7. Imprezy małe i duże

164 18 8
                                    

Z imprezami miałam nieco dziwną relację kręcącą się wokół uwielbienia i nienawiści. I to nie tak, że nie umiałam się na nich bawić i dlatego często nie sprawiały mi przyjemności. Kochałam śpiewać i tańczyć, a jeszcze bardziej kochałam zabawę z Theo.

I to był właśnie ten kluczowy element.

Do dobrej zabawy potrzebowałam być w towarzystwie osób, którym ufałam, z którymi mogłam być beztroską Clem. Bez oceniania, wytykania każdego potknięcia czy przejawu braku ideału. Bez tego każda, nie ważne jak wspaniała impreza zamieniała się w smutny ciąg rozmyślań. Z Theo każda, nawet najsztywniejsza impreza była znośna.

Teraz Theo nie było przy mnie i chociaż w klubie płynęły najlepsze piosenki, przy których każdy umiał się świetnie bawić, a ogromny tłum zapewniał nieco anonimowości, nie potrafiłam się cieszyć tym wieczorem. Zamiast tego stałam w kącie sali, popijając drinka, którego smaku nawet nie czułam. Dawno nie czułam się tak wyobcowana i nie na miejscu.

Kątem oka zerkałam na anty Theo, który bawił się w najlepsze przy barze z ludźmi, których nie znałam. Theo, którego znałam nigdy nie pił z obcymi, a już na pewno nie zostawiał mnie samej. I nie chodziło tutaj o to, że biedna Clem nie umiała sobie poradzić sama i zawsze potrzebowałam jego towarzystwa. Nas zwyczajnie do siebie przyciągało i nie potrafiliśmy długo wytrzymać nie będąc w swoim towarzystwie. Nawet gdy byłam w związku i tłumaczyłam mu, że nie musi się mną zajmować, zawsze był gdzieś w pobliżu, pilnując, bym była bezpieczna.

Czasem żartowałam, że jest moim cieniem, a on wtedy odpowiadał, że cień nie mógłby mnie chronić i dlatego będzie moim jest aniołem stróżem.

Bardzo brakowało mi tej świadomości, że zawsze, bez względu na okoliczności chroniliśmy swoje plecy.

Po kilku kolejnych minutach obserwowania jak bawi się w najlepsze, śmiejąc się tak mocno, jak śmiał się tylko podczas naszych po koncertowych wieczorów, ze złością odstawiłam drinka, kierując się w stronę toalet.

Musiałam się stamtąd ulotnić i to jak najszybciej. A jedynie tylne wyjście przy łazienkach mogło mi umożliwić ucieczkę bez bycia zauważoną przez ochroniarzy. Mimo że teoretycznie była to zwykła piątkowa impreza w klubie, nie byliśmy tu bez celu. Rzadko wychodziliśmy w takie miejsca, bo mieliśmy na to ochotę. Znacznie częściej był to sposób na pokazanie się, ewentualnie odegranie jakiegoś małego przedstawienia albo ustawki. Tak było i tym razem. Przyszliśmy do Lockos, w którym zrobiono nam „przypadkowe" zdjęcia, jak świetnie razem się bawimy. Mieliśmy udowodnić, że mimo rozłąki dalej jesteśmy nierozłączni.

No cóż, Theo najwyraźniej niezbyt przykładał się do roli, a ja nie zamierzałam być jedyną, która się stara. Byłam pewna, że szybko mi się oberwie za tą ucieczkę, ale w tamtym momencie nie umiałam się tym przejmować.

Gdy tylko wyszłam na zewnątrz, zatrzęsłam się z zimna. Majowe wieczory były dość chłodne, a moja biała sukienka z wycięciem na plecach nie dawała zbyt wiele ciepła. Objęłam się ramionami i niepewnie rozejrzałam się wokół, szukając wzrokiem jakiejś taksówki.

Nie byłam na tyle zdesperowana, żeby wracać pieszo do apartamentu.

Gdy tylko dostrzegłam jedną, podbiegłam do niej, a wokół rozniósł się stukot moich szpilek, które były jednym z powodów, przez który nie zdecydowałabym się na pieszą wędrówkę.

– Dobry wieczór, gdzie jedziemy? – zapytał kierowca, najwyraźniej mnie nie rozpoznając.

Spojrzałam przez szybę, zastanawiając się co mu odpowiedzieć. Powinnam wrócić do apartamentu, ale chyba nie chciałam. Nie czułam się już tam jak w domu. Od ponad roku było to jedynie miejsce, w którym mieszkałam.

ReplacedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz