26. Seans filmowy

165 17 7
                                    

Zagryzłam wargę, gdy ukradkiem przeczytałam wiadomość na schowanym pod stole telefonie. Nie byłam pewna z jakiego powodu tak bardzo się z tym kryłam, ale przestałam się nad tym zastanawiać, gdy tylko dotarł do mnie sens przeczytanych słów.

Mason: Co powiesz na wspólny seans filmowy? Ty, ja i Interstellar? xo

Dwa tygodnie. Nie było go dwa tygodnie, a dla mnie ten czas jednocześnie ciągnął się w nieskończoność, ale też minął niewiarygodnie szybko. Czy to w ogóle miało sens?

Clarie stała się moim stałym towarzystwem w przerwie od nagrań, gdy nie byłam w stanie wytrzymać sama ze sobą. Byłam też w ciągłym kontakcie z Masonem. Pisaliśmy niemal codziennie i chociaż może brzmieć to dziwnie, odnosiłam wrażenie, że te wymieniane między sobą wiadomości zbliżyły nas do siebie mocniej niż cokolwiek innego. A może było to spowodowane naszą rozmową o powodzie mojego przezwiska... Nie wiedziałam, ale cokolwiek nas do siebie zbliżyło, miało specjalne miejsce w moim sercu.

Dwa tygodnie nareszcie minęły i wczorajszego wieczoru mężczyzna wrócił do Londynu, a ja musiałam w sobie odpalić dodatkowe pokłady kontroli by od razu do niego nie pojechać. Można się więc było domyślić, jak wielka była więc moja radość, gdy Mason sam do mnie napisał. A dodatkowo zaproponował spotkanie, które nie miało nic wspólnego z pracą.

Zostawiłam komórkę na kolanach i ponownie przeniosłam wzrok na pochłoniętego swoją opowieścią Theo. Gdyby ktoś mnie zapytał, nie byłabym w stanie powiedzieć o czym tak właściwie mówił mój „ukochany". Cały czas jednak się uśmiechałam, przytakując co jakiś czas i patrząc na niego, jakby był miłością mojego życia. Nie było to łatwe zadanie, a ja najwyraźniej powinnam dostać Oskara, skoro nikt jeszcze się nie zorientował, jak wielką niechęcią darzyłam go w rzeczywistości.

Bawiłam się pierścionkami, zastanawiając się, co odpisać Masonowi. Bardzo chciałam się z nim spotkać. Nie tylko dlatego, że jego towarzystwo było o niebo lepsze niż towarzystwo anty Theo, ale przede wszystkim dlatego, że ostatnio bardzo się zbliżyliśmy i tylko przy Masonie czułam się naprawdę sobą. Odkąd przybiegłam do niego zapłakana by opowiedzieć o pomyśle wytwórni, coś się między nami zmieniło. Powstała jakaś cienka nić porozumienia i mimowolnie zaczęliśmy się traktować inaczej. Uwielbiałam więc spędzać z nim czas i uciszać nieco brudne myśli, które co jakiś czas kiełkowały w mojej głowie.

Nie mogłam też ukryć przed sobą, że naprawdę się za nim stęskniłam.

I jeszcze to cholerne „xo", którego coraz częściej używał w swoich wiadomościach, i które chociaż nic nie znaczyło, mieszało mi w głowie bardziej niż powinno.

Mimo najszczerszych chęci, miałam randkę z Theo, która była moją pracą i nie mogłam jej tak po prostu zignorować, odkąd w wytwórni nie uważano mnie za człowieka, posiadającego pełnie praw.

– Theo? – przerwałam jego monolog, wciąż niepewna czy powinnam prosić go o jakąkolwiek przysługę.

– Tak?

Przeniósł na mnie spojrzenie, poświęcając mi całą swoją uwagę. Tego wieczoru miał na sobie koszulę, a ja musiałam przyznać, że w ogóle mu nie pasowała. Mój Theo nigdy nie założyłby białej koszuli. Koszule nosił jedynie na galach, ale nigdy nie były klasyczne, a kolorowe i wzorzyste.

Były pełne życia, tak jak Theo, a nie jak siedząca przede mną jego nędzna kopia.

– Jest taka sprawa – zaczęłam. Najwyraźniej byłam bardziej zdesperowana niż chciałam przyznać przed samą sobą. – Czy moglibyśmy nieco... zmodyfikować program naszej randki?

Mój głos był cichy, tak by nikt niepowołany, nie usłyszał niczego, co nie było przeznaczone dla jego uszu. Może i całym sercem nienawidziłam roli, do której odgrywania mnie zmuszono, ale zdawałam sobie też sprawę, że nie mogłam tak po prostu wszystkiego ujawnić. Nie, dopóki nie wiedziałam, gdzie był prawdziwy Theo.

ReplacedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz