W końcu nadszedł ten dzień, na który Harry czekał od naprawdę długiego czasu. Nareszcie mieli wybrać się na randkę. Brunet kompletnie nie spodziewał się tego, że ten dzień nadejdzie, ale na wszystko zawsze miał przyjść odpowiedni czas.
I nadszedł w pewną sobotę, gdy obudziły go miękkie pocałunki. Oczywiście, że był lekko zdziwiony, ponieważ Tomlinson w weekendy nigdy nie wstawał wcześniej od niego. Co najwyżej robił to razem z nim, kiedy Harry wyrzucał go po zakupy.
— Co jest, Lou? — mruknął kompletnie zaspany Styles. Nie był na żadnej imprezie, może wypił wieczór wcześniej dwa słodkie piwa, kiedy widział się z Niallem, ale te przecież nie ścięłyby go na tyle godzin. — Która jest godzina?
— Po ósmej.
— Co? Przecież ty się o tej godzinie nie budzisz. Zostaw mnie, na pewno jesteś snem.
Jednak na pewno nie był, kiedy poderwał się. Szatyn musiał mu udowodnić, że być czymś więcej niż tylko senną marą i połaskotał go po odsłoniętych stopach. To spowodowało, że Harry obudził się niemal natychmiastowo i spojrzał zły na Louisa.
— Czemu mnie budzisz?
— Bo zrobiłem ci śniadanie. Okej, byłem i kupiłem, ale sam narzekasz, że tylko rano są twoje ulubione słodkie bułeczki.
Harry już lekko się uśmiechnął. Louis zmusił się do wstanie specjalnie dla niego, co było naprawdę miłe. Podniósł się lekko i przeciągnął. Miał plany, aby spędzić dzień, wylegując się w łóżku, ale zaczynał wierzyć, że chyba nic z tego.
I chciał już wstać, ale Louis go powstrzymał, przynosząc ulubioną tacę chłopaka do łóżka. Brunet aż zaczął być podejrzliwy.
— Czegoś ode mnie chcesz.
— Być może. Ale najpierw zjedz, kochanie.
I, cóż, Styles nie miał zamiaru odmówić sobie swoich ulubionych wypieków, na które mógł nałożyć jagodowy dżem i popijać ciepłym kakao, które sączył ze swojego ulubionego kubka. Louis zjadł razem z nim, chociaż on postawił na czekoladowe wypełnienie. Jedzenie szybko zniknęło, pozostawiając po siebie jedynie kilka okruszków i puste kubki.
Tuż po tym miłym posiłku, chłopak padł na łóżko. Uwielbiał budzić się w łóżku Louisa, które było mimo wszystko większe niż jego własne, więc mógł bez problemu wyciągnąć nogi, nie zderzając się z nikim.
— Ale jestem najedzony, chyba pęknę. Ale za to jaki szczęśliwy. Twoje czyny budzą we mnie tyle sprzecznych emocji — jęknął Harry, gładząc się po brzuchu. Chociaż było to niespodziewane, to uznał, że takie śniadania mógłby mieć codziennie.
— Daj, wyniosę to.
— Jesteś dzisiaj za dobry. Znów wylałeś sok na moje białe spodnie?
— Nie — odpowiedział Louis, unosząc lekko brew. Mówił mu przecież, że to był wypadek.
Harry niespecjalnie mu uwierzył, ale nie powiedział nic więcej. Zaraz jednak jego podejrzenia zniknęły, ponieważ jego ukochane, białe i przewiewne spodnie zostały u niego. Potarł lekko czoło, czując chłód bijący od bransoletki, którą dostał od Louisa podczas jednego z jego wyjazdów. Okazało się, że mężczyzna kompletnie o niej zapomniał.
Podobała mu się. Chciał kiedyś pojechać do Barcelony, a szatyn obiecał mu, że pewnego dnia kto wie, może wybiorą się tam razem.
Zaraz jednak widok Harry'ego został zasłonięty, kiedy stanął nad nim Louis z bukietem kwiatów.
CZYTASZ
The Princess and the Devil
Fiksi PenggemarHarry stąpa raczej mocno po ziemi. Wierzy w równość, wierzy w zasady. Przy tym nienawidzi uprzedzeń i wywyższania się, z czym spotyka się niemal codziennie jako student. W końcu wykładowcy to prawie bogowie. Jednak prawdą jest również to, że Harr...