36. Pomocna dłoń

201 27 6
                                    

Gdy następnym razem otworzyłam oczy nie było mi już zimno.

Z każdej strony otaczało mnie przyjemne ciepło, które bardziej zachęcało do ponownego zamknięcia oczu niż ich otworzenia. Początkowo lekko spanikowałam, nie rozpoznając otoczenia, ale później mój wzrok zatrzymał się na suficie nad łóżkiem i cicho westchnęłam z zachwytem. Na całej powierzchni były poprzyklejane małe gwiazdki, które świeciły na przyjemny, żółty kolor.

Uspokoiły mnie, a wcześniejsza panika odpłynęła w dół rzeki moich uczuć.

Przyglądałam się im z zaciekawieniem, usiłując je policzyć. Po trzeciej próbie zaprzestałam starań, ale delikatnie się uśmiechnęłam. Podobało mi się, że nie mogłam ich policzyć. Zupełnie tak, jak w przypadku prawdziwych gwiazd. Ich niepoliczalna ilość była jakaś otulająca.

Było ich tak wiele, że mogły być pewne, że nigdy nie zostaną osamotnione. Zazdrościłam im.

Do moich uszu dotarł dźwięk otwieranych drzwi, ale nie spojrzałam w tamtą stronę. Wciąż wpatrywałam się w gwiazdki, zastanawiając się czy Theo by się spodobały.

Wciągnęłam drżący oddech, gdy prawda do mnie dotarła. Poczułam pieczenie w ochach, a w gardle stanęła mi gula. Szybko odrzuciłam od siebie wszystkie emocje, nie będąc gotowa by się z nimi zmierzyć. Prawdopodobnie nigdy nie będę na to gotowa, ale zamierzałam odsuwać od siebie prawdę, tak długo, jak tylko będę w stanie.

– Gdy byłam mała zawsze chciałam mieć takie gwiazdki – szepnęłam, a pod koniec mój głos lekko się załamał.

– Ja też – odparł kobiecy głos. Zerknęłam w bok i dostrzegłam dziewczynę, która usiadła obok mnie. Zapaliła stojącą obok łóżka lampkę nocną w kształcie księżyca, która rozświetliła jej delikatny uśmiech. – Ale rodzice nigdy nie chcieli spełnić tego marzenia – dodała, odchylając głowę do tyłu. Przez chwilę wpatrywała się w gwiazdki, a jej uśmiech się poszerzył. – Gdy zamieszkałam sama, pomyślałam, że nic nie stoi na przeszkodzie bym sama to zrobiła. Myślę, że powinniśmy spełniać marzenia tych małych dzieci, które wciąż w nas mieszkają.

– Pięknie powiedziane.

Podparłam się na dłoniach i usiadłam, opierając się o metalową ramę łóżka. Podciągnęłam kołdrę pod samą szyję, szczelnie się nią otulając. Nie było mi zimno, ale potrzebowałam czuć się otoczona przez coś bezpiecznego. A w tamtym momencie ta obca kołdra wydawała się czymś najbliżej uczucia bezpieczeństwa.

– Długo spałam?

– Piętnaście godzin.

Głośno wciągnęłam powietrze słysząc jej odpowiedź. Nie spodziewałam się tego, ponieważ wcale nie czułam się szczególnie wypoczęta.

Dokładniej przyjrzałam się nieznajomej, gdy z uśmiechem wpatrywała się w umieszczone na suficie gwiazdki. Na pierwszy rzut oka wywnioskowałam, że musiała być w wieku podobnym do mojego, ewentualnie może nawet trochę młodsza. Była ubrana w zwykłe szare dresy, które zadziwiająco dobrze na niej wyglądały. Lubiłam dresy, ale zawsze, gdy je zakładałam, wyglądałam niechlujnie, a czasem wręcz śmiesznie. To, co jednak najbardziej zachwyciło mnie w jej wyglądzie to włosy. Były długie i pięknie pofalowane. Większość miała kolor jasnego blondu, ale gdzieniegdzie przeplatały je pastelowo różowe pasemka. Pięknie to wyglądało i gdybym tylko była blondynką, prawdopodobnie zdecydowałabym się na taką opcję.

– Nie bałaś się zabrać obcej osoby do domu? – odezwałam się, przerywając ciszę. – Chyba nie wyglądałam najstabilniej psychicznie w tamtym momencie.

ReplacedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz