Wyszłam z budynku z dużym uśmiechem na twarzy. Słyszałam śmiechy dziewczyn, które były obok mnie i dopiero wtedy od kilku dni czułam się dobrze. Dokładnie tak, jak było przedtem. Nie słyszałam żadnych słów współczucia ani nie czułam na sobie uważnych spojrzeń, które wręcz wypalały mi dziurę w plecach. Było w końcu dobrze i zastanawiałam, do jakiego momentu tak miało być.
– Do zobaczenia, dziewczyny – pożegnałam się z nimi skinięciem głowy, czym odpowiedziały mi tym samym.
Podchodząc do swojego samochodu poczułam ulgę. Ta noc w pracy była dość inna, jak kilka ostatnich i nie wiedziałam, dlaczego tak było. Tańcząc spokojnie nie czułam tej euforii, jak zawsze. Czułam się obserwowana i to zaczęło mi przeszkadzać, a przecież nigdy nie czułam podobnego uczucia. W mojej pracy byłam przyzwyczajona do spojrzeń innych, a od jakiegoś momentu zaczęłam się z tym czuć bardzo niekomfortowo.
Weszłam do samochodu, włączyłam ogrzewanie, ponieważ październik dawał o sobie znać. Było coraz zimniej i już cienkie płaszcze nie były potrzebne, a raczej ciepłe kutki. Mimo tego, że nie lubiłam zbytnio zimna, kochałam jesień. Te ciepłe wieczory pod kocem z gorącą herbatą i dobrym filmem. A zdecydowanie najlepszym czasem w tej porze roku było obchodzenie Halloween. Była to moja ulubiona czynność.
Ochrząknęłam nieco, czując, że chyba zaczęło mnie brać jakieś przeziębienie i wyjechałam na drogi Manhattanu. Ze spokojem kierowałam się w stronę swojego mieszkania, gdy słońce nawet jeszcze nie wzeszło. Coraz bliżej było zimy, a mnie na tą myśl przechodził nieprzyjemny dreszcz. Wiedziałam, że wtedy siedziałabym tylko w domu, ewentualnie jeżdżąc do pracy.
Po krótkim czasie byłam już pod wysokim wieżowiecem. Wyszłam z samochodu, parkując niedaleko wejścia i weszłam do środka. Od razu uderzyło we mnie ciepło, na co uśmiechnęłam się pod nosem. Moje czarne szpilki stukały o szklane, eleganckie kafelki, gdy wchodziłam po schodach, aż do swojego mieszkania. Przekręciłam kluczem w drzwiach i już po chwili znalazłam się w ciepłym wnętrzu.
– Moje słońce – mruknęłam pod nosem, gdy usłyszałam miałczenie pod nogami. Zerknęłam na Lay, która ocierała się o moje nogi, a później uklęknęłam obok niej.
Mały, biały pyszczek ocierał się o moją dłoń, aż prosząc się, by go ucałować. Kochałam tego kota całą sobą i nie wyobrażałam sobie życia bez niego. Było to okropnie niesamowite, jak bardzo można było pokochać zwierzaka. Traktowało się ich, jak najlepszych przyjaciół, a osoby, które potrafiły ich nie doceniać i znęcać się nad nimi powinny były płonąć żywym ognień. Nie dało się zrozumieć, jak nie dało się kochać tych niesamowitych stworzeń, które na dodatek same mogłyby oddać za nas życie.
Dryń, dryń, dryń.
Jęknęłam, mając ochotę uderzyć głową o drzwi, gdy usłyszałam ten przeklęty dźwięk i wyciągnęłam dzwoniące urządzenie z torebki. Nie chciałam odbierać, ale nie umiałam tego nie zrobić. Zawsze wydawało mi się, że coś się działo i wtedy zawsze odbierałam. Było to dość dziwne, choć czasami to rozumiałam, bo wolałam odebrać i dowiedzieć się, co się stało, niż później żałować, że tego nie zrobiłam.
Choć w niektórych momentach żałowałam, że jednak odbierałam.
– Halo? – warknęłam, nie patrząc nawet na wyświetlacz. Nie interesowało mnie zbytnio, kto dzwonił. Byłam tak zmęczona, że pragnęłam zanurzyć się po szyję w kołdrze, a nie wysłuchiwać czyjegoś głosu o pieprzonej szóstej nad ranem.
– Pani Molly? – usłyszałam cichy głos, który od razu mnie ożywił. Otworzyłam szerzej oczy, prostując się – Jest u pani mój wujek? – ponownie spytała niepewnie, a w jej głowie słyszałam ogromny smutek.
CZYTASZ
My two faces
RomancePolubiłeś moje dwie maski, a pokochałeś tą najprawdziwszą. 18.06.2022 - 15.04.2023