Rozdział XXVIII

30 0 21
                                    

Lionel

W poniedziałek rano budzę się czując się jak gówno. Zegar wskazuje chwilę przed piątą, a ja nie jestem już w stanie zasnąć, więc biorę długi, zimny prysznic.

Kiedy lodowata woda spływa po moim ciele staram się oczyścić głowę na tyle, by wczorajsza sytuacja nie zaprzątała mi za bardzo głowy.

Po ataku tata odprowadził mnie do mojego pokoju, gdzie przez kilka godzin leżałem na łóżku nie będąc w stanie zmrużyć oka, bo co i rusz widziałem te ręce i słyszałem ten głos.

Wyłączam natrysk z deszczownicy i wychodzę z kabiny. Mokre włosy przerzucam do tyłu, tak, aby nie wpadały mi do oczu, a potem osuszam się ręcznikiem. Zapewne normalnie byłbym chory po takim lodowatym spotkaniu z wodą, ale przez lata zdążyłem się do tego przyzwyczaić do tego stopnia, że już nie pamiętam, jak to jest regularnie myć się tylko w ciepłej wodzie. Może to w pewien sposób kary jaką wybrałem sobie chcąc odpłacić za to co zrobiłem? A może ta lodowata woda wymywa z mojej głowy męczące mnie myśli i wspomnienia. Nie wiem.

Ubrany w szkolny mundurek opuszczam swój pokój i schodzę do kuchni, gdzie jak zwykle o tej godzinie siedzi już mój tata. Wiem, że dalej jest na mnie zły, ale kiedy mnie dostrzega posyła w moją stronę delikatny uśmiech.

Podchodzę do ekspresu, by zaparzyć sobie kawę, gdyż niezbyt dobrze przespana noc daje swoje efekty.

— Dzień dobry — wita się tata, kiedy z kubkiem czarnej kawy przysiadam na krześle barowym przy wyspie kuchennej.

— Dzień dobry — odpowiadam cicho, bo zapięcie po wczorajszej kłótni nie chce ze mnie zejść.

Mrużę oczy, aby przyjrzeć się temu co tata robi na swoim laptopie.

— Coś nie tam z działem IT? — pytam widząc wykresy na wyświetlaczu.

Tata kiwa głową i zmienia karty w przeglądarce.

— Mieliśmy włamanie i ekipy z oddziałów w Filadelfii i Harrisburgu musiały podwoić obroty — wyjaśnia. — Musimy zrekrutować nowych pracowników, bo ekipa z Filadelfii jest zdecydowanie zbyt słaba.

Kiwam głową ze zrozumieniem. To w Filadelfii jest główna siedziba naszej rodzinnej firmy, więc to logiczne, że to właśnie tam musi być najbezpieczniej.

— Chciałem z tobą porozmawiać, ale nie o firmie. — Tata zamyka swojego laptopa i patrzy na mnie z powaga wypowiadając te słowa.

Spinam się, bo po wczorajszej sytuacji mogę się spodziewać naprawdę wielu rzeczy, ale wiem, że sobie zasłużyłem, zachowałem się jak gówniarz znowu biorąc te przeklęte benzodiazepiny. Mój wczorajszy atak to nie jest powód, by mnie ułaskawiać i ja doskonale zdaję sobie z tego sprawę, moja psychika, a to co odpowiadałam to dwie inne kwestie i zdążyłem to sobie przemyśleć leżąc w nocy jak kołek. Ataki nie zdążają mi się już tak często, bo ostatni miał miejsce po bójce z Collinem, ale czasami po prostu moje przekleństwa przejmują kontrole nad moich umysłem i dzieją się właśnie takie rzeczy, ale słowa, które wczoraj wypowiadałem, a raczej wykrzykiwałem do mojego taty nie były wina przekleństw.

— Słucham — odpowiadam odstawiając kubek na blat, bo tracę już ochotę na kawę.

Tata bierze głęboki wdech i wbija swoje spojrzenie w moje oczy, czyli robi to co zawsze, gdy chce mi coś dosadnie przekazać.

— Przepraszam za mój wczorajszy wybuch, nie powinienem na Ciebie krzyczeć, zrobiłem to z bezradności, bo czasami mam problem z tym jak się z tobą obchodzić, jesteś skomplikowany, ale pamiętaj, że ja Cię takiego kocham i to nie była twoja wina, że ja nie poradziłem sobie ze swoimi emocjami, bo dzieci nigdy nie są odpowiedzialne za uczucia i emocje swoich rodziców — mówi, a ja słucham go z pełną uwagą. — Dalej jestem zawiedziony twoim występkiem, więc nie myśl sobie, że ujdzie ci to płazem — zastrzega, ale robi to takim tonem, że unoszę delikatnie kącik ust.

Ani żadnej rzeczy, która jego jestOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz