_-29-_

79 7 7
                                    

Wiedzieliśmy, że nie ma sensu się wyrywać. Mieli przerażającą przewagę liczebną, jakby spodziewali się nas tutaj. Brązowowłosa dziewczyna, która prowadziła gwardzistów, szła na samym przodzie, nie odzywając się słowem. Dopiero teraz mogłam się jej przyjrzeć, wyglądała na starszą. Miała oliwkową cerę i duże, brązowe oczy, a na sobie miała fragmenty zbroi płytowej. Z czasem jak wchodziliśmy coraz głębiej w miasto, zauważałam coraz więcej zieleni. Drzewa rosły tu bujniejsze, trawa zaścielała chodniki. Kiedy weszliśmy przez bramę na teren zamku, przystanęłam zaskoczona. Budowla była niesamowita. Wzniesiona z kamienia, ciemnego drewna, w oknach były kolorowe witraże, ale i tak największe wrażenie robiły różne rośliny zakorzenione w każdej szczelinie pomiędzy kamiennymi blokami. Przywodziło mi to na myśl starożytne ogrody Babilonii, ale o wiele piękniejsze.

Żołnierz popchnął mnie do przodu, abym nie spowalniała marszu. Ręce miałam spętane z tyłu, więc nie ma mowy o dobyciu broni.

Jednak coś w tej gęstwinie mnie niepokoiło. Czułam się non stop obserwowana, a mieszanina woni kwiatów, zaczynała mnie powoli drażnić. Wkroczyliśmy do zamku. Przez chwilę kluczyliśmy korytarzami, aż w końcu doszliśmy do wspaniałej sali tronowej. Jedyne światło docierające do pomieszczenia, było wpuszczane przez  cztery ogromne witrażowe okna. Jeśli myślałam, że na zewnątrz było dużo roślin, to tutaj było ich mnóstwo. Bluszcze, nieduże drzewa, kwiaty, paprocie, zboża, oraz wiele innych. Na końcu kwiatowego dywanu, stał jeden, samotny tron obrośnięty dziwacznym zielono-błękitnym bluszczem, który sprawiał wrażenie jakby pulsował. Na nim, zobaczyłam męską sylwetkę. Dziewczyna poprowadziła nas przed tron, a gwardziści podcięli nogi, abyśmy przyklękli. Bez strachu uniosłam głowę i popatrzyłam się rzekomego króla. Był średniego wzrostu, oraz na pewno nie był starszy ode mnie, a spojrzenie z jego dużych brązowych oczu było zadziwiająco podobne do oczu brunetki.

- Król Aspen. - przedstawiła go dziewczyna - Generał Kalipso. - powiedziała najpewniej o sobie. - Jest jeszcze ktoś, ale ją pewnie znacie. Jane Harper. 

Zza obrośniętego bluszczem filaru wyszła czarnowłosa dziewczyna, a jej twarz pokrywał cień.

- Jane? - odezwał się Ranboo. Wszyscy musieliśmy mieć takie same zdezorientowane miny. 

- Wytłumaczysz nam z łaski swojej co tu się dzieje? - odezwałam się zirytowana.

- To jest tylko sen? Bo do cholery nie wiem jaki to koszmar, jeśli jest tutaj Tommy. - dogryzł swojemu bratu Wilbur

- EJ! Ty staruchu! Popatrz na siebie! SIWIEJESZ. - odgryzł się

- CISZA. - uciszył nas wszystkich Phil, zanim Kalipso zdążyła wkroczyć do akcji.

- Wasza "przyjaciółka" miała za zadanie was tu sprowadzić. Bardzo dobrze wywiązała się z tego zadania. - odezwał się po raz pierwszy Aspen.

- Po co? - zaczął Quackity - W sensie tu nie jest tak źle, ale-

- Zostajecie aresztowani, pod zarzutem nielegalnego przekroczenia granic, oraz planowania zamachu na moje życie. Związać ich. - powiedział bez emocji

Już chciałam coś powiedzieć, gdy momentalnie zapanowało ogromne zamieszanie. 

- Panie! W zamku są Rebelianci! Uciekli z więźniami! - do sali audiencyjnej wpadł zdyszany żołnierz przez drzwi sali, za którymi rozlegały się alarmujące krzyki.

- Gonić ich! - krzyknęła rozeźlona Kalipso przesuwając się na przód - Nie mogą z nimi uciec! 

Momentalnie na posadzkę padło paru gwardzistów, a z ich nieosłonionych boków wystawały strzały, a kawałek dalej z narzędziem zbrodni... Sapnapa!? W oknie, zobaczyłam dwie postacie, a w następnej chwili były już przy nas, nacierając na wrogów. Nie miałam chwili do stracenia. Udało mi się rozerwać więzy i dosięgnąć miecza. Pamiętałam, że moja postać na serwerze, którą aktualnie jestem, walczy dosyć dobrze, raz za razem odbijałam ciosy miecza napastnika. Przetoczyłam się w bok i podcięłam mu nogi, następnie poderżnęłam gardło. Nie zastanawiałam się dłużej krwią na moich rękach. Zerknęłam w bok, gdzie strażnicy dalej nacierali. Brzdęk stali w uszach wyostrzał zmysły. 

- UCIEKAMY! TĘDY! - usłyszałam za sobą i popędziłam za postacią ubraną na zielono i maską z uśmiechem na twarzy. Oglądnełam się za siebie, upewniając się, że wszyscy usłyszeli polecenie i wpadłam do kamiennego, wilgotnego tunelu. Wejście jakby zapadło się przed nami.

- CO TU SIĘ DO CHOLERY DZIE... - zaczęłam podnosząc się z posadzki i odwróciłam się w stronę postaci - TechnoBlade!? Dave! To ty!? 

Przede mną stał dobrze zbudowany mężczyzna z długimi różowymi włosami i o władczym spojrzeniu. Kiedy pomagając mi wstać z ziemi uśmiechną się lekko.

- TECHNOOO - zaczęliśmy się z nim witać.

- Wszyscy są? - zapytał różowo włosy

Spojrzeliśmy po sobie. Wszyscy byliśmy cali i zdrowi. Przynajmniej na razie.

Techno zaczął rozglądać się dookoła. Po chwili spoważniał. Odezwał się:

- Straciliśmy Dreama i Sapnapa.



Siemka

no więc tak

ja jeszcze żyję 

podkreślam jeszcze 

bo jak nie odejdę przed końcem semestru to będzie niezłe osiągnięcie

czemu zawsze jak myślę że będzie lepiej wszystko się jebie

chociaż mogę se wychodzić na lekcjach do psychologa albo pedagog jak potrzebuje i jest to jedna z fajniejszych rzeczy w szkole + kupiłam dwa bluszcze żeby mieć poczucie przetrwania dla czegoś co jest ode mnie zależne duży mózg czas

i tak w sumie co tam u was? trzymacie się jakoś?

Jestem naprawdę dumna, że dalej sobie radzisz! Może nie słyszysz tego często, ale jesteś bardzo silną osobą! Wierzę, że dasz sobie radę i jeśli chcesz, możesz się w komentarzu tutaj, albo na tablicy gdzie opublikowałam podobny post, pochwalić się jakimś swoim osiągnięciem, albo planami, co będzie motywowało nas nawzajem. 

[edit: możecie mi pisać także w wiadomościach prywatnych]

Papa! Miłego wieczoru<3

𝑺𝒘𝒆𝒂𝒕𝒆𝒓 𝑾𝒆𝒂𝒕𝒉𝒆𝒓 --- 𝑾𝒊𝒍𝒃𝒖𝒓 𝒙 𝒐𝒄 |ZAWIESZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz