Rozdział 10

111 2 0
                                    

      Wszyscy zajęliśmy kanapy w salonie. Emocje wciąż w nas buzowały, a Cedric wciąż się nie uspokoił. Trzymałam go za ramię przez całą drogę oraz, gdy usiedliśmy na kanapie. Zapadła cisza, której nikt nie chciał przerwać. Wszyscy spoglądali na mnie oraz blondyna, ale nikt nie miał odwagi się odezwać. W końcu ciszę przerwało moje westchnięcie.

- To był Martin Cullen - oznajmiłam. Czułam, jak Ced zaciska dłoń na moim kolanie, więc ją chwyciłam - Prowadzi klub w Birmingham, w którym go poznałam, dwa i pół roku temu. Na każdym spotkaniu, podawał mi drinka z narkotykiem, po którym mnie wykorzystywał seksualnie - oznajmiłam z gulą w gardle - Chciałam to przerwać, ale było za późno, uzależniłam się od narkotyku i zawsze wracałam po więcej.

Uniosłam głowę i dostrzegłam w ich oczach łzy. Katherine nie powstrzymywała płaczu i wtuliła się w moje ramię, dodając otuchy.

- Trwało to rok, aż Cedric pękł - dodałam. Położyłam głowę na jego ramieniu, wtulając się w niego - Wpadł do klubu, pobił go, a mnie siłą zaciągnął na odwyk - oznajmiłam. Czułam, jakby niewidzialny ciężar mnie opuścił i nastał spokój - Dziś go zobaczyłam, a Ced go pobił.

- I czego nie mówiliście!?- krzyknął Benjamin. Wszyscy spojrzeliśmy na rozeźlonego chłopaka - Jakbym wiedział, to nie odciągał bym Cedrika, a nawet bym mu pomógł.

- I miałbyś problemy - bąknął Chase'a, po czym walnął go w tył głowy - Nie warto.

Martin Cullen nie jest wart zachodu.

°°°

Młoda para opuszcza kościół, a ludzie rozsypują płatki róż, które ich zasypują. Rozbrzmiewają oklaski oraz krzyki, które cichną, gdy LaRussowie wsiadają do białego samochodu i odjeżdżają. Biorę Carla za rękę i ciągnę do samochodu, by ruszyć za małżonkami. Chase siada za kierownicą, a ja z synem na tylnich siedzeniach.

Dziesięć minut później, parkujemy na podjeździe Michaela. Opuszczamy pojazd i tak, jak wszyscy idziemy na tył mieszkania. Drewniana altana ozdobiona jest kwiatkami i prezentuje się naprawdę pięknie.

- Vivian Marshall?- dobiega mnie kobiecy głos. Odwracam się i dostrzegam rudowłosą kobietę.


- Tak - przytaknęłam.

- Beatrice Marshall, żona Aleca - informuje oraz podaję mi swoją dłoń - Miło mi cię poznać.

- Mi również.

- Vi!- krzyknęła do mijającej nas brunetki. Gestem ręki przywołała ją do nas - Poznaj siostrę naszych durnych mężów.

- Vivian - mówi zdziwiona. Kiwam potwierdzająco głową - Theodor nic nie wspomniał, że wróciłaś.

- On nigdy nic nie mówi - parskam i macham dłonią. Kobieta mi przytakuje.

- Taki urok Marshall'ów.

- Mamo - koło nas zjawiło się dziecko. Mała blondynka, która wygląda, jak moja mała kopia, tylko z innym kolorem włosów.

- To Mia - oznajmia Veronica - Moja córka - mówi z uśmiechem. Nie mogę oderwać wzroku od dziewczynki, która również mi się przygląda - Jesteście bardzo podobne.

- Może pobawisz się z Carlem?- pytam. Kiwa ochoczo głową - Siedzi pod drzewem.

Dziewczyna patrzy na drzewo pod, którym siedzi mój syn. Zrywa się i biegnie w jego kierunku, po chwili zaczynają się bawić.

Miasto Kłopotów Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz