Rozdział 15

275 11 0
                                    

We wschodach słońca było coś niezwykłego. Coś czystego i niewinnego. Być może wynikało to z tego, że świt był pierwszym momentem nowego dnia, krótką chwilą, kiedy ludzie nie zdąrzyli jeszcze splamić go swoimi działaniami.

- Ludzie są okropni - z przemyśleń wyrwał mnie, oburzony głos bruneta. Przechyliłam głowę, by na niego spojrzeć. Benjamin wystawił w moim kierunku komorę, na ekranie widnieje zdjęcie pół nagiej blondynki - Wykorzystali to, że zaliczyła zgona, zrobili zdjęcia i udostępnili w internecie. A wszystko dlatego, że zerwała z ich kumplem.

- Wszyscy jesteśmy okropni - oznajmiłam oraz wzruszyłam ramionami - Jedyna różnica jest taka, że niektórzy to ukrywają, a inni się z tym obnoszą.

- W sumie masz rację - zablokował urządzenie i rzucił na deskę rozdzielczą. Przetarł ręką zmęczoną twarz, a następnie poklepał ją dłońmi, by się rozbudzić.

- Wybacz, że wyciągnęłam cię tak wcześnie - mruknęłam cicho. Machnął lekceważąco ręką, po czym obdarzył mnie szczerym i szerokim uśmiechem - Kocham wschody i zachody słońca.

- Ja też - przytaknął. Ponownie spojrzał w przednią szybę i zapatrzył na słońce, które wyszło nad horyzont - Zastanawiałaś się, co będzie po liceum?- zagadnął. Spojrzałam w jego prawy profil - Gdzie będziemy? Z kim? Jak będzie wyglądać nasze życie?

- Nie wybiegam, aż tak daleko w przyszłość - oznajmiam. Również patrzę na słońce oraz wsłuchuje się w panującą między nami ciszę - Chcę tylko być przy was, reszta się nie liczy.

- Masz rację - przytaknął mi - Dziś ta impreza charytatywna?

- Tak - potakuje, po czym ziewam.

- To co?- zapytał. Spojrzeliśmy na siebie, a na ustach bruneta pojawił się ogromny uśmiech - Zakupy?

- Czytasz mi w myślach.

Poprawiliśmy się na siedzeniach, zapieliśmy pasy i chłopak ruszył w kierunku galerii. Po piętnastu minutach byliśmy już w środku i oglądaliśmy sukienki.

- Nie podobają mi się - bąknęłam, znudzona, gdy przeglądaliśmy kolejne ubrania - Chcę to przetrwać, a nie wyglądać, jak kula dyskotekowa.

- A ta?- zatrzymał się i wskazał satynową, czerwoną sukienkę - Wygląda okej.

- Sprawdźmy.

Weszliśmy do środka sklepu i po chwili byliśmy między wieszakami. Odnaleźliśmy sukienkę, po czym skierowaliśmy się do przymierzalni. Ben rozsiadł się na krzesłach, zaś ja weszłam do jednej z przymierzalni i ubrałam sukienkę. Cienkie ramiączka, nie za duży dekolt, sięga połowy uda, idealna. Wyszłam z przymierzalni, przybierając zabawne pozy oraz prezentując sukienkę.

- Gdyby nie Chase, brał bym cię teraz w tej przymierzalni - rzucił wesoło oraz poruszył dwuznacznie brwiami. Parsknięcie samowolnie opuściło moje usta.

- Rozumiem, że mam ją kupić - wróciłam do przymierzalni w akompaniamencie mojego śmiechu.

Przebrałam się w swoje ubrania i z sukienką w ręce podeszliśmy do kasy. Kupiłam w cholerę drogą sukienkę, po czym opuściliśmy sklep. Znaleźliśmy kawiarnie, w której kupiliśmy sobię kawę oraz rozsiedliśmy się na krzesłach.

- Kino?- spojrzałam na bruneta. Popijał swoją kawę z wzrokiem skierowanym, gdzieś w lewo. Również tam spojrzałam i dostrzegłam logo kina - Dla zbicia czasu.

- Tylko nie romans - zebraliśmy swoję rzeczy i weszliśmy do kina.

°°°

Miasto Kłopotów Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz