Plan Klausa.

410 32 3
                                    

❛ㅤ───────﹒Leżałam sobie spokojnie ponieważ nie mogłam zasnąć przez całą noc, kiedy usłyszałam kroki i poczułam zapach Klausa. Spojrzałam na niego kiedy wyciągnął fiolkę z trutką z mojej torebki.

- Nie użyłam jej. - Powiedziałam cicho.

- Nie śpisz.

- Prawie nie zmrużyłam oka. W tym domu panuje zaduch.

- Co cię powstrzymało? Mogłaś się od tego uwolnić. Ode mnie. - Czułam ten ból jego.

- Gdy walczyłam z wampirami zrozumiałam, że chronie nie tylko siebie. Może przez to że rodzice oddali mnie pod drzwi komuś zamiast być przy mnie. Zawsze gdy o tym myślę czuję się odrzucona przez własną rodzinę i nie pozwolę by kogokolwiek tak traktowano.

- Zdaje się, że mamy wiele wspólnego. Oboje jesteśmy wyrzutkami którzy walczą o przetrwanie gdy zostaną przyparci do muru.

- Jak teraz.

- Owszem. Pora się odgryźć. Mały wilczku. - Uśmiechnęłam się nieznacznie na przezwisko jakim mnie nazwał.

- Sprawa z Marcelem. Umowa z czarownicami. Plan jego obalenia... Rebekah mówi że kochaliście się jak rodzina. Co się stało?

- Stworzyłem go takim jaki jest. Traktowałem jak syna. Ze sto lat temu mój ojciec wypędził z miasta mnie i rodzinę. Sądziliśmy, że Marcel zginął. Opłakiwaliśmy go. Każdy na swój sposób. Lecz po powrocie przekonałem się że przetrwał, a nawet się rozwinął. Zamiast nas odszukać i trzymać się razem podjął decyzję by przejąć całą schedę po mojej rodzinie. Teraz mieszka w naszym domu. Śpi w naszych łóżkach. Wszędzie widnieje "M" ale nie od Marcela tylko Mikaelsonów. Chcę to wszystko odzyskać. Jeśli będę musiał usunąć go z drogi to tak uczynię. - Odparł oraz zaczął iść w kierunku wyjścia. - Ktoś zamontuje klimatyzację. - Powiedział i wyszedł.

Przetarłam oczy i wzięłam do ręki telefon oraz wybierając kontakty i wyszukałam numer Scotta. Chwilę zastanawiałam się czy na pewno zadzwonić. W końcu wybrałam.

- Halo? - Odezwał się brat.

- To ja. Annabeth. - Powiedziałam oraz westchnęłam nie wiedząc co powiedzieć dalej. - Ja... chciałam przeprosić. Gdybym nie wyłączyła uczuć... Byłbyś teraz z Allison...

- Nie, nie obwiniaj się. - Powiedział, po chwili ciszy.

- Chciałam się spytać czy już w porządku u was? - Spytałam.

- Tak, nie musisz się martwić... - Powiedział i zapanowała chwilowa cisza. - Mogę wiedzieć gdzie jesteś? Co się stało?

- Tak... no więc wyjechałam bo dostałam wiadomość, że ktoś z mojej biologicznej rodziny tu jest... w Nowym Orleanie. Jednak to była pułapka, w którą wpadłam przez czarownice... Przetrzymywały mnie ponieważ mam... jestem... w ciąży. Będę mamą Scott. - Powiedziałam i wybuchłam płaczem. - Najgorsze jest to że wczoraj byłam o krok od zabicia tego dziecka... byłam przerażona bo te dziecko jest moje i Klausa. Ja boję się że to się nie uda, że on lub ona nie będzie mieć dobrego kochającego domu... - Powiedziałam ledwo przez płacz.

- Annabeth spokojnie... Na pewno te dziecko będzie bezpieczne. Po prostu wróć do Beacon Hills... - Zaczął mówić, lecz przerwałam mu.

- To nie jest możliwe. Wiedźma rzuciła klątwę na mnie... jeżeli wyjadę z Nowego Orleanu to zginę i ja i dziecko. W dodatku jestem pewna że Klaus nie pozwoli mi uciec z dzieckiem... Tak się boję...

- Spokojnie, wszystko jeszcze się ułoży. Zawsze byłaś tą silną i pewną siebie dziewczyną. Gdzie ta dziewczyna się podziała?

- Aktualnie umarła w dniu kiedy pozwoliła umrzeć Allison...

- Nie mów tak. Dobrze zrobiłaś. Sama mówiła że nie chciała by się stać wampirem. To nie twoja wina.

- Dziękuję ci braciszku. Przekaż mamie że ze mną wszystko okej. Pierwotni chronią mnie.

- Dobrze, przekażę. Obiecuję że przyjedziemy do ciebie.

- Może lepiej nie róbcie tego...

- Czemu?

- Kiedy pierwotni wyjechali z Nowego Orleanu pod ich nieobecność władzę objął wampir, który sprawił że wygonił wilkołaki, czarownice podporządkował tak że jak któraś użyje mocy to zginie, a wampiry są pod jego władzą. - Powiedziałam szybko. - Jeżeli któreś z jego wampirów zobaczy wilkołaka zabiją go.

- Dobra zobaczy się jeszcze. - Odparł.

- Scott, ja nie żartuje. Prawie mnie zabili wczoraj i tak teraz Klaus ma kłopot bo prawie jego plan zniszczył się przez to że musiałyśmy z jego siostrą zabić te wampiry.

- I tak przyjedziemy. Coś się wykombinuje. - Odparł, a ja pokręciłam głową zrezygnowana z myślą jaki jest uparty.

- Dobrze, muszę kończyć. Pa. - Powiedziałam i kiedy pożegnał się rozłączyłam się.

Wytarłam łzy i położyłam się z powrotem na łóżku z myślą czemu to wszystko się dzieje.

•••

Siedziałam na podłodze i czytałam sobie podczas gdy Rebekah z Klausem ucięli sobie pogawędkę.

- Jak mogłeś się pozbyć tych wampirów beze mnie? Wiesz, że lubię się bawić ogniem. - Powiedziała blondynka.

- Miałem ich zostawić by zgnili przed domem? Poza tym to było moje zadanie. Zaatakowali bezbronną dziewczynę, która nosi moje dziecko.

- Jestem poruszona. Obudziły się w tobie ojcowskie uczucia do małej hybrydy, która rośnie w brzuchu większej hybrydy.

Weszłam do pokoju gdzie byli, trzymając wciąż księgę z historią Mikaelsonów w rękach.

- Większa hybryda chciałaby poznać plan. - Powiedziałam pewnie.

- Zależy jaki plan masz na myśli. Mój na przejęcie władzy czy Rebekah na odnalezienie miłości w okrutnym świecie? - Spytał kpiąco, a pierwotna rzuciła w niego ołówkiem.

- Plan uwolnienia Elijah. Lepszego brata, który jest przetrzymywany przez twojego wroga bo wbiłeś mu nóż w plecy.

- W pierś dokładniej mówiąc. - Poprawił mnie i usiadł w fotelu jak król.

- Obiecaliście go odzyskać, macie plan czy nie? - Spytałam w końcu.

- Po pierwsze Marcel nie jest moim wrogiem tylko przyjacielem. Jednakże nie spodziewa się że podkopuje jego pozycję społeczności dzielnicy francuskiej. Po drugie wbiłem Elijah sztylet by zdobyć zaufanie Marcela. Gdybym wiedział, że odda mego brata w ręce paskudnej nastoletniej czarownicy inaczej bym to rozegrał. Kontynuuj siostro.

- Plan jest dość prosty. Klaus poprosi Marcela o zwrócenie Elijah. - Wyjaśniła Rebekah, a ja uniosłam brwi.

- To nie wszystko prawda?

Rebekah zaśmiała się.

- Klaus może nie jest wzorem rodzeństwa, ale nie ma nikogo bardziej diabolicznego.

- To tylko plan A. Zawsze jest plan B. - Oznajmiła hybryda.

- Jaki?

- Wojna. - Stwierdził, a ja westchnęłam z myślą po co pytałam. To było jasne.

Oni wyszli a ja znów zostałam nudząc się i zaczęłam rozmyślać.

To nie tak że podobał mi się Elijah, po prostu czułam się winna tego że to przeze mnie Klaus oddał go Marcelowi. Ja chyba wciąż darzyłam nikłym uczuciem do Klausa.

Poprawka nigdy nie przestało mi na nim zależeć. Gdy dowiedziałam się całej prawdy tym bardziej było mi łatwiej go rozumieć. Choć wciąż były momenty jak te, że nie byłam za jego pomysłami. ﹒ ❜

WRITER:

Hejka oto nowy rozdział oraz oby wam się podobał!

Przepraszam za błędy!

1002 Słów

Teen10wolfwilk

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 26, 2022 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

♠️Annabeth McCall♠️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz