Jesteś moim domem

20.3K 457 111
                                    

Chciałam tylko jego. Niczego poza. Chciałam mojego zakochanego, romantycznego i zaborczego męża, który schowa mnie w swoich ramionach i zacałuje na śmierć gdy przyjdzie taka potrzeba. Bo Matthew zasłużył na miłość. Na moją i każdą inną. Zasłużył na uśmiechy i całusy z zaskoczenia. Matthew zasłużył na wszystko o co bał się wcześniej prosić. Zostawiajac te wszystkie magiczne razy dla mnie. A ja chciałam mu je dać. Nie miałam wątpliwości zwłaszcza wtedy gdy pomógł mi się rozebrać i przytulił jakby jutra miało nie być. Jakbyśmy w tym uścisku mieli przetrwać wszystko, bo przecież mieliśmy. Nie miałam wątpliwości, że te silne ramiona ochronią mnie nawet przed utonięciem. W końcu obiecał, że nie pozwoli nam upaść, a on zawsze dotrzymywał obietnic. Nawet tych, których miałam nadzieję, że nie dotrzyma. Nawet jeśli owe obietnice miały być dla nas wyrokiem i czymś czego usilnie oboje nie chcemy. Mogliśmy spadać ale przysiągł nigdy nie pozwolić nam upaść. A ja musiałam w to wierzyć nawet w największych chwilach zwątpienia. Nawet wtedy gdy zapominałam jak wiele dla siebie znaczymy i wtedy gdy przestałam wierzyć, że mnie złapie. A przecież zawsze łapał. Tylko może ja nie potrafiłam wyciągnąć dłoni? Przygwożdżona zimnem jedyne czego szukałam to jego gorące palce. Nawet wtedy gdy ja byłam zawodem, a na owe ciepło nie zasługiwałam. On wydawał się tego nie zauważać, bo wtedy gdy ja czułam, że ponoszę odpowiednią karę, Matt ratował moje zagubione serce i płuca niemogące wziąć oddechu.

- Panie Davies nie może Pan z nią spać. - Usłyszałam męczeńską prośbę. - Musi mieć bezproblemowy dostęp do powietrza, a Pan zajmuje połowę łóżka. - Dodał po chwili mężczyzna.

- Ma z prawej strony. - Burknął mój mąż i poczułam wtedy jak przyciska mnie do siebie mocniej. Powietrze muskało moje drogi oddechowe przyjemnie łaskocząc. Czułam też jego dłonie na brzuchu i biodrze. Były gorące tak jak je pamiętałam. Nie potrafiłam jednak się ruszyć. Nie byłam w stanie oddać przytulenia, którym mnie obdarzył.

- Matthew, do cholery. - Warknął Aleksandro. - Nie pomagasz jej w ten sposób.

- Możesz mi possać. - Odburknął. - I ty doktorku też. - Dodał obojętnie. - W sumie to wszyscy możecie mi possać może to zamknie wam mordy i skończycie pierdolić w kółko jedno i to samo. Nigdzie się nie wybieram, bo muszę pilnować żeby było jej ciepło. - Skwitował. - Słyszałeś Anthony? - Zapytał. - Jeżeli jeszcze raz będziesz chciał mnie wyciągnąć z jej łóżka to przestanę być miły. - Zagroził całując mój policzek.

- Oni mają rację, masz swoją salę. - Westchnął Anthony. - Agnes potrzebuje spokoju i sterylności. - Zaczął tym swoim dominującym tonem głosu. - Ty też potrzebujesz chwili żeby dojść do siebie, w samotności do cholery jasnej. Matthew nie zachowuj się jak dziecko. Nie będę się z tobą szarpał. - Wykłócał się.

- Co tam szepczesz pod nosem? - Zironizował Matt.

- Matthew, szkodzisz jej swoim bezmyślnym zachowaniem. - Uniósł się Aleksandro.

- Weź, bo ci jeszcze żyłka pęknie. - Parsknął mój mąż. - Robicie niepotrzebny tłum, a jak już zostało zauważone niejednokrotnie, Agnes potrzebuje dużej ilości powietrza. Wyjdźcie, bo szkodzicie jej swoim nieodpowiedzialnym zachowaniem. - Stwierdził lekceważąco. - A poza tym jesteście nudni i denerwujecie mnie swoim gadaniem, a i ja potrzebuje odpoczynku. Więc wyjdźcie i wróćcie jutro albo najlepiej to za tydzień albo jak zaczniecie gadać z sensem. - Używał dużej porcji ironii i miałam ochotę zobaczyć reakcję jego rozmówców, bo jak narazie to każdy jeden milczał. Mentalnie się uśmiechałam. Ta rozmowa mnie bawiła i to jakim ignorantem próbuje być mój mąż również.

- Panie Davies niechże będzie Pan rozsądny. - Jęknął zrezygnowany lekarz.

- Jeszcze tu stoisz? - Odparł Matt.

Włoska księżniczka #3 (Ukończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz