Rozdział 11

377 13 0
                                    

     Przez resztę tygodnia witałam się z brunetem, ale nie spędzałam z nim czasu dłużej, niż byłoby to konieczne. Po prostu nie chciałam żeby sytuacja z basenu się powtórzyła, bądź jakaś podobna. Dziś, czyli w piątek, odbył się mecz, w którym brali udział chłopacy. Wraz z Katherine, kibicowałyśmy im. Był to najbardziej stresujący mecz na jakim byłam, jak się później okazało, stres był zbędny, ponieważ chłopcy wygrali.

Benjamin miał wolny dom, więc urządził imprezę. Moi bracia wyjechali służbowo, więc również miałam wolny dom i nikt mnie nie pilnował. W końcu mogłam sobie pozwolić na luz i zaszaleć.

Do moich uszu napływa muzyka i rozmowy ludzi, których nawet nie znam. Moje oczy próbują przyzwyczaić się do światła, a uszy do ogłuszających piosenek. Wchodząc do tego pomieszczenia, w głowie miałam jak najszybszą ucieczkę do domu, ale gdy widzę uśmiechających się w moim kierunku nieznajomych zmieniam zdanie. Moją rękę łapie Ben, pozwalam mu się prowadzić. Stajemy na środku parkietu wśród tłumu dobrze bawiących się ludzi.

- Na moich imprezach, nikt nie powinien być smutny - wykrzyczał. Złapał mnie w tali i zaczął poruszać do rytmu muzyki - Zwłaszcza ty, truskaweczko.

Przetańczyłam z chłopakiem parę piosenek, bawiąc się naprawdę znakomicie. Uśmiech nie schodził z naszych warg. W pewnym momencie, brunet odwrócił mnie i przyciągnął do swojego torsu.

- Chase cały czas ci się przygląda - powiedział wprost do mojego ucha. Mimowolnie zaczęłam się rozglądać, aż dostrzegłam chłopaka w kącie pokoju - Sprawmy żeby był zazdrosny.

Zgodziłam się. Chłopak chwycił mnie za biodra, zaś ja za kark chłopaka. Zaczęliśmy się o siebie ocierać, brunet zaczął błądzić swoimi rękoma po moim ciele. Chase widocznie się spiął i nieudolnie próbował maskować gniew. Odwróciłam się przodem do przyjaciela, po czym chwyciłam jego dłonie, które wylądowały na moich pośladkach.

- Zaraz zabiję mnie wzrokiem - oznajmił roześmiany chłopak. Spojrzałam w jego tęczówki, które wyrażały szczęście - Idę do Katherine, ty czekaj, aż do ciebie podejdzie.

Puścił mi oczko, po czym się wycofał i zniknął w tłumie ludzi. Gdy zaczęła się nowa piosenka, poczułam czyjeś ciało za sobą. Nie musiałam się odwracać, by wiedzieć, kto to. Niekontrolowany uśmiech, wszedł na moje usta. Cofnęłam się, przylegając do chłopaka jeszcze bardziej, on położył swoje dłonie na mojej tali i zaczęliśmy się chwiać na boki.

- To było wredne - rzucił oburzony do mojego ucha, próbując przekrzyczeć muzykę. Wjechał dłońmi wyżej, aż ścisnął moje piersi - Bardzo wredne.

- Macanie mnie na oczach ludzi, również - oznajmiłam. Okręciłam się i stanęłam z nim twarzą w twarz, jego tęczówki uważnie skanowały moją twarz - Twoje zachowanie jest niestosowne.

- Jebie mnie to - rzucił pewnie. Zjechał dłońmi na moje pośladki i mocno ścisnął, przyciągając mnie jeszcze bliżej siebie - Z tobą lubię być niestosowny.

- Benjamin także - dodałam. Chłopak spojrzał na mnie gniewnie, a ja ukazałam zęby w szerokim uśmiechu.

- Nie prowokuj mnie dziewczynko - warknął, wprost do mojego ucha.

- Bo co?- zapytałam wyzywająco. Chłopak zbliżył swoją twarz, tak, że dzieliły nas zaledwie milimetry, przed styknięciem.

- Bo zobaczysz do czego jestem zdolny - rzucił wyzywająco. Poruszył dwuznacznie brwiami, a ja wywróciłam oczami.

- Skończ pieprzyć głupoty - upomniałam go znużona.

- Pewnie - parsknął - Teraz mogę pieprzyć ciebie.

- Piłeś- spytałam, po dłużej chwili.

- Nie - odparł pewnie. Odsunął mnie od siebie, po czym okręcił i ponownie do siebie przyciągnął - A czemu pytasz?

- Bo, nie chcę tutaj być i mam ochotę ka kawę - wyznałam. Chłopak chwycił mnie za nadgarstek i zaczął ciągnąć w tylko sobie znanym kierunku. Chwilę później byliśmy na zewnątrz.

- Pojedziemy do mojej ulubionej kawiarni - poinformował.

Jak powiedział, tak też zrobił. Parę minut później, brunet zajął jedno z wolnych miejsc i zgasił silnik. Opuściliśmy pojazd, oczywiście ja dosyć nieudolnie, ale się udało. Idąc ramię w ramię, przeszliśmy po kostce brukowej, następnie po schodach, aż znaleźliśmy się w ciepłym wnętrzu kawiarni. Zajęliśmy miejsce na samym końcu, przy oknie.

Miła kobieta, przyjęła nasze zamówienie i wróciła z nim, pięć minut później.

- Nasza relacja jest dosyć pogmatwana, nie uważasz?- zagadnęłam. Oderwałam wzrok od filiżanki i spojrzałam na chłopaka, który już mi się przyglądał.

- Jest ciekawa - wzruszył nonszalancko ramionami. Upił łyk ciemnego napoju z kubka w kwiatki - Nienarzekam, lubię nieobliczalne osoby takie, jak ty dziewczynko.

- Ty jesteś nieobliczalny - rzuciłam. Uśmiechnął się, zaś ja pozostałam poważna - Uwziołeś się na mnie i uprzykszasz mi życie, swoim debilizmem.

- A jednak siedzisz tu ze mną - oznajmił. Westchnęłam męczeńsko i napiłam się ciepłego napoju, przypominając sobie o nim - Do tego, ty to zaproponowałaś.

- Chciałam napić się kawy - odparłam, jak gdyby nigdy nic. Na dowód swoich słów, pociągnęłam łyk z filiżanki - A ty, akurat się napatoczyłeś.

- Wykorzystałaś mnie?- zapytał. Teatralnie złapał się za serce i udał urażonego. Nie wiedzieć czemu, wywołało to mój śmiech, oczywiście winę zrzucam na alkohol, który wciąż krążył w moich żyłach - Lubię twój uśmiech - oznajmił. Lekko spoważniałam i spojrzałam na chłopaka - Wtedy masz takie urocze dołeczki w policzkach.

- Czy, ty właśnie mówisz mi coś miłego?- zapytałam zdziwiona. Chłopak wywrócił oczami, a szeroki uśmiech, wszedł na moje usta- Chase Torrence, największy dupek na świecie, właśnie powiedział mi coś miłego- uśmiechnęłam się cwanie. Chłopak wpatrywał się we mnie z wykrywalną niechęcią - Zapiszę to sobie w kalendarzu.

- Nie podniecaj się już tak - bąknął. Dopił kawę, po czym wstał od stołu - Idę do łazienki, jak wrócę możemy, gdzieś jechać.

- Okej - brunet odszedł, a ja powoli wypiłam resztę napoju.

Po dłużej chwili, na stolik padł cień mężczyzny, a ja wstałam zbierając się do wyjścia. Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale, gdy spojrzałam na chłopaka, okazało się, że to nie był Chase.

Jego kruczoczarne włosy, ma zaczesane do tyłu, a od dużej ilości użytego żelu, świeciły się. Na sobie ma elegancką, czarną koszulę, której pierwsze trzy guziki, pozostawił odpięte. Białe jeansy, które ma na sobie, mają przetarcia, w niektórych miejscach. Jego oczy wydawały się dziwnie znajome, ale dałabym sobie paznokcie uciąć, że go nie znam.

- Oh, myślałam, że to mój przyjaciel - oznajmiłam. Uśmiechnęłam się zawstydzona i cofnęłam o krok.

- Niestety, ale nim nie jestem - odparł, zachrypniętym głosem. Ewidentnie musi dużo palić - Znamy się?- zagadnął - Wyglądasz znajomo - przechylił głowę, po czym wsunął komsyk moich włosów za ucho - Jak się nazywasz?

- Nazywa się, tknij ją jeszcze raz, a połamie ci ręce - ryknął, zza jego pleców Chase. Zatrzymał się obok nas, czarnowłosy odsunął swoją rękę ode mnie.

- Nic się nie zmieniłeś - rzucił uśmiechnięty. Wraz z brunetem, zmarszczyliśmy brwi, nierozumiejąc. Nieznajomy odwrócił się, stając bokiem do Chase i do mnie - Witaj bracie.

Zaciętą i gniewna mina Chase, teraz wyrażała jedynie szok. Wpatrywał się w mężczyznę, który okazał się, być jego bratem, jak w ducha. Po chwili ciszy, która panowała między nami, Chase odezwał się zachrypniętym i cichym głosem.

- Tony.



Miasto Kłopotów Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz