Miłość była pięknym uczuciem. Wydawała się bardziej fikcyjna, niż realistyczna, ale istniała. Rzadko ona się pojawiała, a tym bardziej rzadko była prawdziwa, lecz była. Istniała, a swoim istnieniem sprawiała, że ludzie czuli się, jak w bajce. Nie dało się opowiedzieć, co przynosiła ze sobą, bo przynosiła wiele. Było z nią szczęście, ekscytacja, radość, ale też rozpacz, łzy i zwątpienie. Miłość przynosiła ze sobą wiele, ale i też każde z tych emocji uczyło nas tego, że na wszystko trzeba było pracować oraz wszystko trzeba było pielęgnąwać.
Złe i te przykre momenty też się pojawiały, gdy dwójka ludzi zaczęła się w sobie zakochiwać. Były nieporozumienia, czasem też większe kłótnie, lecz to było normalne. Normalne do momentu, gdy po pewnej niemiłej chwili umieliśmy siąść i porozmawiać. Wytłumaczyć sobie, jak widziały to obie strony i powiedzieć, co wtedy poczuliśmy i co nas zdenerwowało. W momencie, kiedy tego nie umieliśmy robić cała relacja była skreślona. Bo nigdy nie dało się zbudować czegoś prawdziwego bez możliwości rozmowy i to szczerej.
Zawsze się obawiałam zdrady. Również zawsze wydawało mi się, że miałam większą obsesję na tym punkcie, niż inni. Mogło mi się to tylko wydawać, lecz szczerze w to wątpiłam. Naprawdę byłam bardzo przewrażliwiona na tym punkcie, czego czasami się wstydziłam. Byłam w takim stanie, że jeden niepodpisany sms mógł sprawić, by moje myśli kręciły się wokół zdrady.
Dlatego nie dziwiłam się szczerze Fabianowi, że nie chciał ze mną rozmawiać, widząc mnie w takich okolicznościach. Raczej byłabym zdziwiona, gdyby rzeczywiście dał mi dojść do słowa. Widziałam jego łzy w oczach, przez co czułam ogromny ból w sercu. Miałam wrażenie, że pękło mi serce, lecz ono pękło dopiero w momencie, kiedy podeszłam do bukietu moich ulubionych kwiatów, ponownie klękając na ziemi. Nie zwracałam uwagi na to, że mogłam być całą brudna. Nie było to dla mnie znaczące w żaden sposób. Szczególnie, gdy wpatrywałam się w czerwone pudełeczko.
W którym znajdował się niesamowicie piękny pierścionek z brylantem.
Ponownie zaczęłam wyć, ile miałam tylko tlenu w płucach. Krztusiłam się łzami, nie umiejąc się uspokoić. Czułam, jakbym umierała. Jakby całe moje życie się posypało, a może i nawet przestało istnieć. To było tak cholernie nierealne, że aż dziwne. Jeszcze niedawno stałam w tym samym miejscu z człowiekiem, w którym byłam zakochana, a teraz nie miałam nic. Nie miałam osoby, z którą chciałam dotrwać do końca swojego życia. Nie mając jego, nie miałam nic. Odchodząc, odebrał również cząstkę mnie, bez której nie umiałam żyć.
Płakałam głośno, nawet nie chcąc się uspokajać. Chciałam dać upust swoim emocjom, które pojawiły się we mnie, przez ten ostatni czas. Klęczałam na brudnej ziemi, dotykając czerwonych kwiatów i pierścionka. Ledwo widziałam na oczy, lecz ostatnimi siłami postanowiłam założyć go na palec. I to zrobiłam. O dziwo pasował idealnie i pięknie komponował się z moimi białymi paznokcie, dokładnie tak, jakby miał być idealnie dopasowany do nich i precyzyjnie przemyślany.
Chciałam, by to wszystko okazało się być snem lub słabym żartem. Miałam taką ogromną nadzieję, że to nie działo się naprawdę. Tak bardzo marzyłam, by to wszystko nie było prawdą. Lecz zbyt bardzo moje serce pękało z bólu, bym rzeczywiście mogła uwierzyć w to, że ten moment był zwykłym koszmarem, z którego miałam się następnie obudzić. Ból przeszywał się przez całe moje ciało, gdy drżałam z nagłego zimna i płaczu, jaki się ze mnie wydobywał. W tamtym momencie nie miałam ochoty żyć, bo już nawet nie miałam dla kogo.
– Molly? – usłyszałam za sobą znany mi głos. Zrobiło mi się niedobrze. Uchyliłam powieki, nadal łkając, lecz nie spojrzałam na Brada, który w tym samym momencie ukucnął obok mnie, próbując dać rękę na moje ramię – Mi naprawdę jest ogro... – przerwałam mu, odwracając powolnie głowę w jego stronę.
CZYTASZ
My two faces
RomancePolubiłeś moje dwie maski, a pokochałeś tą najprawdziwszą. 18.06.2022 - 15.04.2023