Poniedziałek również zapowiadał się piękny i ciepły, jak weekend, który niestety się skończył. Ubrałam jasne jeansy oraz top, oczywiście z długim rękawem i poperfumowałam się, moim ulubionym zapachem. Do szkoły, jak zawsze podwiózł mnie Alec. Przekraczając próg liceum, dobiegł mnie gwar, przeróżnych rozmów. Dostrzegłam Chase'a oraz Luka, przy ich szafkach, aczkolwiek zignorowałam ich, nie posyłając nawet jednego spojrzenia.
- Cześć - zatrzymałam się, przy znajomych. Katherine, od razu mnie przytuliła, a zaraz po niej, zrobił to Benjamin.
- Jak minął wam weekend?- zagadnęłam. Oparłam się o ścianę i patrzyłam, raz na jedno, raz na drugie.
- Leczyliśmy kaca i chuja robiliśmy - burknął brunet. Parsknęłam rozbawiona, ku niezadowoleniu chłopaka - Jakim cudem, z takiej szarpaniny, wyszłaś bez żadnego zadrapania?
- Machała rękami nie patrząc co robi, a ja trafiałam, bo wiedziałam co robię - wzruszyłam ramionami, jakby to było nic. Bo to w sumie, nie było nic zadziwiającego.
- W końcu, ktoś jej wyjebał - zaśmiał się chłopak. Na mojej twarzy, pojawił się cień uśmiechu - Wkurwiające kurwiszczele.
Po jego słowach rozbrzmiał dzwonek, więc weszliśmy do sali. Jak zawsze, zajęliśmy tylnie ławki. Chwilę później do klasy wszedł nauczyciel.
Lekcję pana Murphiego zazwyczaj są nudne, a on gadał sam do siebie i nie zwracał na nas większej uwagi. W połowie lekcji, gdy prawie usnęłam, poczułam, jak Benjamin bawi się moimi włosami. Lubiłam, gdy ktoś to robił, było to strasznie przyjemne.
°•°•°•°
Podczas lunchu, opowiadałam im o moim spotkaniu z Chasem w antykwariacie. Najbardziej lubiłam w nich to, że zawsze słuchali. Chodźmy pierdoliła, jakieś głupoty, oni mnie słuchają. Gdy skończyłam narzekać, koło mnie usiadł Michael.
Katherine, poinformowała mnie, że Torrence cały czas mi się przyglądał. Więc, jak gdyby nigdy nic, usiadłam na kolanach Michaela, ku jego i reszty zdziwieniu. Po krótkim szoku, jaki przeżył, chwycił mnie w tali, drugą ręką, zaś jadł. Czułam na sobie palący wzrok Chase, a satysfakcja była tak duża, że aż humor mi się poprawił.
°•°•°•°
Po lekcjach, skierowałam się na basen, ponieważ Benjamin zapomniał wziąść okularki oraz czepek. A z racji, że tylko ja zostałam w szkole, mi przypadło to bojowe zdanie. Na sali, było starsznie ciepło, więc chciałam, jak najszybciej wziąść rzeczy i stąd wyjść. Oczywiście życie mnie nienawidzi i postanowiło, ponownie ze mnie zakpić. Gdy szłam po rzeczy przyjaciela, z wody wyszedł Chase. Dostrzegłam na jednej z ławek rzeczy Bena i gdy miałam je wziąć, moje nogi oderwały się od płytek, a świat okręcił do góry nogami.
- Nie lubię, gdy ktoś mnie ignoruję - oznajmił i zaczął, gdzieś iść - A ty to robisz Vivian.
- Postaw mnie!- ryknęłam. Walnęłam go pięścią w plecy, ale chłopak nawet nie drgnął, jakby nie odczuł tego uderzenia - Chase!
- To przestań mnie ignorować, jakbyśmy się nawet nie znali - powiedział, o dziwo spokojnie. Ponownie go uderzyłam, jednak nic to nie dało, tak samo, jak za poprzednim razem - To wkurwiające.
- W antykwariacie, powiedziałam ci, że wygrałeś zakład, zrobiłam co chciałeś i to koniec - przypomniałam mu. Najwidoczniej zdążył o tym zapomnieć.
- Zaintrygowałaś mnie - oznajmił. Wywróciłam oczami, mimo, że nie mógł tego zauważyć - Więc nie dam ci spokoju.
- Trudno - ryknęłam, wściekle - Wciąż będę cię ignorować - oznajmiłam. Zaczęłam się wiercić, ale chłopak wzmocnił uścisk, uniemożliwiając mi poruszanie się, które i tak było ograniczone - Postaw mnie, w końcu kretynie!
- Oczywiście, kochanie.
Chłopak przerzucił mnie, tak, że wpadłam wprost do wody. Zaczęłam chaotycznie machać nogami i rękami, próbując wydostać się na powierzchnię. Utonę. Kurwa utonę. Nie pamiętam dokładnie jak, ale udało mi się odepchnąć od gruntu i złapać krawędzi basenu. Podciągnęłam się na rękach i jak najszybciej opuściłam basen.
Gdy stanęłam na równe nogi, pierwszym co ujrzałam, to kpiący uśmiech Chase'a.
- Ty idioto!- krzyknęłam. Minęłam go i zgarnęłam, rzeczy przyjaciela. Ruszyłam w kierunku wyjścia, zatrzymując się w połowie drogi, odwracając się i krzycząc - Następnym razem, gdy będziesz kogoś wrzucał do wody, najpierw zastanów się, czy ta osoba potrafi pływać.
Opuściłam pomieszczenie i szybko pokonałam korytarze, wychodząc na parking. Przeszedł mnie zimny dreszcz, gdy zaczęło lekko wiać. Ponieważ byłam mokra, jest mi dwa razy zimniej.
- Hej!- zatrzymał mnie krzyk. Odwróciłam się i zauważyłam biegnącego w moim kierunku bruneta. Był, już ubrany - Nie wiedziałem.
- Spierdalaj - ryknęłam, nie zwracając na niego większej uwagi.
- Daj się chociaż podwieźć - zaproponował. Uniosłam wzrok, łapiąc z nim kontakt wzrokowy - Nie musimy nawet rozmawiać, po prostu cię podrzucę.
- Chcesz mnie udobruchać, proponując transport?- parsknęłam. Na usta chłopaka wszedł diabelski uśmiech.
- Czy ja usłyszałem ruchać?- zapytał. Spojrzałam na niego, jak na skończonego kretyna. No ja przecież wyjdę z siebie i stanę obok.
- Zamknij paszczę i mnie zawieź.
Skierowałam się do samochodu chłopaka. Otworzył mi drzwi, bawiąc się w dżentelmena, co skiwotałam wywróceniem oczu. Odpalił samochód i wyjechał z terenu szkoły. Gdy znaleźliśmy się na głównej drodze, chłopak przyspieszył jazdę.
Mama. Tata. Czerwony samochód. Drzewo. Ogień.
Wspomnienie z wypadku przeleciało mi przed oczami.
Czerwony samochód.
-Możesz zwolnić?- spytałam i spojrzałam na chłopaka. Wsadziłam ręce między uda, by nie było widać, jak drżą mi ręce.
- Boisz się?- spojrzał na mnie z konsternacją.
- Nie - skłamałam. I to był mój błąd, chłopak przyspieszył cały czas patrząc na mnie - Zwolnij!- jak na złość przyspieszył jeszcze bardziej- To chociaż patrz na drogę.
- Mówiłaś, że się nie boisz - zaśmiał się - Nie lubisz, jak ktoś się na ciebie patrzy?
- Nie o to chodzi ale nie, nie lubię.
- To masz problem, bo lubię patrzeć na ciebie - puścił mi oczko i wrócił wzrokiem do przedniej szyby. Po chwili jednak zwolnił i teraz jechaliśmy zdecydowanie wolniej.
Mój oddech lekko się uspokoił, ale drżenia rąk nie mogłam powstrzymać. Założyłam ręce na piersi i się naburmuszyłam. Nie przejmowałam się tym, że zapewne wyglądałam ja obrażone dziecko. Wkurwił mnie. Znowu.
- Chcesz po drodze coś zjeść?- zadał pytanie, ale nie raczyłam odpowiedzieć - To może do Starbucksa?- zadał kolejne, ale znów nie odpowiedziałam - Dalej się gniewasz?
- Tak - wydusiłam jedynie.
- Znam siedemdziesiąt sposobów na przeprosiny - przerwał krótką ciszę. Kątem oka widziałam jego lekki uśmiech.
- Jakie?- udawałam znudzoną, ale tak naprawdę byłam trochę ciekawa.
- Pierwszy, długi przytulas - odpowiedział i ucichł. Wyglądał jakby nie chciał mówić dalej, a ja się zaciekawiłam.
- A reszta?- spojrzałam na niego. Usta uniosły mu się ku górze i powiedział coś, czego w życiu bym się nie spodziewała.
- Sześćdziesiąt dziewięć - poruszył dwuznacznie brwiami. Ja jedynie wywróciłam oczami nie komentując jego głupoty.
Zatrzymał się pod moim domem, a ja szybko z niego wypadłam. Trzasnęłam mocno drzwiami, wiedząc, jak tego nie lubi. Szybko pokonałam odległość z chodnika, do domu.
Co za kurwa idiota.
![](https://img.wattpad.com/cover/325296141-288-k371398.jpg)
CZYTASZ
Miasto Kłopotów
RomansaZakochanie się w nim było, jak bieg przez tunel i błoga niewiedza co znajduje się na jej końcu. Mimo wielu problemów i przystanków, które bolą i wyniszczają cię od środka, chcesz biegnąć dalej. Gdyby los dał mi kolejną szansę i ponownie postawił prz...