10

621 36 21
                                    

Harry przez resztę weekendu nawet na moment nie wyszedł z mieszkania. Zabarykadował się, pisząc jeszcze w sobotę do Nialla, że randka nie była klapą ani katastrofą, tylko jeszcze czymś gorszym i zakończyła się, zanim tak naprawdę się jeszcze zaczęła. Horan chciał rzucić wszystko i wrócić do przyjaciela, aby wspomóc go dobrym słowem i patelnią, kiedy poleci na polowanie na tego faceta, o którym mówił brunet. Ale Styles go powstrzymał, mówiąc jedynie, że było to bardziej żenujące niż straszne, ale opowie mu, kiedy spotkają się gdzieś w tygodniu.

Całą niedzielę spędził z kubełkiem lodów, pod ulubionym kocem i płakał niemal jak główna bohaterka najbardziej sztampowych komedii romantycznych. Ale musiał jakoś wyrzucić z siebie te emocje, które nim targały. W ciągu nocy nie mógł spać. Kiedy włączył telefon widział te nieodebrane połączenia i wiadomości. Jednak nie odczytał żadnej z nich.

Przez to wszystko miał wrażenie, jakby wpadł w paranoję. Bowiem ten tydzień był dla Harry'ego dziwny. Miał wrażenie, że wszyscy go obserwują, nawet jeśli każdy miał go gdzieś. Czuł się dziwnie, kiedy był na wydziale. Większość myślała, że jest chory, więc dali mu spokój, a brunet nie próbował nawet mówić, że wcale nie był przeziębiony ani nie miał grypy. Ale było mu wygodnie z taką wymówką.

Najgorzej było w momencie, kiedy miał mieć wykłady z Tomlinsonem. Dziwnym było nagle urwać się w środku zajęć, skoro ze swoją wielką chorobą był w stanie wytrzymać resztę godzin. Mógł powiedzieć, że mu się pogorszyło, ale większość wiedziała, jak obrzydliwym kujonem potrafił być. Głowił się jak nigdy, ponieważ naprawdę nie chciał iść na ten wykład. Na żaden wykład, który prowadził Tomlinson. Nie chciał chodzić tymi samymi korytarzami, od razu przypominając sobie te ciało, które cholera, pomimo wszystko, zdecydowanie było gorące.

Ale Harry kompletnie stracił swoje zafascynowanie, kiedy przypominał sobie o tym całym zażenowaniu.

— Słabo wyglądasz, Styles — odezwał się chłopak, który kilka tygodni wcześniej klepał go po plechach, pytając, jak przechytrzył test Tomlinsona.

— Źle się czuję, ale to ostatni wykład — odpowiedział nieco niepewnie Harry, próbując skulić się w sobie jeszcze bardziej.

— Idź do domu. Inni w grupie cię lubią, więc wyślą ci notatki.

— Myślisz?

— Jasne. Lepsze to niż kaszlenie u tego chuja. Jeszcze zabijcie cię wzrokiem i nas zresztą też.

Harry pokiwał głową, zgadzając się z chłopakiem. Wziął swoją torbę, i pożegnał się z kilkoma znajomymi. Ruszył korytarzem, mając jedynie nadzieje na to, że Tomlinson nie będzie kręcił się nigdzie po korytarzu, ponieważ aula była zamknięta. W najlepszym wypadku liczył na to, że szatyna nie było nawet na wydziale i będzie miał spokój.

Już miał skręcać na schody, kiedy wpadł na kogoś.

— Przepraszam — wymruczał Harry, chcąc iść dalej i wyjść z tego miejsca.

— A gdzie to pan się wybiera, panie Styles?

Nie wierzył. Naprawdę nie wierzył, że to działo się naprawdę. Jakie było prawdopodobieństwo, że na wydziale, gdzie było koło tysiąca osób, wpadnie akurat na tą jedną. Niemalże zerowe! Zerowe! Ale nie, on musiał udowadniać, że najgorsze scenariusze były możliwe.

— Do domu. Źle się czuję.

— Sala jest w drugą stronę, panie Styles — powiedział nieco złośliwym tonem Louis. Harry nawet na niego nie spojrzał.

— Sam pan mówił, że wykłady nie są obowiązkowe.

— Powiedziałem tam, to prawda — odpowiedział szatyn, uśmiechając się złośliwie i specjalnie zniżając głos. — Ale w obecnej sytuacji, ta zasada pana nie obowiązuję. Co więcej, zapraszam po wykładzie do gabinetu czterysta siedemdziesiąt, chyba mamy sobie coś do wyjaśnienia.

The Princess and the DevilOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz