Rozdział 20

96 6 0
                                    

Tydzień.

Tyle zajęło mi dojście do siebie, po ostatnich wydarzeniach i połknięciu tabletek. Chase nieustannie przy mnie siedział, nie zostawiając mnie samej nawet na sekundę. Bracia również przy mnie byli oraz zorganizowali pogrzeb, na który nie miałam odwagi iść.

Chase zaparkował samochód na podjeździe mojego mieszkania, a moi bracia tuż za nami. Alec pomógł mi wysiąść i asekurując pokierował do mieszkania.

- Dacie sobię radę sami?- spytał, z powagą Theodor - Wrócimy wieczorem.

- Damy radę - zapewnił ich brunet. Ignorując ich, weszłam schodami do góry, a następnie do pokoju - Wszystko w porządku?

Zaczęłam krążyć po pokoju, próbując pozbierać własne myśli. Każdy krok dudnił mi w uszach, a każdy najmniejszy dźwięk uderzał z ogromną siłą. Gdy podniosłam głowę i napotkałam jego wzrok, zatrzymałam się. Przez jedną chwilę poczułam spokój, ale wiedziałam, że zaraz zniknie. Nie musiałam długo czekać, nachalne myśli wróciły, a mój wzrok stał się nieobecny. Od nowa zamknęłam się w świecie, do którego nikt nie ma dostępu. Gdy poczułam ciepło czyjeś dłoni, gwałtownie się odsunęłam. Zachowywałam się jakby jego dotyk mnie parzył. Stałam z wbitym w podłogę spojrzeniem. Powoli zatracałam się we własnych myślach, powoli wariowałam.

- Co się dzieje?- jego głos docierał do mnie, a jednak nic nie rozumiałam. Zaczęłam próbować się skoncentrować, ale mój umysł był zbyt silny i miał zbyt dużą chęć autodestrukcji - Spójrz na mnie - rozdrabniałam to zdanie na pojedyńcze słowa i starałam się znaleźć ich znaczenie - Słyszysz mnie?- poczułam się jak gdyby ktoś oblał mnie wiadrem zimnej wody.

Podniosłam głowę i spojrzałam na zmartwioną twarz mężczyzny. Zdawałoby się, że ujrzał w moich oczach coś więcej niż nieskończoną pustkę.

- Tracę kontrolę - oznajmiłam nieznajomym dla mnie głosem. Swoim wyznaniem nie zaskoczyłam chłopaka, ale chciałam to powiedzieć na głos, być może myślałam, że to coś zmieni.

Myśli powoli wracały, a ja próbowałam z nimi walczyć. Wyglądało to na konflikt między małą dziewczynką, a lawiną śniegu. Gwałtownie się odwróciłam i złapałam za głowę, która swoją drogą przypomniała pobojowisko. Szłam wzdłuż tej samej ścieżki, od komody do okna i na odwrót.

- Już dobrze - chłopak złapał mnie za ramiona i starał się zatrzymać, ale nie dawałam za wygraną. Szarpałam się, kopałam i krzyczałam. On jednak mnie nie puścił, pozwolił sobie na zniewagę, jednocześnie zachowując kamienną twarz. Im dłużej z nim walczyłam, tym więcej siły traciłam.

Z czasem mój gniew przerodził się w rozpacz, a ja nie miałam siły na dalszą szarpaninę. Opadłam na podłogę ciągnąc w dół chłopaka. Ten uklęknął i przyłożył swoje czoło do mojego.

- Boję się - z oczu sączyły mi się słone strumienie łez, a serce biło jak szalone.

- Wiem - głos chłopaka był czuły i otulający moje poranione serce.

- Nie wiem, czy dam radę - zmieniłam się w jedną wielką rzekę łez, która nie zamierzała przestać płynąć. Słowa wymawiałam z trudem i tak samo było z oddychaniem. Nie mogłam uciec od własnej głowy, musiałam się jej przeciwstawić tyle, że nie miałam na to siły.

- Damy radę - odparł, a ja powoli się odsunęłam.

- Nie- wyszeptałam i spojrzałam prosto w jego oczy, które podobno są odzwierciedleniem duszy. Widziałam w nich bezsilność i tęsknotę za moim dawnym uśmiechem.

- Tak - był, spokojny, ale jednak zrozpaczony, o czym świadczyły załzawione oczy.

- Nie, nie, nie...- złapałam się za włosy. Początkowo miałam ochotę je wyrwać, ale dotyk chłopaka uwolnił mnie od tego. Gdy wtuliłam się w jego klatkę piersiową, czułam bicie jego serca i oddech odbijający się od mojego czoła.

- Jestem tu - zamknęłam oczy i pozwoliłam sobie na chwilę odpoczynku. Jego głos okrywał mnie, niczym świąteczny koc. Z mojego ciała zaczęło znikać napięcie, strach, czy wrzechobecne zdezorientowanie - Jestem i zawsze przy tobie będę Vivi - zostałam w jego uścisku wiedząc, że do póki w nim zostanę, będę bezpieczna.

°°°

- Dzień dobry, cześć i czołem!- uniesiony głos chłopaka mnie rozbudził. Uniosłam zaspane powieki i dostrzegłam Bena, który stał na środku pokoju - Mam żarcie - unosił dłoń, w której trzymał pudełko - I alkohol.

- Siadaj - poklepałam dłonią łóżko. Brunet podszedł prawie, że w podskokach i usiadł- Długo się nie widzieliśmy.

- Wiem, ale byłem na bieżąco z informacjami - oznajmił zadowolony. Otworzył wino i pociągnął spory łyk, prosto z butelki, po czym podał mi butelkę - Nie dawałem Chase'owi spokoju.

- Niestety - rzucił brunet, który właśnie wszedł do środka. Przywitał się z Benem i usiadł na łóżku, przy moich nogach - Cały czas do mnie pisał i nie dawał spokoju.

- Martwiłem się o truskaweczke!- krzyknął urażony. Zabrał mi z dłoni wini, pijąc spory łyk - Ktoś musi.

- Cały czas przy niej byłem - mruknął znużony. Położył się plecami na materacu, zostawiając nogi na podłodze - Nic, by się nie stało.

- Ale mnie nie było!- jęknął męczeńsko. Chwycił mnie i uniósł, przenosząc na swoje kolana tak, że usiadłam na nim okrakiem - Zawsze przy tobie będę truskaweczko, obiecuje!- przyciągnął mnie i przytulił, odbierając dech - Kocham cię.

- Ja ciebie też Ben - spojrzałam na Chase, prosząc o pomoc, on jednak tylko się uśmiechnął. Poklepałam bruneta po plecach, aż mnie od siebie odsunął - Nie płacz matole.

Starłam jego łzy, po czym zeszłam z jego kolan rozprostowywując kości. 

- To co?- zagadnęłam - Wino, pizza, nasza trójka i Edward Cullen?

- Kochanie - mruknął Chase. Unosił się do pozycji siedzącej, po czym wstał na nogi, nie odrywając ode mnie wzroku - Czytasz mi w myślach.

Tak śledziliśmy następne cztery godziny. Oglądając filmy, jedząc i pijąc. Poczułam się szczęśliwa, pierwszy raz od bardzo dawna.

I pomyśleć, że wystarczyło tylko tyle.

Niestety zawsze musi się coś zjebać...







Miasto Kłopotów Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz