35. Prawda

184 25 14
                                    

Siedziałam na kanapie i wbijałam wzrok w drżące dłonie i krwawiące skórki, które od kilku minut uporczywie zdzierałam. Ręce nie drżały mi ze strachu, a z bólu. W ogóle nie czułam już strachu. Strach pojawiał się, gdy jeszcze ci zależało. Mi nie zależało. Uczucie całkowitej obojętności było dziwne. Niby wiedziałaś, że to wciąż ty, ale... byłaś jakaś taka pusta. Jakby została z ciebie tylko zewnętrzna warstwa, a wszystko co było w środku zostało wyżarte pod wpływem kwasu, którym były kłamstwa.

Nie patrzyłam na wejście, ale usłyszałam moment, w którym wrócił. Był niczym głośne uderzenie grzmotu pośród ciszy, którego nie dało się przeoczyć. Drzwi trzasnęły, a później do moich uszu dotarł dźwięk przekręcanego zamka. Był głośniejszy niż zwykle. Wszystko było jakieś wyrazistsze.

Czas na finałowe show.

– Cześć.

Nie odpowiedziałam. Czekałam w bezruchu, przysłuchując się jego krokom, które w pewnej chwili się zatrzymały. Stanął w miejscu. Przez chwilę nic nie mówił, jakby nie był pewien jak postąpić. Jego dezorientacja wywołała we mnie prawdziwą satysfakcję.

– Czy coś się stało? – Pytanie anty Theo ponownie nie uzyskało odpowiedzi. Podszedł i stanął przede mną. Widziałam czubki jego butów. Theo zawsze zdejmował buty zaraz po wejściu, ale to nie był Theo. Nie ten prawdziwy. – Wszystko w porządku?

Wzięłam ostatni, głęboki oddech, a później uniosłam głowę. Tylko z grubsza się ogarnęłam więc pod moimi oczami wciąż były ślady tuszu do rzęs, który spłynął wraz ze łzami. Oczy pewnie też cały czas były napuchnięte, a warga krwawiła, ponieważ tak mocno ją zagryzłam by nie płakać i bezpiecznie dotrzeć samochodem do apartamentu. Zagryzałam ją od momentu, gdy wjechałam na skrzyżowanie na czerwonym świetle i tylko refleks drugiego kierowcy uchronił nas od wypadku.

Twarz chłopaka złagodniała, a ja niemal uwierzyłam, że pojawiła się na niej troska. Niemal. Już nie byłam taka naiwna.

Kolejny, który myślał, że miał prawo udawać troskę.

– Jak to jest być taką gnidą?

Zszokowałam go swoim pytaniem. Aż cofnął się lekko do tyłu, jakby moje słowa były raniące.

Wstałam i wyprostowałam się, unosząc głowę do góry. Chciałam by patrzył mi prosto w oczy, gdy zrozumie, że jego żałosna gra się skończyła. Chciałam widzieć to uczucie porażki. Pragnęłam się nim napawać.

– O co chodzi? Zrobiłem coś nie tak?

Zaśmiałam się. Mój śmiech był nieco histeryczny i nie brzmiał jak śmiech zrównoważonej psychicznie osoby.

– Jak to jest być tak nic nieznaczącym, że aż musisz się pod kogoś podszywać? – Pobladł, a na mojej twarzy pojawił się prawdziwy uśmiech satysfakcji.

– Nie wiem o czym mówisz.

Próbował jeszcze udawać, ale wszystkie jego umiejętności najwyraźniej znikały, gdy grunt zaczął mu się osuwać pod stopami. Już nie był takim świetnym aktorem. Był tylko zwykłym człowiekiem, który zachłysnął się wizją sławy.

– Nie udawaj. Może i udało wam się przekonać cały świat, ale ja wiedziałam od początku. Co, twoi współprzymierzeńcy ci nie powiedzieli? Doskonale zdawali sobie sprawę, że wiem, ale nie byłeś wystarczająco ważny by ci o tym powiedzieć.

– Oszalałaś – pokręcił głową i ruszył w stronę swojego pokoju.

– Jesteś tylko pionkiem! – wykrzyczałam. – I jak się okazuje, tchórzem też! Jak to jest żyć ze świadomością, że nikt tak naprawdę nie zna twojego imienia? Nie kochają ciebie, kochają Theo, którego jesteś tylko marną podróbką.

ReplacedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz