Rozdział 11.

246 13 0
                                    

Pov. Molly

Warknęłam pod nosem, klnąc jednocześnie, gdy o mało się nie zabiłam. Byłam w galerii jakieś dwadzieścia minut, a przeszłam obok śmierci prawie siedem razem. Nie wiedziałam, co było tego dnia złego w szpilkach, lecz serdecznie miałam ochotę wyrzucić je do pobliskiego śmietnika, następnie go podpalając. Na dodatek zaczął padać deszcz, przez co byłam cała mokra. Całe ubranie kleiło się do mnie i wyglądałam, jak przemoknięta kaczka.

Tamten dzień był istną porażką.

Weszłam do trzeciego i ostatniego sklepu, do jakiego chciałam iść i zaczęłam chodzić między uliczkami, szukając czegoś ciekawego, lecz nic nie znalazłam. Szybko wyszłam z sieciówki i wyszłam z galerii. Jęknęłam, gdy zobaczyłam, że deszcz lał coraz mocniej, a do samochodu miałam dobre trzydzieści metrów. Po chwili analizowania wszystkiego w głowie pobiegłam w stronę czarnego Mercedesa. Modliłam się w duchu, by nie przewrócić się na środku parkingu, co na szczęście się nie wydarzyło.

Zrzuciłam z siebie zapinaną, cienką kurtkę, ponieważ była cała przemoknięta i odpaliłam silnik. Wjechałam na drogi, kierując się do swojego domu. Zamierzałam resztę dnia spędzić w łóżku, oglądając kolejne odcinki Lucyfera i popijać przy tym gorącą czekoladę. Dlatego też jechałam skrótami, by szybko wdzielić swój plan w głowie do życia realistycznego.

Dojechałam pod wieżowiec i wyszłam z sanochodu, biegnąc do niego. Zwolniłam kroku dopiero wtedy, gdy poczułam, że już na mnie nie padało. Wjechałam windą do swojego mieszkania, a następnie odetchnęłam, czując znajomy zapach. Zrzuciłam szpilki na podłogę i resztę ubrań do łazienki, następnie wskakując w szare dresy i tego samego koloru koszulkę. Następnie weszłam pod koc, włączając serial. Niestety nie pooglądałam go długo, gdyż usłyszałam dzwonek telefonu.

– Cześć, mamo – mruknęłam dość niechętnie, przy tym popijając czekoladę. Nadal byłam zła na kobietę za to, że dzwoniła do moich znajomych i nie dawała mi świętego spokoju.

– Kochanie! – zaczęła entuzjastycznym głosem. Uniosłam brwi na ten znany ton – Za dwa dni do ciebie przyjeżdżamy! – krzyknęła do słuchawki, niemal sprawiając, że wybuchła mi głowa. Zachłysnęłam się piciem, gdy doszedł do mnie sens jej słów. Uchyliłam wargi, na chwilę się wyłączając.

Wiedziałam, że kiedyś nadejdzie dzień, w którym moi rodzice będą chcieli do mnie przyjechać, lecz nie podejrzewam, że to nadejdzie tego dnia. Nie byłam przygotowana na to, by w jakikolwiek stopniu ich ugościć, a tym bardziej nie miałam na to ochoty. Nie chciałam, by pomyśleli, że nie chciałam ich widzieć na oczy, lecz po prostu przyzwyczaiłam się, że w mieszkaniu byłam tylko ja i niewinny kot, który nic nie robił. Nie umiałabym się nagle nauczyć mieszkać z kimś nawet przez chwilę.

Po drugie ona nawet się nie zapytała, czy mogli przyjechać. Oświadczyła mi tylko, że to zrobią, nie pytając się, czy miałam coś przeciwko temu. A miałam i to dużo. Tak bardzo się przyzwyczaiłam do tego, że miałam ogromną przestrzeń osobistą, że nie umiałam wyobrazić sobie, by ktoś nagle tu zamieszkał. Nie czułam się dobrze, gdy ktoś przebywał tak blisko mnie w moim mieszkaniu. Nie czułam wtedy kompletnie przestrzeni osobistej, przez co czułam się psychicznie źle.

Miałam już przed oczami to, jak moja matka by wchodziła w moje życie w każdej sprawie. Znając ją byłam pewna, że gdyby była u mnie, ja dostałabym istnej kurwicy. To był kolejny powód, dlaczego ona powinna była się pogodzić z tym, że byłam dorosła i potrzebowałam więcej prywatności, niż kiedyś.

– A Nie pomyślałaś o tym, by najpierw spytać się mnie o zdanie? – warknęłam trochę ostrzej, niż może powinnam. Przejechałam językiem po zębach, gdy nie usłyszałam odpowiedzi – Mamo, o takich rzeczach mówi się wcześniej – wyjaśniłam, chwytając się za górę nosa i wzdychając przy tym.

My two faces Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz