Leżeliśmy w łóżku, wtuleni w siebie nie zostawiając, żadnej pustej przestrzeni. Nie dałoby się wsadzić między nas nawet szpilki. Jestem cholernie wdzięczna za kogoś takiego, kim jest Chase i za to, że ktoś postawił go na drodze mojego życia. Błogą ciszę, w której trwaliśmy, przerwały krzyki z dołu. Spojrzeliśmy na siebie, po czym wstaliśmy z łóżka, kierując się na dół.
- Vivian idź stąd - rzucił oschle Theodor. Poczułam się zdezorientowana, w końcu, to pierwszy raz, kiedy Theo odezwał się do mnie takim tonem - Powiedziałem coś.
Z natury, nigdy nikogo się nie słucham, jednakże teraz tego żałuję. Gdy zeszłam ze schodów, dostrzegłam jego. Człowiek, który zniszczył mi życie i odebrał cząstke mnie. Jak gdyby nigdy nic, stał pośrodku mojego salonu z rękoma w kieszeni płaszcza z zawiadackim uśmiechem.
Pierdolony Tony Torrence.
- Nie miłe przywitania są u was chyba rodzinne - bąknął. Posłał mi szeroki uśmiech, którego nie odwzajemniłam - Pięknie wyglądasz.
- Czego chcesz?- spytał Chase, stojący u mojego boku. Jego brat parsknął na wrogość, jaka jest kierowana w jego kierunku ze strony, każdego z nas.
- Przyszedłem w dobrych intencjach - oznajmił. Zrobił krok w moim kierunku, a Derek zareagował od razu. Stanął przede mną, zagradzając mu drogę, zaś Chase złapał mnie za ramię.
- Nie zbliżaj się do niej - ryknął oschle. Tony parsknął, jakby cała ta sytuacja go bawiła.
- Idź zajmij się handlem narkotykami- rzucił z nienaturalną powagą- To wychodzi ci najlepiej.
Czułam, jak zamieram, a powietrze robi się tak gęste, że nabieranie go do płuc, jest coraz trudniejsze. Derek i narkotyki? To nie może być prawdą.
- Widzę, że nie miałaś pojęcia- zaśmiał się cicho. Zza płaszcza wyciągnął niebieską teczkę, po czym spojrzał na mnie - Twoi bracia mają dużo tajemnic i niewiele zapewne poznasz.
- Spierdalaj - rzuciłam oschle, gdy wystawił teczkę w moim kierunku. Uśmiechnął się lekko i poruszył papierami, bym je wzięła - Nie interesuje mnie ich zawartość.
- Uwierz interesuje - poruszył brwiami - Chyba chcesz wiedzieć kto zabił twoich rodziców.
Zamarłam, co nie uszło jego uwadze. Zrobiłam krok na przód i niepewnie przyjęłam papiery. Wyciągnęłam je z folijki i zaczęłam przeglądać. Zdjęcia z wypadku, opis zniszczeń i przebieg całej sprawy. Dokładny opis wszystkiego.
- Mikael Wilson - wyczytałam nagłos imię mordercy moich i braci rodziców. Chase poruszył się za mną niespokojnie, a bracia wytrzeszczyli oczy - Kto to?
- Nasz ojciec - odparł zadowolony Torrence. Uniosłam wzrok znad papierów na chłopaka, którego z całego serca nienawidzę - Kochasz chłopaka, którego ojciec zabił twoich rodziców i prawie ciebie - obraz zamazały mi łzy, które chwilę później się uwolniły i zaczęły spływać po moich policzkach - Był pijany, ale to go nie tłumaczy.
- Wyjdź - szepnęłam zbolałym głosem. Chłopak nie ruszył się ani o centymetr, więc powtórzyłam tylko tym razem głośniej - Wyjdź!
Wciąż się nie ruszył, aż derek chwycił go za koszulę i wytargał z mieszkania. Z chukiem zamknął drzwi, o mało nie wyrywając ich z zawiasów. Na drżących nogach przeszłam do salonu. Usiadłam na kanapie, a teczkę rzuciłam na stolik kawowy.
- Jakie narkotyki do chuja?- rzuciłam niezrozumiale. Nikt nie raczył mi odpowiedzieć, a ja czułam się coraz gorzej - Albo nie, nie chce wiedzieć.
- I tak nikt, by ci nie powiedział - oznajmił Derek, po czym usiadł na kanapie przede mną.
- Nie powiemy ci Vivian, o co chodzi z rodzinnym interesem - bąknął stanowczo Theodor. Uniosłam wzrok, by na niego spojrzeć - Nie powinnaś wiedzieć.
- Okej - mruknęłam. Wstałam, po czym spojrzałam na, każdego po kolei - Muszę sobie to poukładać.
Weszłam po schodach i skierowałam się do swojego pokoju. Stanęłam na samym jego środku i zapragnęłam zniknąć. Rozpłynąć się niczym dym i już nigdy nie wrócić. To co obecnie czułam, jest zbyt ciężkie do opisania, bo jak można opisać swój gwałt, śmierć babci i to, że rodzic miłości mojego życia zabił mi moich rodziców?
Usłyszałam, jak drzwi skrzypią, Apo chwili, poczułam ręce, które oplotły mnie w tali. Odchyliłam głowę, kładąc ją na ramieniu chłopaka. Napawałam się jego kojącym zapachem i bezpiecznym dotykiem, które tak kocham. Chase wziął rękę, by wyjąć coś z kieszeni a następnie, by pokazać mi pierścionek.
- Chcę żebyś go nosiła - oznajmił. Przyglądnęłam się biżuterii. Srebrny pierścionek z zielonym diamencikiem w kształcie serca, a po środku znajdują się inicjały chłopaka - Dopóki będziesz go nosić, będę wiedział, że mnie kochasz i, że warto walczyć - wystawiłam dłoń, a chłopak wsunął pierścionek na mój palec - Kocham cię.
- Ja ciebie też Chase - wyszeptałam. Po chwili odwróciłam się i złączyłam nasze usta w pocałunku - Kochaj mnie.
- Jesteś pewna?- szepnął w moje usta. Kiwnęłam potwierdzająco głową, ponownie łącząc nasze usta - Jakby coś było nie tak, to mów - szeptał między pocałunkami - Przerwę.
- Mhh - mruknęłam.
Odpięłam pasek jego spodni, a chłopak ściągnął moje dresy. Złapał mnie za pośladki i unosił, po czym przeniósł na biurko. Wciąż się całując, rozebraliśmy się do reszty. Chłopak powoli we mnie wszedł i zaczął się poruszać. Z każdą chwilą wykonywał coraz szybsze ruchy, a pokój wypełniły jęki oraz stęknięcia. Jedną ręką przytrzymał moje plecy, drugą złapał za pierś.
Z każdą sekundą czułam zbliżające się spełnienie, a gdy nadeszło, poczułam się cudownie.
Jesteś moim bezpieczeństwem.
CZYTASZ
Miasto Kłopotów
RomanceZakochanie się w nim było, jak bieg przez tunel i błoga niewiedza co znajduje się na jej końcu. Mimo wielu problemów i przystanków, które bolą i wyniszczają cię od środka, chcesz biegnąć dalej. Gdyby los dał mi kolejną szansę i ponownie postawił prz...