15

684 30 4
                                    

Wiele rzeczy ulegało zmianie. Pogoda, moda, dosłownie wszystko. I on również uległ pewnym przemianom.

Ponieważ normalnie Harry nie mógł doczekać się zajęć Tomlinsona tylko po to, aby mieć je już za sobą i mieć całe siedem dni wolnego od przebywania w otoczeniu tego mężczyzny. Wolał uczyć się z notatek w domu niż słuchać, że nikt z grupy nie nadawał się na dobrego kandydata na rynek pracy, choć szatyn nic tak naprawdę nie wiedział o nich i ich zdolnościach.

I, cóż, teraz było inaczej, bo niemal że zniecierpliwieniem czekał na te wykłady. Niech nikt nie zrozumie go źle. Nie miał zamiaru wpadać mężczyźnie w ramiona, nie był w końcu głupi. Ale może gdzieś w głębi liczył na to, że uda mu się jakoś zdobyć choć krótkie muśnięcie ust. Ale musiał się również o to postarać. Udowodnić, że nadal był warty tego wszystkiego.

Louis bowiem oczywiście bardzo szybko zaznaczył, że chłopak nie będzie miał ani grama taryfy ulgowej, niezależnie od tego, co ich łączyło. Zgodził się z tym od razu. Był ambitny i chciał posiąść tę widzę. Nie chciał mieć dobrej oceny tylko dlatego, że prawie przespał się z prowadzącym.

Tego dnia od rana miał całkiem dobry humor, ponieważ wiedział, że zobaczy Louisa. Skoro oficjalnie – co prawda to oficjalnie było tylko między ich dwójką, ale to im wystarczyło – randkowali, to oczywistym było, że brunet chciał cieszyć się z tego spotkania. Starał się jednak zachować swoją zwyczajową twarz, aby nie dać po sobie niczego poznać.

Jedynym nieco krępującym momentem było to, jak ktoś wskazywał na jego malinkę i, co bardziej bezczelni, pytali się o jej historię. A na usta Harry'ego cisnęła się prawda, której jednak z siebie nie wydusił. Uśmiechnął się jedynie wtedy delikatnie, mówiąc, że może jego sympatią faktycznie trochę za bardzo zaszalała. A taka była prawda, ponieważ Louis wcale nie musiał robić mu malinki w akcie niemej zemsty za to, że nie dał się pocałować. Oczywiście ominął wszelakie szczegóły, ale sama informacja, że miał sympatię zdawała się wystarczyć reszcie i nie dopytywali dalej.

Teraz czekał pod aulą, gdzie tego dnia zajęcia miał mieć Louis. Mimo ogólnego zadowolenia, musiał przyznać, że czuł trochę zmęczony, ponieważ myślał nad wszystkimi potencjalnymi scenariuszami ich spotkania w sali. No i przez te swoje myśli nie mógł zasnąć przez większą część nocy. Co w tym momencie jednak zdecydowanie było dla niego na plus. Przez delikatnie niewyspanie jego radość nie była aż tak widoczna, kiedy ziewał co chwila. I choć rano wydawał się być całkiem energiczny i zmotywowany, to jednak uśmiech na jego twarzy malał wprost proporcjonalnie do wzrostu zmęczenia i chęci ziewania.

Oczywiście napił się kawy, ale ta z automatu na parterze w niczym nie przypominała tej, którą parzył sobie w malutkim ekspresie z samego rana z dodatkiem bitej śmietany i kakao na górze.

Kiedy weszli do sali, zaraz schował uśmiech pod lekkim płaszczykiem strachu. Musiał utrzymywać przez fakt, że oni wcale nie byli sobą zainteresowani, tylko pałali do siebie niechęcią.

Tego dnia również miało być kolokwium. Harry uczył się do niego już wcześniej i liczył na to, że uda mu się jednak skupić na kartce a nie na mężczyźnie, który będzie pewnie chodził po sali albo udawał, że sprawdzał coś w swoich dokumentach. Mimo to jeszcze nikt nie odważył się ściągać na jego zajęciach. Brunet mimo wszystko cieszył się z tego, ponieważ nie chciał pisać tego samego kolokwium dwa razy. Nie po to poświęcał swój wolny czas na naukę.

Kiedy tylko zaczął pisać, kompletnie się wyłączył skupiając się wyłącznie na kolejnych pytaniach. Wiedział, że szło mu dobrze. W końcu miał naprawdę dobry system nauki, aby ani razu nie wypaść z rytmu i zdobywać jak najlepsze oceny. Może i nie był największym kujon, ale zdecydowanie nie lubił kończyć przedmiotów ze średnią, która dawała mu mniej niż cztery. Miał swoje ambicje.

— Panie Styles, ja wiem, że zez może być poważną chorobą, ale proszę obrać inny cel niż kartka kolegi.

Harry zaraz uniósł głowę, kiedy usłyszał słowa Louisa skierowane w swoją stronę. Przecież cały czas gapił się tylko na swój test, a na dodatek James nie miał napisanego prawie ani słowa.

— Nie zezuję nigdzie i nie mam zeza — odpowiedział Styles. Nie rozumiał, dlaczego Tomlinson znów się na niego uwziął. Chciał pokazać światu, jak bardzo mógł nienawidzić go pod publiczkę?

— Robi pan ze mnie głupka?

— Nie? — Ale istnieje opcja, że ty ze mnie owszem, dodał w myślach.

— Jako, że jest pan pierwszą osobą z tej grupy przyłapaną na ściąganiu, a semestr już jest za połową, zrobię wam taryfę ulgową i obleję tylko pana.

Poczuł, jak dłonie zaciskają się w gniewie. Co on sobie wyobrażał? Wiedział, że Tomlinson był, jest i będzie dupkiem. Wstał ze swojego miejsca i pozbierał swoje rzeczy. Po tym ruszył w stronę biurka i cisnął kartką w biurko.

— Do widzenia — syknął Harry, odwracając się i ruszając do wyjścia z sali. Wiedział, że Louis nie mógł go powstrzymać, zresztą brunet nawet tego nie chciał.

Kiedy tylko opuścił salę z trzaśnięciem drzwi, oparł się o ścianę, powstrzymując płacz. Głupi on dał się omamić kilkoma głupimi słówkami. Przecież Tomlinson od początku go nienawidził, więc dlaczego on się łudził?

To były jego ostatnie zajęcia, na które nie zamierzał nawet wracać. Wolał za to ruszyć do mieszkania, chowając się pod kołdrą i wypłakując oczy. To był jakiś plan i wszystko wskazywało na to, że uda mu się go zrealizować. Jednak kiedy był już w połowie drogi, poczuł jak jego telefon wibruje. Wyciągnął go z kieszeni swojej kurtki, widząc imię, którego nie chciał mieć na ten moment przed oczami.

Odebrał jednak, mając nadzieję, że jeśli wyładuje swój gniew, to poczuje się lepiej.

— Gdzie jesteś, Harry? — zapytał od razu mężczyzna.

— Na chodniku — odpowiedział. Nie miał zamiaru dać sobą pomiatać i naprawdę nie miał ochoty na to, aby go dzisiaj oglądać.

— Na jakim chodniku?

— Betonowym.

— Harry...

— Czego ode mnie jeszcze chcesz? Bardziej mnie dobić?

— Miałem inne plany, szczerze mówiąc, ale nie sądziłem, że zareagujesz aż tak emocjonalnie. — Harry zmarszczył brwi, kiedy usłyszał ciężkie westchnięcie, jakby Louis musiał uporać się na raz z problemami całego świata. — Skończę to, co mam tutaj do zrobienia i przyjadę, żeby to sobie z tobą wyjaśnić.

— A co jeśli nie chcę cię widzieć?

— To masz problem, bo nie będę znosił twojego nadąsania się przez kolejne kilka dni.

Oburzył się słysząc te słowa. Louis naprawdę potrafił być bezczelny, ale teraz przesadził. Bez słowa rozłączył się i wyłączył jakiekolwiek dźwięki i wibracje, po czym upchnął na nowo telefon w kieszeni i wściekle popędził w stronę swojej okolicy. Musiał wejść jeszcze do sklepu i kupić sobie swoje ulubione przekąski, bo on tych nerwów chyba sam na przetrawi.

Na pewno nie otworzy mu drzwi. Na pewno!


The Princess and the DevilOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz