Rozdział 13

112 8 0
                                    

     Lekkie promienie słońca padały na moją twarz, a ciało muskał chłodny powiew wiatru. Uchyliłam oczy, ale szybko tego pożałowałam i ponownie je zamknęłam. Cholerne słońce. Gdy zaczęłam dochodzić do siebie, uniosłam się do pozycji siedzącej. Jestem w moim łóżku, jak?

Okno było lekko uchylone, przez co do środka wdzierał się chłodny wiatr. Zimny dreszcz przebiegł mnie po plecach, a na ciele pojawiła się gęsia skórka. Odrzuciłam kołdrę i podbiegłam do okna, zamykając je.

Spojrzałam w dół, dostrzegając, że jestem ubrana, jedynie w bieliznę oraz koszulkę. Co się wczoraj działo?

O mój Boże!

Boże!

Kurwa!

Ja, Chase, jego samochód, on przy mojej kobiecości. Wspomnienia z wczoraj, zaczęły drastycznie zalewać mój umysł.

- Vivian Marshall, ty skończona idiotko - szepnęłam. Schowałam twarz w dłonie i odetchnęłam głębiej.

Nawarzyłam piwa, to teraz czas je wypić. Wciągnęłam na nogi szorty, a włosy związałam w niedbały kok, po czym wypadłam z pokoju. Stukot moich gołych stóp, odbijał się od ciemnych paneli, którymi pokryte były schody oraz podłogi. Zatrzymałam się dopiero w progu, zauważając w kuchni trzech mężczyzn. Alec, Theo oraz... Chase?

- Jakim cudem jestem tu, gdzie jestem?- zapytałam. Wszyscy trzej przenieśli na mnie wzrok.

- Usnęłaś w drodze - odpowiedział brunet. Skupiłam na nim swoją uwagę, a wczorajsze wydarzenia, ponownie zalały mój umysł - Wniosłem cię i wróciłem do domu - dodał, po chwili - Twój telefon został na tylnich siedzeniach - oznajmił rozbawiony oraz uniósł moją komórkę, następnie kładąc ją na blacie - Przyjechałem dziesięć minut temu, żeby ci go oddać.

- A ja zaproponowałem kawę- mruknął Alec.

Kiwnęłam głową, po czym spokojniejsza podeszłam do szafki, by wziąść swój kubek. Nigdzie go nie dostrzegłam, a gdy się odwróciłam, zauważyłam, że Chase pije z kubka z Harry'ego Pottera. To mój ulubiony. Wzięłam, więc jakiś inny i przygotowałam sobie ciepły napój.

- Vivian - uniosłam wzrok na brata. Patrzył na mnie wyczekująco, odetchnął i powtórzył - Pytałem, czy chcesz iść na przyjęcie charytatywne?

- Kiedy?

- W piątek- odparł i odłożył kubek do zmywarki - O dwudziestej.

Nie przepadam za przyjęciami charytatywnymi. Dużo tam starych dziadów, snobów i zapatrzonych w siebie panienek. Nie moje klimaty, ale wizja pojawiania się tam u boku moich braci, jest zachęcająca. Do tego kupię nową kieckę.

- Chętnie z wami pójdę - zgodziłam się. Na jego malinowych ustach rozkwitł uśmiech - Muszę kupić sukienkę.

- Naturalnie - odparł brunet - Prześlę ci pieniądze - oznajmił Theodor, po czym skierował się do wyjścia z mieszkania.

- Czas iść do pracy - westchnął ciężko Alec. Odłożył pusty kubek do zmywarki, po czym ją załączył i podszedł do mnie - Widzimy się wieczorem - złożył delikatny pocałunek na moim czole i opuścił mieszkanie.

- Też będę się zbierał - oznajmił brunet. Wstał od blatu, więc zrobiłam to samo. Przeszliśmy na ganek i przystanęliśmy przy drzwiach - Widzimy się później dziewczynko.

Pocałował mnie przelotnie w usta, po czym wyszedł na zewnątrz, zostawiając mnie w lekkim osłupieniu. Zakluczyłam drzwi, a po chwili ponownie znalazłam się w pokoju. Zmęczona i z kacem, rzuciłam się na miękki materac łóżka.

✯✯✯

Obudził mnie dzwonek do drzwi, a jako, że byłam jedyną osobą w domu musiałam iść otworzyć. Jakież było moje zdziwienie, gdy po otworzeniu drzwi zobaczyłam brata Chase. Uśmiechnął się szeroko, gdy tylko nasze oczy się spotkały.

- Witaj Vivian Marshall - przywitał się, a następnie wystawił w moim kierunku swoją dłoń. Spojrzałam na nią, zignorowałam jego chęci przywitana i ponownie spojrzałam w jego oczy - Liczyłem na milsze przywitanie.

- Liczyć, to ty możesz kroki jakie wykonasz, by opuścić teren mojego mieszkania - bąknęłam. Założyłam ręce na piersi, przybierając bojową postawę.

- Mój brat nagadał ci jakiś bzdur na mój temat?- zagadnął ciekawy. Chłopak zlustrował mnie wzrokiem, tak, jak wtedy pod kawiarnią, na końcu nawiązując kontakt wzrokowy i uśmiechając się w ten swój typowy sposób.

- Umiem sama wyciągnąć refleksję na dany temat - oznajmiłam pewnie. Zwęził usta oraz pokiwał głową, pokazując, iż rozumie, a nawet jest pod wrażeniem - Umiem też decydować za siebie, jestem dorosła, jakbyś nie zauważył - rzuciłam oschle - Czego chcesz?

- Porozmawiać - oznajmił, jak gdyby nigdy nic. Uniosłam brwi, wywołując jego lekki uśmiech - I ostrzec przed moim bratem - powiedział, poważniejąc.

- Zaskocz mnie - prychnęłam.

- Cóż, wiele osób go skrzywdziło, starał się przezwyciężyć rozczarowania i złamane obietnice. Strzaskane serce potrafi sklejać się latami - oznajmił. Nieprzerwanie wpatrywał się w moje oczy, a ja starałam się nie ukazywać żadnych emocji, nie przed nim - Czasami dawał kolejne szansy, bo miał serce na dłoni dla osób, które kompletnie na to nie zasługiwały. Więc oszczędź mu kolejnego zawodu, bo na to nie zasługuje. Jest zepsuty, a wasza miłość zniszczy również ciebie.

- Nie da się zniszczyć, czegoś, co już od dawna jest zepsute - oznajmiłam ze spokojem. Wsunęłam niesforny kosmyk włosów za ucho i uśmiechnęłam się sztucznie - Więc, nie wtrącaj się i daj nam żyć, tak jak tego chcemy - bąknęłam, zniesmaczona jego osobą - Bo, ewidentnie nie chcesz dla nas dobrze.

- To mój brat - zaznajmił, jakbym kurwa nie wiedziała - Chce jego szczęścia.

- Widać - rzuciłam sarkastycznie - To tyle?

- Chcę żebyś zostawiła go w spokoju - poinformował. Uniosłam brwi, po czym odetchnęłam. Ta rozmowa nie ma sensu.

- Pozwól, że sami zadecydujemy.

- Jeżeli nie znikniesz z życia mojego brata, załatwię to w inny sposób - rzucił szorstko. Wywróciłam ostentacyjnie oczami, zmęczona tą bezsensowną konwersacja.

- Grozisz mi?- warknęłam. Podeszłam do niego bliżej, nasze klatki piersiowe prawie się stykały. Zadarłam głowę, by spojrzeć mu w oczy - Pierdol się frajerze - syknęłam przez zaciśnięte zęby - Nikt nie będzie mi wchodził w paradę, więc wsadź sobie te groźby w dupę.

- Opanuj się, bo przestanę być taki miły - szepnął. Niekontrolowane prychnięcie opuściło moje usta.

- Skoro nic ci nie odpowiada, odejdź.

Chwilę mierzyliśmy się wzrokiem, aż chłopak się wycofał. Zszedł po schodach, a następnie wsiadł do samochodu i odjechał z piskiem opon. No co za kurwa buc. Jestem Marshall, nie dam się zastraszyć jakiemuś debilowi z wyjebanym ego, bo coś mu nie odpowiada.

Zwłaszcza, że moje uczucia się buntują i zaczynam obdarzać nimi Chase'a. To absurdalne, a ja nic nie mogę na to poradzić.

Miasto Kłopotów Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz