1
Wszedłem do biblioteki i zacisnąłem wszystkie mięśnie do tego stopnia, że zaczęły dygotać. Jakiś chłopczyk siedział na stoliku z szeroko rozstawionymi nogami, pomiędzy którymi siedziała Agnes. Moja Agnes. Trzymał swoje brudne łapska na delikatnej twarzy mojej żony i pochylał się gotowy do pocałunku. Zazgrzytałem zębami i przeanalizowałem pomieszczenie aby sprawdzić, czy mogę go postrzelić teraz. Zbyt dużo światków. Póki nie robie takich rzeczy z widownią to federalni mają całą moją działalność gdzieś. Ale gdybym zrobił to teraz na oczach ich wszystkich to mógłbym wyciągnąć konsekwencje. I tylko to mnie powstrzymało. Mimo wszystko nie potrafiłem patrzeć spokojnie jak trzyma łapy na tym co moje. I nie rozumiałem czemu ona się nie wyrywa tylko tkwi tak jakby oczekiwała tego co ma się stać.
- Agnese. - Warknąłem idąc w ich kierunku. Wyrwałem ją tym samym z zamyślenia. Otworzyła oczy, w których na nowo pojawiła się świadomość. Niemalże wyskoczyła z siedziska i zaczęła pospiesznie zbierać swoje rzeczy do torebki. Widziałem jak ten chłopaczek łapie ją za dłoń, którą tym razem wyrwała z uścisku. Bardzo kurwa dobrze.
Na stoliku stały dwa piwa, które omijała zbierając notatki i książki. Brunet badał mnie uważnym spojrzeniem w tak cynicznym wyrazem twarzy, że to aż niemożliwe. Nie wiedział z kim ma odczynienia, co mnie cieszyło. Zyskałem dzięki temu ważną rzecz jaką jest element zaskoczenia. Nikt się nie boi zabójców, do póki nie wie, że nimi są. Agnes unikała jego spojrzenia i mojego również. Bała się tak jakby coś zrobiła. Nie podobało mi się to.
- Z tego co wiem nie pije się piwa w miejscach publicznych. - Rzuciłem od niechcenia patrząc na niego z dystansem. Prychnął pod nosem.
- To prywatna uczelnia Proszę Pana, tu można więcej niż się wydaje. - Niewychowany gówniarz.
Chuj mnie obchodzi co ty robisz, do póki nie mieszasz w to mojej żony. Ale on tego nie zrozumiał. Usłyszał tylko to co miał ochotę. Denerwował mnie tym faktem mocniej niż mógłby przypuszczać.
- To może inaczej. - Postanowiłem mu wytłumaczyć. Ponieważ jako człowiek, który potrafi odnaleźć w sobie cierpliwość do pewnego momentu, byłem na tyle łaskawy aby dać mu szansę. - Agnes nie będzie piła piwa w miejscach publicznych i na pewno nie w twoim towarzystwie. Rozumiesz? - Wytłumaczyłem jak dziecku w podstawówce. Spojrzałem na Agnes, która była świadoma jak może się skończyć ta rozmowa. Dzieciak skinął głową.
- Jasne. - Puścił oko do Agnes. On flirtował z moją żona na moich oczach. To jakaś nowa moda? - To będę musiał zabrać ją na randkę. - Ha! To będę musiał cię zabić. Uśmiechnąłem się do niego tak jak on do mnie. Zaczynałem mieć w dupie potencjalnych świadków.
- Słucham? - Musiałem się upewnić, czy nie wyobraziłem sobie tej odpowiedzi. Wydawało mi się, że tacy idioci nie istnieją. A tu proszę. Chyba głupota ludzka nie zna granic.
- Matt, to tylko głupie włoskie żarty. - Wtrąciła się moja przerażona Agnes. Spojrzałem w te jej niewinne oczy, a potem od razu spojrzałem na rozluźnionego chłopaka. Jeszcze bardziej mnie denerwował tym brakiem skruchy. Nic mnie tak nie denerwuje jak młodzież, która uważa, że wszystko się jej należy. On uważał, że należy się mu moja żona. Poczułem jak łapie swoimi kruchymi palcami za moje przedramię. - Chodźmy już. - Szepnęła błagalnie. Ten głos jest moją zgubą. Ten niewinny, błagalny ton i błyszczące oczy. Była moją słabością a jej dłoń, która mnie ciągnęła, wywoływała przyjemne rozluźnienie pomimo ogromnego napięcia jakie czułem. Spojrzałem po raz kolejny na rozwalonego gówniarza i przypomniałem sobie jak nachylił się nad Agnes gotowy aby ucałować należące do mnie usta. Zacisnąłem mięśnie szczęki, mocniej niż dotychczas. - Proszę chodźmy. - Poprosiła a ja nie potrafiłem jej zignorować. Była zbyt dobra. Odetchnąłem ciężko i złapałem za jej dłoń. Skinąłem głową.
CZYTASZ
Włoska księżniczka #3 (Ukończone)
RandomStał i patrzył na mnie z wyższością. Oczywiście, czego innego mogłam się spodziewać? Absolutnie niczego, jedynie życia w ciągłym jego cieniu. Ot co. Zacisnęłam dłonie w pięści i poczułam jak czerwień rozlewa się na moje policzki. - Na kolana. - Pow...