Epilog + podziękowania

309 29 30
                                    

Dwa lata później.

Patrzę na niego i wygląda jak żywy. To zarazem wspaniałe jak i przerażające. Wspaniałe, bo każdego dnia będę mogła widzieć Theo, zupełnie jakby wciąż był tuż obok. Przerażało mnie to jednak, ponieważ był tak realny, że łatwo było się zapomnieć.

Czasami wciąż zdarzało mi się zapominać. Chciałam opowiedzieć mu jakiś żart, podzielić się czymś wspaniałym lub wyżalić się po głupiej kłótni. A gdy już docierało do mnie, że więcej nie będę w stanie tego zrobić, ból wracał. Czasami wydawało się, że boli równie mocno co pierwszego dnia.

Wbrew temu co ludzie mówili, czas nie leczył ran. Zabliźniał je i pozwalał nam żyć, ale nigdy całkowicie nie znikał. Ból zawsze gdzieś tam był i czaił się pod powierzchnią, a ja chyba nie chciałabym by całkowicie zniknął. To ten ból ukształtował to, kim byłam. I to ten ból pozwalał mi pamiętać, że to wszystko zdarzyło się naprawdę.

Czasami wciąż przychodziły dni, gdy z trudem oddychałam, gdy się dusiłam. I czasami, w najciemniejszych momentach naprawdę tego chciałam. Ale Mason nigdy mi na to nie pozwolił. Zawsze czuwał gdzieś tuż obok i nie pozwolił mi się poddać.

W końcu musiałam żyć za naszą dwójkę.

– Wygląda niesamowicie, prawda?

Od tyłu objęły mnie znajome, ciepłe ramiona, a ja przymknęłam oczy, od razu czując się jakoś tak lepiej, lżej. Ufnie wtuliłam się w mężczyznę, z radością przyjmując pogłębienie uścisku. Przez ostatnie dwa lata to ten człowiek trzymał mnie, gdy rozpadałam się na kawałki. Sklejał mnie, podtrzymywał i łatał wszystkie rany, mimo że wydawało się to niekończącym się zadaniem.

Dbał o mnie. Kochał mnie.

Nie poddał się.

– Tak – szepnęłam, przekręcając głowę by spojrzeć na Masona.

Uśmiechnęłam się. Może to nieco żałosne, ale weszło mi to już w nawyk i uśmiechałam się za każdym razem, gdy na niego patrzyłam. Nie ważne czy robiłam to pierwszy czy pięćdziesiąty raz w ciągu dnia. Nawet gdy byłam zła i tak uśmiechałam się na jego widok.

A on odwzajemniał się setkami zapierających dech w piersiach uśmiechami.

Mason pochylił się i złożył czuły pocałunek na środku mojego czoła. Przymknęłam oczy, ciesząc się tym gestem. Jak zawsze przytrzymał wargi na mojej skórze przez kilkanaście sekund.

– Byłby z ciebie niesamowicie dumny – wyszeptał tak, że nikt inny nie był w stanie usłyszeć tych słów.

Moje serce szybciej zabiło. Niektóre kobiety wariowały, gdy słyszały od chłopaka komplement na temat wyglądu. Moje serce przyspieszało, gdy Mason mówił, że Theo byłby ze mnie dumny. A mówił to często i jakoś wierzyłam w jego słowa.

Nie chciałam by kiedykolwiek zapomniano o Theo. Był zbyt wyjątkowy by być tylko kimś na końcu umysłu ludzi, o którym przypominano sobie tylko w pewnych sytuacjach. Kimś kto był, ale już go nie ma. Zasługiwał, by codziennie gościł w naszych wspomnieniach. Właśnie dlatego plakat z jego zdjęciem zajmował honorowe miejsce na ścianie holu. Każdy kto wchodził do środka od razu go zauważał i przypominał sobie, jak wiele dał nam ten człowiek. Pod zdjęciem znajdował się cytat, który do tej pory siedział zakotwiczony w moim umyśle.

Nasze życia się kończą, ale pamięć pozostaje nieskończona.

Właśnie tym był Theo – nieskończonością.

Przed długi czas nie byłam w stanie śpiewać ani grać. Znienawidziłam muzykę do tego stopnia, że denerwowałam się za każdym razem, gdy Mason włączał radio w samochodzie. A gdy słyszałam naszą piosenkę – wpadałam w panikę, odbierającą mi oddech. Byłam pewna, że nie uda mi się spełnić prośby Theo i że sama sobie nie poradzę.

ReplacedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz