Rozdział II

71 6 3
                                    

Lionel

W życiu są dwie rzeczy, które przyprawiają mnie o mdłości. Pierwszą jest ananas, drugą zaś placówka oświaty zwana szkołą, do której właśnie jadę.
Myśl o tym, że będę musiał przekroczyć progi tej prywatnej szkoły wypchanej po brzegi bogatymi, rozpieszczonymi bachorami przyprawia mnie o dreszcze.

Przemierzam swoim samochodem uliczki Windylaid, jednego z bogatszych i lepiej rozwiniętych miast stanu Minesota. Jest to mój trzeci dzień w tym mieście, a ja już mam go serdecznie dość. Większość ludzi w tym zapyziałym miasteczku tryska zbyt odpychającą energią.

Podjeżdżam pod budynek, który od dziś będzie moja nową szkołą i wzdycham wysiadając z auta, które uprzednio zaparkowałem na podjeździe przed szkołą. Sięgam na tylnie siedzenia po plecak i taksując wzrokiem budynek zmierzam do środka. Gdy wchodzę do środka dostrzegam grupkę dzieciaków siedzących na korytarzu i wgapiających się w wyświetlacze swoich telefonów. Przewracam oczami, gdy mija mnie jakaś dziewczyna i uśmiecha się do mnie wesoło. Niby czym zasłużyłem sobie na jej miłe nastawienie, ludzie to szmaty i dopiero jak się kogoś pozna lepiej można od czasu do czasu się uśmiechnąć, byle nie za dużo, bo ludzie są łasi na słabości.

Drogę do gabinetu tej starej jędzy odnajduję bez problemu, bo miałem niemiłą okazję być u niej z moim ojcem na tak zwanej "rozmowie kwalifikacyjnej". Miałem z nią styczność niecałą godzinę i już zdążyłem stwierdzić, że paskudna z niej suka.

Staję przed drzwiami opatrzonymi imaniem tej paskudy i poprawiam zielono-srebrny krawat uwieszony na mojej szyi. Myśl o tym, że znowu wpierdalam się to bagno wprawia mnie w duszności.

Pukam w drzwi od gabinetu dyrektorki i wchodzę do niego po usłyszeniu miłego proszę. Właśnie dlatego już nie lubię tej kobiety, jest zbyt miła, aż do porzygu.

Przekraczam próg pomieszczenia i mój wzrok od razu wyłapuje elegancją szatynkę, która uśmiecha się do mnie tym swoim odpychająco przymilnym uśmieszkiem. Walczę z samym sobą, żeby się nie wzdrygnąć.

— Dzień dobry Lionce — wita się, a ja zajmuję wolne miejsce naprzeciwko jej biurka.

— Mam na imię Lionel — poprawiam ją, a ona chichocze cicho. Jakby ta pomyłka to miał być żarcik z jej strony. Cóż gdyby to był żart, to jeszcze do jej cv dorzuciłbym chujowe poczucie humoru.

— Ah no tak, przepraszam Lionelu — szczerzy to mnie te swoje białe ząbki, a ja się zastanawaim jakim chujem ta baba jest po czterdziestce, bo zachowuje się jak rozwydrzona gimnazjalistka. — Miło Cię ponownie widzieć w progach naszej szkoły.

Hamuje się, żeby nie odpowiedzieć, że mi wręcz przeciwnie. Na szczęcie ten wampir energetyczny nie daje mi czasu na wyrażenie moich obiekcji.

— Zostałeś przydzielony do grupy z rozszerzonym angielskim, to grupa o bardzo wysokim poziomie i liczę, że się w niej odnajdziesz, twoje wyniki w nauce były naprawdę zadowalające i mam nadzieję, że w naszej szkole twoje zdolności jeszcze bardziej wzrosną. — Jej rozchichotany ton zmienia się w bardziej poważny, a ja dziękuję niebiosom za tę zmianę, bo jeszcze chwila, a musiałbym biec do toalety przez niestrawność żołądkową.

— Postaram się Pani nie zawieść — odpowiadam najmilej jak potrafię i posyłam jej fałszywy uśmiech, żeby nie wzięła mnie za gbura, którego miano często mi przypisywano.

Dyrektorka daje mi jeszcze jakieś papiery do podpisania, a ja wykonuję jej polecenia w ciszy, ciesząc się, że konwersacja z nią jest z mojej strony jak najbardziej ograniczona.

Kobieta wstaje od biurka i każde mi gestem ręki kierować się w stronę drzwi, więc ja również się podnoszę, poprawiam plecak na barkach i kieruje się w stronę drzwi, które ona zdążyła już otworzyć.

Wychodzę na korytarz i dostrzegam brunetkę siedzącą na ławce przed gabinetem dyrektorki. W uszach ma słuchawki, w ręce trzyma książkę i zdaje się nie zwracać uwagi na otaczającą ją rzeczywistość. Ale jakby wyczuwa naszą obecność, po podnosi głowę znak lektury. Wtedy dostrzegam jej szare oczy ukrywające się pod oprawkami okularów. Uśmiecha się wesoło. Wyjmuje słuchawki z uszu i zatrzaskuje książkę, którą wstając wkłada do torby zawieszonej na ramieniu.

— To Lionelu jest Aries Gordon — przedstawia nas a dziewczyna skina głową w geście przywitania, ale ja nie oddaję gestu, bo mój wzrok bezczelnie lustruje wzrokiem dziewczynę. — Aries jest przewodniczącą szkoły i oprowadzi cię po naszej akademii.

Owa dziewczyna, która nazwana została Aries, nie patrzy na mnie, zaś wpatruje się uważnie w dyrektorkę.

— Aries liczę, że zaopiekujesz się Lionelem — mówi dyrektorka, a ja staram się nie prychnąć. Z całą pewnością nie potrzebuje opieki.

— Postaram się zrobić co w mojej mocy — zapewnia dziewczyna wesoło.

— Zostawiam Cię w dobrych rękach Lionce — mówi i odchodzi nim mam okazję ponownie ją poprawić.

Oh ja pierdole, nie mam kurwa najmniejszej ochoty słuchać kolejnej piskliwej idiotki, która tryska wokół tym pierdolonym entuzjazmem.

Zostaje na korytarzu sam z brunetką. Dziewczyna przejeżdża po mnie wzrokiem, robi to jednak szybko i nie przygląda mi się. Ja natomiast wpatruje się w nią i nawet tego nie ukrywam. Jest naprawdę ładna, ale jej sposób mówienia zdecydowanie nie zaprasza do zawierania znajomości, ot rozpuszczona, idealna i faworyzowana kujonka.

— W takim razie witam w Ingenii Highs School — odzywa się, a ja już nie mogę słuchać jej przesłodzonego głosu.           

.ZKZ.

Ani żadnej rzeczy, która jego jestOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz