Devil
FanficHarry stąpa raczej mocno po ziemi. Wierzy w równość, wierzy w zasady. Przy tym nienawidzi uprzedzeń i wywyższania się, z czym spotyka się niemal codziennie jako student. W końcu wykładowcy to prawie bogowie. Jednak prawdą jest również to, że Harr...