Rozdział 23

151 6 0
                                    

      Minęła już połowa wakacji, a ja wciąż żyje zdarzeniami sprzed pół roku. Przez to co zrobił mi Tony, nie potrafię normalnie funkcjonować, a gdy czuję czyjś dotyk na swoim ciele, wzdrygam się. Nienawidzę tego uczucia i tego, że nie potrafię się ubierać, jak kiedyś, ani zachowywać. Pozbyłam się wszelkich odsłaniających moje ciało ubrań i zostawiłam tylko te, które całkiem mnie zasłaniają. Po śmierci babci też nie do końca się pozbierałam i jak się okazało, odpieła się od maszyny podtrzymującej życie.

- Vivian - z letargu wyrwał mnie głos Theodora. Spojrzałam w lusterko i złapałam z nim kontakt wzrokowy - Jesteśmy.

Spojrzałam przez okno i zauważyłam, że jesteśmy na lotnisku. Zebrałam się w sobie, po czym opuściłam pojazd. Moi bracia stali koło samochodu i patrzyli wprost na mnie. Koło nas zatrzymał się kolejny samochód, a z niego wysiedli moi znajomi. Pierwszy podszedł Alec i wziął mnie w swoje objęcia.

- Powodzenia w dorosłym życiu mała - trwaliśmy w uścisku, którego nie chciałam przerywać i chłonęliśmy swoją obecność. W końcu musiał się odsunąć, dając mi pożegnać się z resztą.

- Zachowuj się tam - upomniał mnie Theodor. Przytulił mnie na szybko, po czym się odsunął, posyłając mi formalny uśmiech.

- Jako starszy brat, powinienem dać dobry przykład - zaczął, po czym odetchnął - Ale nie bierz ze mnie przykładu - parsknął. Niespodziewanie przyciągnął mnie do siebie, biorąc w mocny uścisk - Jak ktoś cię będzie wkurwiał, to rozjeb mu łeb - wyszeptał do mojego ucha, tak, żebym tylko ja go usłyszała - Lub zadzwoń po mnie.

Mimowolnie parsknęłam, a brunet dał mi pstryczka w nos. Moi bracia odjechali zostawiając mnie z przyjaciółmi, którzy od razu się na mnie rzucili. A raczej Benjamin, który wszystkich ode mnie odsunął, by mieć mnie tylko dla siebie.

- Dbaj tam o siebie truskaweczko, myśl o mnie, dzwoń i ucz pilnie - bredził bez sensu, a ja, jak na dobrą przyjaciółkę przystało chłonęłam, każde jego słowo - Będę cię odwiedzał i liczę na to samo.

- Oczywiści Ben - chłopak ponownie wziął mnie w swoje ramiona, a gdy się oddalił ujrzałam na jego policzkach łzy - Nie becz, jak baba - rzuciłam. Chłopak smutno się zaśmiał i otarł twarz dłońmi.

- Oby czas szybko zleciał - rzuciła Katherine, po czym wzięła mnie w swoje objęcia - Kocham cię.

- Ja ciebie też - pogładziłam jej plecy. Po dłuższej chwili, odsunęła się.

- Cóż mógłbym rzec, będzie mi cię brakować bruneta - Luke, objął mnie swoimi ramionami i złożył delikatny pocałunek na czubku mojej głowy - Nie daj im się tam.

- Jasne - poklepałam go po plecach. Z westchnieniem wrócił do samochodu.

Przede mną stanął Chase. Moje serce od razu zaczęło napierdzielać, a motylki w brzuchu zaczęły fruwać, jakby chciały się wydostać na zewnątrz. Poczułam dziwny ucisk w klatce piersiowej i dopiero teraz dotarło do mnie, że będę musiała go zostawić tu samego. Nie poczuje jego dłoni na swoim ciele, jego ust na moich, nie poczuję żaru w podbrzuszu, gdy jest obok.

Bez słowa rzuciłam mu się w ramiona, biorąc go w potrzask. Nie chcę się z nim rozstawać ale wiem, że muszę i to tak cholernie boli. Odsunęłam się od niego delikatnie, po czym złączyłam nasze usta w czułym pocałunku. Oderwaliśmy się od siebie dopiero, gdy brakło nam tchu, ale nie odsunęliśmy się od siebie.

- Będę czekać, skarbie - szepnął w moje usta. Złączył je, jeszcze raz - Poczekam, aż wrócisz. Kocham cię.

- Ja ciebie też - uśmiechnęłam się smutno - Od razu po skończeniu studiów tu wrócę, do ciebie - poprawiłam niesforny kosmyk jego włosów, które opadały mu na czoło - My przeciwko światu.

- My przeciwko światu- ostatni raz złączyliśmy nasze usta, chłonąć, każdą ostatnią sekundę, jaka nam pozostała - Wracaj szybko, będę czekać.

Oderwałam się od niego i chwytając rączkę walizki odeszłam, nie obdarzając ich ostatnim spojrzeniem. Odetchnęłam dopiero w budynku, gdy znikłam z ich pola widzenia. Na drżących nogach szłam przed siebie i walczyłam ze łzami, które zebrały się w kącikach moich oczu.

Będę tęsknić.

°°°

Po skończonym rozpakowywaniu się w moim nowym mieszkaniu, wyszłam na zewnątrz. Pogoda dopisywała, a ja zdecydowanie potrzebuję się przewietrzyć. Birmingham, jest naprawdę piękne i czuję, że tu uda mi się zacząć od nowa.

Niestety bez niego.

Nieopodal zauważyłam piękny most. Skierowałam się w jego kierunku i zatrzymałam dopiero na środku. Oparłam ręce na barierkach i spuściłam wzrok na wodę, gdzie pływały kaczki.

- Zabawne, że zawsze spotykamy się na moście - dobiegł mnie męski głos, który wydaję się dziwnie znajomy. Uniosłam głowę, po czym spojrzałam w stronę, z której on rozbrzmiał - Cześć Vivian.

- Cedric - rzuciłam z niedowierzaniem. Ruszyłam w jego kierunku i rzuciłam w jego ramiona, w akompaniamencie jego śmiechu. Okręcił nas unosząc mnie w powietrze, a gdy znów postawił mnie na ziemi, spojrzał mi w oczy - Co za miła niespodzianka.

- Co robisz w Birmingham?- zapytał, wciąż się uśmiechając.

- Przeprowadziłam się tu parę godzin temu - oznajmiłam - I niedługo zaczynam studia, a ty?

- Szukam swojego miejsca - odparł, po czym podszedł do barierki, opierając na niej łokcie. Stanęłam obok niego i ponownie spojrzałam na kaczki - I chyba znalazłem.

- Zamieszkaj ze mną - wypaliłam. Zaskoczony chłopak, przekręcił głowę, by na mnie spojrzeć - Wynajęłam mieszkanie, mam pracę - wyjaśniłam. Chłopak wyglądał, jakby się zastanawiał, a ja w głębi duszy, pragnęłam, by się zgodził - W końcu los ponownie nas połączył, sam kiedyś o tym mówiłeś.

- Przeznaczenie - zaśmiał się cicho. Spojrzał w dal, zapewne rozważając moją propozycję - Zgoda.

Tak właśnie życie nas połączyło, tworząc duet przyjaciół. Vivian Marshall i Cedric Morningstar. Dwuosobowa rodzina, która będzie musiała się zmierzyć z ogromnymi trudnościami.

Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy co nas czeka...






Miasto Kłopotów Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz