Prolog

478 25 12
                                    

– Przepraszam.

– Hej – szepnęłam, chwytają jego bladą twarz między dłonie. Musiałam unieść się na palcach, by móc to zrobić i spojrzeć mu w oczy. Czasami nieco irytował mnie jego wzrost, ale teraz wiedziałam, że będę za tym tęskniła. – Nie masz mnie za co przepraszać. To dla twojego dobra.

Patrzenie na niego z tak bliska łamało mi serce. W ten sposób bardziej niż wcześniej mogłam dostrzec matowe, przepełnione pustką i smutkiem brązowe oczy. Cienie pod nimi odznaczały się bardziej niż kiedykolwiek wcześniej za sprawą niezdrowo bladej cery, a jego potężna, wysoka sylwetka wydawała się skurczyć. A może właśnie tak było, skoro jego kości odznaczały się pod skórą, jakby zaraz miały ją przebić na wylot.

To nie był Theo, którego znałam. Był zaledwie jego cieniem. Skorupą pełnego życia i radości człowieka, na którego barki zostało rzucone zbyt wiele ciężarów.

– Ale nasza kariera – zaczął, ale szybko mu przerwałam.

– Ona nie ma znaczenia, jeśli nie jesteś w stanie się z niej cieszyć – powiedziałam szczerze, chcąc, by każde pojedyncze słowo trafiło do jego upartej głowy. – Pamiętasz, co sobie obiecywaliśmy na początku?

– Tak. – Pokiwał głową, a na jego ustach zabłąkał się nieśmiały, ledwo widoczny uśmiech, którego większość by nie dostrzegła. – To zawsze będzie nasza dwójka, nigdy osobno.

– Dokładnie. – Uśmiechnęłam się, przywołując w głowie tamto wspomnienie. – Nie ważne za ile wrócimy, czy nie wrócimy w ogóle. Twoje zdrowie jest najważniejsze. Chcę móc znowu oglądać twój uśmiech, śmiać się z twoich durnych żartów. Pragnę naszych wieczorów karaoke, rozmów bez słów i tej magii na scenie, którą możemy osiągnąć tylko wspólnie. Chcę cię widzieć szczęśliwego, prawdziwie szczęśliwego, a oboje wiemy, że potrzebujesz przerwy. Nie dasz dłużej rady udawać, że wszystko jest w porządku. Ja nie chcę, żebyś musiał udawać.

Odkąd zaczęliśmy naszą karierę, nigdy nie miał łatwo. Bycie gejem nie było zbyt mile widziane w tym świecie, a przynajmniej tak myślał nasz zarząd. Kurczowo trzymali się wymówki, że Theo jest miłością nastolatek i że stracimy fanów wraz z ujawnieniem jego orientacji, która złamałaby serce tym wszystkim dziewczynom. Ja byłam pewna, że prawdziwi fani by zrozumieli, a tych fałszywych wcale nie potrzebowaliśmy.

Bo czy spełnianie marzeń miało w ogóle sens, jeśli byliśmy tylko ładną okładką, produktem, który dobrze się sprzedaje? Wierzyłam, że nasi prawdziwi fani kochali nas za to, co tworzymy, a nie za to, że ładnie razem wyglądamy na scenie.

Przez te lata nauczyłam się jednak, że nie zawsze mogliśmy robić to, co chcieliśmy. Od prawdy o wiele bardziej liczyły się pieniądze i sława. Mogliśmy być prawdziwi tylko wtedy, gdy pasowało to do naszego wizerunku. Zdawałam sobie sprawę, że mogliśmy trafić gorzej, ale dla Theo ciągłe ustawki i konieczność ukrywania prawdziwego siebie były nie do udźwignięcia.

Kłamstwa krok po kroku go wyniszczyły.

Depresja. Zaburzenia odżywiania. Właśnie do tego doszło, bo ludzie nie rozumieli, że miłość jest równa, że nie wybieramy, kogo kochamy, że ostatnie czym powinniśmy się przejmować to zaglądanie komuś do łóżka.

O ile piękniejszy byłby ten świat, gdybyśmy zaakceptowali miłość w każdej jej formie? O ile piękniejsze byłoby nasze życie, gdybyśmy zawsze wybierali miłość?

– Kocham Cię najbardziej na świecie. Nigdy o tym nie zapomnij, mała – szepnął wprost do mojego ucha, gdy przytulał mnie ostatni raz przed odlotem.

Mała.

Gdy się poznaliśmy, krzyczałam na niego i wściekałam się za każdym razem, gdy mnie tak nazywał, twierdząc, że to on jest wielkoludem. Teraz nie wyobrażałam sobie, jak miałam przeżyć kolejne miesiące bez słyszenia tego jednego, a tak ważnego dla mnie słowa.

– Nie mogłabym. Kocham Cię i to się nigdy nie zmieni, nieważne co się stanie po powrocie. – Zacisnęłam oczy, by nie pozwolić wypłynąć łzom. Tym razem to ja musiałam być silna. Zawsze to on obdarzał mnie wsparciem, nawet wtedy, gdy o to nie prosiłam. Teraz role się odwróciły, a on potrzebował mnie jak nigdy wcześniej. – Jesteśmy Infinity, tak? Nazwa zobowiązuje.

Płakałam, gdy odchodził w stronę odprawy. Nie dlatego, że będę tęskniła, chociaż to było oczywiście prawdą. Ostatnie pięć lat byliśmy niemal nierozłączni. W końcu nie dało się nie tęsknić za swoją drugą połową. Mimo bezgranicznej tęsknoty, którą już zaczęłam odczuwać, płakałam, bo się bałam. Pierwszy raz w życiu tak bardzo się bałam, że sobie nie poradzi, że nie zdoła wyjść z depresji, a mnie przy nim nie będzie. Byłam przerażona, że go nie odzyskam.

Obserwowałam każdy jego najmniejszy ruch, nie chcąc zapomnieć żadnego szczegółu z nim związanego. Pragnęłam wyryć jego obraz w swojej głowie, ale najbardziej na świecie pragnęłam, by mój Theo wrócił, byśmy dalej ciągnęli naszą nieskończoność.

Gdyby było nam dane znać przyszłość, gdybyśmy mieli tylko więcej czasu, czy zrobilibyśmy coś inaczej? Zmienilibyśmy bieg zdarzeń czy postąpili dokładnie tak samo? Zastanawiałam się nad tym miliony razy. Obmyślałam tysiące scenariuszy i nie byłam w stanie odpowiedzieć sobie na to pytanie.

Bo, jeśli postąpiłabym inaczej, ostateczny finał tej historii uległby zmianie?

Nie wiedziałam. I prawdopodobnie nigdy nie będzie mi dane dowiedzieć się: „co by było, gdyby".

To, czego byłam pewna, to, że przytuliłabym go mocniej. Przyjrzała się bliżej i powiedziała, jak wiele dla mnie znaczy.

Hej kochani!

Przez ostatnie dni nie mogłam się już doczekać by opublikować prolog. Chociaż może nie mówi on wiele o ogólnej fabule, ale jest ważnym elementem tej historii i jestem mega ciekawa co sądzicie.

Prolog Was zaciekawił czy może nie do końca?

Ja niestety ostatnie kilka dni chorowałam, ale powoli czuję się już lepiej i zamierzam spędzić dzisiejszy wieczór na pisaniu. Nawet nie wiecie ile mam pomysłów na tę książkę. Mam nadzieję, że wyjdzie z tego taka petarda jak wymyśliłam to sobie w głowie.

Jeśli uważasz, że rozdział na to zasłużył, zostaw po sobie komentarz, gwiazdkę.

Pozdrawiam ❤

ReplacedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz