We wschodach słońca było coś niezwykłego. Coś czystego i niewinnego. Być może wynikało to z tego, że świt był pierwszym momentem nowego dnia, krótką chwilą, kiedy ludzie nie zdąrzyli jeszcze splamić go swoimi działaniami.
- Ludzie są okropni - z przemyśleń wyrwał mnie, oburzony głos bruneta. Przechyliłam głowę, by na niego spojrzeć. Benjamin wystawił w moim kierunku komorę, na ekranie widnieje zdjęcie pół nagiej blondynki - Wykorzystali to, że zaliczyła zgona, zrobili zdjęcia i udostępnili w internecie. A wszystko dlatego, że zerwała z ich kumplem.
- Wszyscy jesteśmy okropni - oznajmiłam oraz wzruszyłam ramionami - Jedyna różnica jest taka, że niektórzy to ukrywają, a inni się z tym obnoszą.
- W sumie masz rację - zablokował urządzenie i rzucił na deskę rozdzielczą. Przetarł ręką zmęczoną twarz, a następnie poklepał ją dłońmi, by się rozbudzić.
- Wybacz, że wyciągnęłam cię tak wcześnie - mruknęłam cicho. Machnął lekceważąco ręką, po czym obdarzył mnie szczerym i szerokim uśmiechem - Kocham wschody i zachody słońca.
- Ja też - przytaknął. Ponownie spojrzał w przednią szybę i zapatrzył na słońce, które wyszło nad horyzont - Zastanawiałaś się, co będzie po liceum?- zagadnął. Spojrzałam w jego prawy profil - Gdzie będziemy? Z kim? Jak będzie wyglądać nasze życie?
- Nie wybiegam, aż tak daleko w przyszłość - oznajmiam. Również patrzę na słońce oraz wsłuchuje się w panującą między nami ciszę - Chcę tylko być przy was, reszta się nie liczy.
- Masz rację - przytaknął mi - Dziś ta impreza charytatywna?
- Tak - potakuje, po czym ziewam.
- To co?- zapytał. Spojrzeliśmy na siebie, a na ustach bruneta pojawił się ogromny uśmiech - Zakupy?
- Czytasz mi w myślach.
Poprawiliśmy się na siedzeniach, zapieliśmy pasy i chłopak ruszył w kierunku galerii. Po piętnastu minutach byliśmy już w środku i oglądaliśmy sukienki.
- Nie podobają mi się - bąknęłam, znudzona, gdy przeglądaliśmy kolejne ubrania - Chcę to przetrwać, a nie wyglądać, jak kula dyskotekowa.
- A ta?- zatrzymał się i wskazał satynową, czerwoną sukienkę - Wygląda okej.
- Sprawdźmy.
Weszliśmy do środka sklepu i po chwili byliśmy między wieszakami. Odnaleźliśmy sukienkę, po czym skierowaliśmy się do przymierzalni. Ben rozsiadł się na krzesłach, zaś ja weszłam do jednej z przymierzalni i ubrałam sukienkę. Cienkie ramiączka, nie za duży dekolt, sięga połowy uda, idealna. Wyszłam z przymierzalni, przybierając zabawne pozy oraz prezentując sukienkę.
- Gdyby nie Chase, brał bym cię teraz w tej przymierzalni - rzucił wesoło oraz poruszył dwuznacznie brwiami. Parsknięcie samowolnie opuściło moje usta.
- Rozumiem, że mam ją kupić - wróciłam do przymierzalni w akompaniamencie mojego śmiechu.
Przebrałam się w swoje ubrania i z sukienką w ręce podeszliśmy do kasy. Kupiłam w cholerę drogą sukienkę, po czym opuściliśmy sklep. Znaleźliśmy kawiarnie, w której kupiliśmy sobię kawę oraz rozsiedliśmy się na krzesłach.
- Kino?- spojrzałam na bruneta. Popijał swoją kawę z wzrokiem skierowanym, gdzieś w lewo. Również tam spojrzałam i dostrzegłam logo kina - Dla zbicia czasu.
- Tylko nie romans - zebraliśmy swoję rzeczy i weszliśmy do kina.
°°°
CZYTASZ
Miasto Kłopotów
RomanceZakochanie się w nim było, jak bieg przez tunel i błoga niewiedza co znajduje się na jej końcu. Mimo wielu problemów i przystanków, które bolą i wyniszczają cię od środka, chcesz biegnąć dalej. Gdyby los dał mi kolejną szansę i ponownie postawił prz...