Rozdział 6

402 16 0
                                    

     Gdy tylko uchyliłam powieki, moją głowę zajął Chase. Ciekawość brała nade mną górę. Nie znam chłopaka i nie wiem, czego mogę się dziś po nim spodziewać. Całą drogę do szkoły, którą spędziłam wraz z Theo, starałam się nie myśleć o brunecie, który niepokojąco cały czas chodził po mojej głowie.

- Jesteśmy - głos brata wyrwał mnie z letargu. Oderwałam wzrok od rąk, którymi się bawiłam i spojrzałam w jego kierunku - Wszystko w porządku?

- Tak - przytaknęłam, po czym posłałam mu uśmiech - Zamyśliłam się.

- Gdyby coś się działo, mów - poinformował miło. Kiwnęłam głową na znak, iż rozumiem - Masz pieniądze?

- Tak, przelałeś mi wczoraj na konto - potwierdziłam. Otworzyłam drzwi samochodu i wyszłam na zewnątrz. Zarzuciłam plecak na ramię i ponownie spojrzałam na bruneta - Do zobaczenia.

Pod szkołą chodziło parę uczniów, między nimi zauważyłam Chase z kolegami. On jeździł na desce. Odchylił jej tył tak, że zaczęły lecieć iskry do, których przyłożył papierosa i o dziwo odpalił. Pojebane. Spuściłam wzrok, by nie zauważył, że mu się przyglądam, gdy nagle ktoś na mnie wpadł, a moje nogi straciły grunt. Pisnęłam przestraszona.

Chłopak okręcił nas wokół, a po chwili znów stałam na nogach. Chwilę się przytulaliśmy, aż chłopak się odsunął.

- Cześć truskaweczko - wziął mnie pod ramię i razem skierowaliśmy się do szkoły. Mijając bruneta rzuciłam mu jedynie kpiący uśmiech.

- Kogo to moje oczy widzą - przed nami zjawił się Michael. Szeroki uśmiech gościł na jego twarzy, a oczy skierowane były wprost na mnie - Do naszego liceum chodzą piękne dziewczyny, ale ty to już przesadziłaś - przywitał się ze mną szybkim przytulasem, po czym w trójkę zaczęliśmy przemierzać korytarz.

- Nie żartuj - zaśmiałam się lekko onieśmielona jego komplementem. Nie często zdarzało mi się, by ktoś mówił mi coś miłego. Zazwyczaj słyszałam wyzwiska.

- Nie ciepło ci?- spytał Ben, patrzący na moją bluzkę z długim rękawem. Rzuciłam szybkie spojrzenie na swoje ręce, po czym zerknęłam na niego.

- Nie - skłamałam. Oczywiście, że mi ciepło, ale poza domem, lub wśród ludzi noszę długie bluzki, by zakryć blizny. I nie chodzi tylko o blizny z wypadku - Może trochę.

- Więc czemu nosisz długi rękaw?- spytał drugi chłopak. Otworzyłam usta, by jakoś skłamać, ale do głowy nie przychodziły mi, żadne pomysły. Nagle koło nas zjawił się Chase i zbił piątkę z Michaelem oraz Benjaminem. Stanął koło nas, a swoją uwagę w dużej mierze skupił na mnie - Hmm?- ponaglił mnie.

Czas na kolejne kłamstwo. Boże, ale ja jestem tchórzem. Dlaczego nie potrafię nikomu zaufać i móc zwierzać się ze swoich traum oraz problemów, wtedy zdecydowanie byłoby mi łatwiej. Ciężar na moich barkach stałby się lżejszy. Ale jak poznają prawdę, pewnie będą się śmiać jak inni i mnie zostawią samą.

- Gdy miałam dziesięć lat, miałam wypadek samochodowy razem z rodzicami - odetchnęłam i spuściłam wzrok na swoje trampki - Lekarze mówili, że miałam dużo szczęścia i tylko cudem przeżyłam. Moi rodzice nie mieli tyle szczęścia.

- Biedactwo - Ben wzmocnił uścisk na moim ramieniu, chcąc dać znać, że jest mu przykro i, że jest cały czas obok. Niby drobny gest, ale byłam mu za niego cholernie wdzięczna.

- Zostały mi blizny, których nienawidzę i nie chce na nie patrzeć - dodałam, po chwili ciszy. Oparłam głowę na ramię bruneta - Nie chce na nie patrzeć, bo przypominają mi o wypadku i stracie rodziców - częściowo było to prawdą, ale nie tyczyło się to blizn koło nadgarstków, które sama sobie zrobiłam.

- To z kim mieszkasz?- spytał nagle Mik. Uniosłam wzrok z podłogi i spojrzałam na jego poważną minę.

- Mieszkałam z babcią - uśmiechnęłam się smutno - Ma swoje lata i jest w kiepskim stanie - wyjaśniłam - Tydzień przed szkołą przeprowadziłam się z Sandford tutaj. Teraz mieszkam z trójką starszych braci, o których nie miałam pojęcia.

- Pojebane - szepnął LaRusso. Pokiwałam delikatnie głową, zgadzając się - Jak się trzymasz?

- Jak widać - obdarowałam go sztucznym uśmiechem. Benjamin zaczął głaskać moje ramię dłonią.

- Spokojnie truskaweczko sprawię, że będziesz tak szczęśliwa, jak nigdy - puścił mi oczko, po czym pocałował moją głowę.

- Truskaweczko?- spytał zmieszany Chase. Odezwał się pierwszy raz, odkąd się tu zjawił, a ja dopiero teraz przypomniałam sobie o jego obecności.

- Tak - potwierdził skinieniem głowy. Sama też nie wiedziałam dlaczego tak mnie nazywa, ale jakoś nie mam z tym problemu. Kocham truskawki - Vivian zawsze pachnie truskawkami, a dziś nawet czuję trochę kokosu.

- Nowy żel pod prysznic - oznajmiłam z uśmiechem.

Naszą wymianę zdań przerwał dzwonek. Chase i Michael mieli lekcję w innej części szkoły, więc się pożegnaliśmy i ruszyliśmy w swoich kierunkach. W klasie czekała na nas już Katherine, która przywitała nas szerokim uśmiechem.

°°°

Po lunchu wyszliśmy ze stołówki, a w połowie drogi na lekcje, zaczepił nas jakiś chłopak. Kat od razu zaczęła się poprawiać, co Ben skiwotał prychnięciem. Chłopak był trochę wyższy i ma brązowe kręcone włosy. Ma ładny szeroki uśmiech i błyszczące brązowe oczy. Szerokie barki i umięśnione ciało. Ubrany cały na czarno wygląda naprawdę przystojnie.

- Vivian Marshall?- zapytał. Niepewnie skinęłam głową, potwierdzając. Brunet uśmiechnął się, ukazując szereg białych zębów, a w policzkach pojawiły się urocze dołeczki - Jestem Luke Coleman - przedstawił się - Chodź ze mną.

Nim zdążyłam odpowiedzieć, chłopak odwrócił się i zaczął iść korytarzem. Spojrzałam na przyjaciół, po czym razem z nimi, poszłam w ślad Luka. Ponownie znaleźliśmy się przy stołówce i czekaliśmy... tak właściwie na co?

- Ymm Luke? - zagadnęłam. Chłopak spojrzał na mnie z góry i lekko się uśmiechnął  - Po co mam tu tak stać?

- Zobaczysz - założył ręce na klatce piersiowej i spojrzał wzdłuż korytarza. Spojrzałam na stojącego obok mnie Benjamina, który wzruszył jedynie ramionami.

Nagle dobiegł mnie dźwięk motoru oraz krzyku jakiejś dziewczyny. Po chwili, zza rogu wyjechał czarny cross. Jechał dość szybko, a gdy zaczął się zbliżać, zaczął chamować. Tylne koło się przesunęło, tworząc pisk, motor stanął bokiem do mnie. Chłopak odchylił szybkę od kasku i wtedy złapaliśmy kontakt wzrokowy.

Znikąd w jego dłoniach pojawiły się róże. Wystawił je w moim kierunku, a gdy niepewnie je przyjęłam, puścił mi oczko. Nie widziałam większości jego twarzy, ale przez kurze łapki koło oczu wiedziałam, że się uśmiecha.

- Będę po ciebie o dwudziestej - opuścił szybkę w kasku i z piskiem opon, wjechał na stołówkę, wywołując zamieszanie.

- Chase Torrence!- krzyk nauczycielki rozniósł się, po pomieszczeniu. Wyjechał przez duże szklane drzwi, na dziedziniec szkoły.

Wpatrywałam się oniemiała przed siebie. To totalny kretyn. Jak on mógł wpieprzyć się do szkoły motorem. Mógł przecież kogoś rozjechać, czy zrobić krzywdę, ale oczywiście musiał zrobić widowisko. Podkręciłam głową nie wierząc, po czym odwróciłam się w stronę znajomych.

- Wygrał - uśmiechnął się dumny Luke i posłała mi szeroki uśmiech - Jak zawsze - poczochrał moje włosy i odszedł od nas.

- Wyjaśnij - poprosił Benjamin.

Idąc na lekcje wytłumaczyłam znajomym m, o co chodzi, a oni z wielką uwagą słuchali co mam do powiedzenia. Na końcu zaczęli się śmiać, ale w ostateczności wykazali się wsparciem.


Miasto Kłopotów Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz