12. Dziennik

157 22 10
                                    

Nacisnęłam klamkę, ale nic się nie wydarzyło. Spróbowałam jeszcze raz i dalej nic. Drzwi były zamknięte. Nie otworzyły się w żaden magiczny sposób. Zamiast tego śmiały mi się prosto w twarz, kpiąc z mojej naiwności.

Ostatnio nic nie było łatwe, dlaczego myślałam, że tym razem miałoby być inaczej? Po co świat nagle miałby stać się dla mnie bardziej łaskawy i coś ułatwić...

Ze złością uderzyłam zaciśniętą pięścią w drewnianą powłokę. Cicho zaklęłam, gdy odczułam piekący ból. Żaden ból nie mógł jednak przytłoczyć złości i poczucia porażki. Byłam taka pewna, że zdobycie dziennika nie będzie stanowiło problemu.

Theo nigdy nie zamykał drzwi, ale to nie był Theo, a ja wreszcie musiałam sobie to wbić do tej mojej zdezorientowanej głowy i stęsknionego serca. Musiałam zacząć ich rozróżniać, nawet jeśli za każdym razem bolało jeszcze mocniej. A bolało piekielnie, jakby ktoś wbił mi nóż w brzuch i co chwilę okręcał nim dla zabawy.

Ze zrezygnowaniem udałam się do swojego pokoju. Zatrzasnęłam za sobą drzwi, niczym nastolatka w akcie buntu, która próbuje pokazać w ten sposób, że jest zła na rodziców. Otworzyłam drzwi prowadzące na balkon i oparłam się o barierkę, głośno wzdychając. Balkon w moim pokoju był naprawdę mały. Pomieściłby maksymalnie dwie osoby i to tylko w przypadku, gdy stałyby naprawdę blisko siebie. Jednak mimo jego wielkości, bardzo go lubiłam i był zbawienny w chwilach takich jak ta. Gdy w mojej głowie plątały się tysiące myśli, a ja mogłam odetchnąć stosunkowo świeżym powietrzem, obserwując znajdujące się w oddali London Eye.

Kochałam ten widok, zwłaszcza nocą. Nie przywiązywałam się do miejsc, ale gdybym musiała się przeprowadzić byłaby to jedyna rzecz, za którą bym tęskniła.

– Pomyśl – mruknęłam, nerwowo podrygując nogą.

Musiało istnieć jakieś rozwiązanie. Zawsze istniało. Nie było sytuacji bez wyjścia, zwłaszcza w obliczu faktu, że Theo mógł być gdzieś daleko i potrzebować mojej pomocy.

I nagle zdałam sobie sprawę, że od dawna nie musiałam radzić sobie z problemami w pojedynkę. Zawsze mogłam liczyć na Theo, który potrafił spojrzeć na sprawę obiektywniej, gdy mną targały emocje.

Teraz Theo nie było, ale to nie oznaczało, że byłam sama.

Był jeszcze Mason. Może nie byliśmy bardzo blisko, ale tworzyliśmy zespół, a w zespole ludzie sobie pomagają, prawda?

Wyciągnęłam telefon z tylnej kieszeni spodni, a mój kciuk niepewnie zawisł nad imieniem mężczyzny. Teoretycznie przez wzgląd na swoją pracę powinien być dla mnie dostępny przez cały czas, ale nie chciałam stać się natrętna.

Nie mówiłam o tym głośno, a wręcz starałam się o tym nawet nie myśleć, ale bałam się, że odejdzie. Byłam przerażona, że zrezygnuje, a ja sama nic nie wskóram.

Nacisnęłam małą słuchawkę zanim zdążyłabym się rozmyślić. Byłam przygotowana na kilka sygnałów, ale Mason pozytywnie mnie zaskoczył, od razu odbierając. Doceniłam ten mały szczegół.

– Wszystko w porządku?

Nie mogłam powstrzymać delikatnego uśmiechu, który zamajaczył w kącikach moich ust. Było coś niezwykłego w tym, że jego pierwsze słowa nie ograniczały się do zwykłego „hej" czy „halo", jak było to w przypadku większości ludzi. I być może wyobrażałam sobie więcej niż te słowa rzeczywiście znaczyły, ale tym razem nie zamierzałam rozkładać tego na czynniki.

Pozwoliłam przyjemnemu ciepłu otoczyć moje serce.

– Tak – szepnęłam. – Chociaż nie do końca. Nasz plan nie poszedł tak dobrze, jak zakładałam.

ReplacedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz