Wierzyłam w te szczęśliwe zakończenia, które pojawiały się na ostatnich stronach bajek. Za dzieciaka bardzo lubiłam, gdy mama przychodziła do mnie do pokoju, czasami też z tatą i czytali mi książki o księżniczce i księciu. Zamykając oczy zawsze wyobrażałam sobie, że tą księżniczką byłam właśnie ja, a książę był moim wymarzonym chłopakiem.
Wstyd się było przyznać, ale nawet w wieku dwudziestu dziewięciu lat miałam takie zdanie i wątpiłam, że miało się ono kiedyś zmienić. Ja po prostu już taka byłam. Zawsze starałam się patrzeć na wszystko z plusami, widząc wszędzie szczęście i dobre zakończenie. A może nawet nie były to moje głupie wymysły, a fakty, które się sprawdzały. Bo od małego uczyli mnie, że nie można było się smucić, a iść przez drogę życiową z uniesioną głową i pokazać życiu, że to ty stawiałeś warunki, a nie ono.
Zawsze starałam się tak iść przez życie. Nie zamierzałam patrzeć w to, co było kiedyś, a jedynie do przodu i zdobywać każde, nowe cele, jakie sobie wymyślałam. Każdy wiedział, że jednym z moich kilku marzeń było poznać miłość mojego życia, w którą przy okazji zawsze wierzyłam, a następnie założyć rodzinę. To właśnie ona była moim priorytetem, który zawsze stawiałam na pierwszym miejscu. To właśnie ona jakoś mnie podtrzymywała, gdy miałam gorsze dni i dla tej myśli właśnie żyłam. Dlatego też, gdy zobaczyłam dwie kreski na teście ciążowym prawie dostałam zawału.
Nie wierzyłam w to, co widziałam. Z Fabianem staraliśmy się o dziecko już od prawie trzech lat i nic. Chodziliśmy do lekarza, robiliśmy masę badań, które za każdym razem wykazywały, że wszystko było w porządku, a mimo to nie udawało się. Odrzuciłam palenie papierosów, choć robiłam to rzadko, podobnie alkohol, Harvey to samo. W skrócie zaczęliśmy o siebie bardzo dbać, by ewentualnie już na początku ciąży nie było żadnych problemów. Ale nie było żadnego śladu, który mógłby wskazywać, że w moim brzuszku coś już było.
Zastanawiałam się, co się stało. Miałam myśli w głowie, że może to był znak od losu, że nie powinniśmy mieć dzieci, lecz nie chciałam przyjmować ich do świadomości. Od zawsze o nich marzyłam i nawet nie chciałam myśleć o takich rzeczach. Dlatego starałam się dalej. Nie straciłam nadziei, modliłam się wieczorami o cud i byłam dobrej myśli. Jak widać dobrze zrobiłam, nie tracąc wiary w to, bo już po dwóch miesiącach się udało, a ja byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie.
W oczach stanęły mi łzy. Drżącą rękę trzymałam dowód na to, że w końcu się udało, a drugą zaciskałam na ustach, by nie wydać z siebie dźwięku. Już po chwili płakałam, ale ze szczęścia. Moja radość była nie do opisania. Byłam tak strasznie dumna z nas i szczęśliwa, że w końcu się nam udało. Nie poddaliśmy się i widać, że było warto. Teraz nosiłam nasz skarb pod sercem, chcąc dać mu wszystko. I wiedziałam, że dam mu, co tylko będzie chciało. Księżyc, słońce i każdą gwiazdę, bo w końcu to ono było naszym sensem życia.
Naszą, małą kopię, której chciałam pokazać świat z jak najlepszej strony.
Nie mogłam się opanować przez dobre kilku minut. Płakałam, dziękując wszechświecie, że spełnił moje najważniejsze życzenie. Na chwiejnych nogach wstałam i wyszłam z toalety. Na twarzy miałam uśmiech, choć emocje nadal były tak ogromne, że nie przestawałam płakać. Od razu, jak wyszłam zza drzwi zobaczyłam swojego narzeczonego. Musiał przechodzić akurat obok łazienki, kierując się do kuchni, bo trzymał w ustach kawałek kanapki. Ten widok mnie rozśmieszył do tego stopnia, że zaśmiałam się głośno.
– A tobie co? – spytał z pełną buzią, widząc mnie w tak nietypowym wydaniu – Dostałaś okresu? – uniósł brew i przekręcił głowę w bok, jakby chciał ocenić mój stan. Przekręcałam oczami na jego głupotę, gdy on dokańczał jeść.
CZYTASZ
My two faces
RomancePolubiłeś moje dwie maski, a pokochałeś tą najprawdziwszą. 18.06.2022 - 15.04.2023