Rozdział III

56 5 7
                                    

Aries

— Aries liczę, że zaopiekujesz się Lionelem — mówi dyrektorka, a ja staram się ignorować ostentacyjne spojrzenie, które wiąż czuję na sobie.

— Postaram się zrobić co w mojej mocy — zapewniam tak przesłodzonym głosem, że aż sama nie mogę siebie słuchać. Z resztą, odkąd tylko dyrektorka wyszyła z gabinety z tym wysokim brunetem robię z siebie kompletną idiotkę.

Głupie, wesołe uśmieszki i taki przesłodzony ton, to raczej domena tej kobiety, a nie mnie, ale jak to mawiają, "jak wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i one".

Wychodzi na to, że teraz spędzę znaczną część poranka na oprowadzaniu tego chłopaka po naszej szkole, która w tej sytuacji wydaje mi się zbyt duża, o wiele bardziej wolałabym teraz wrócić do przerwanego chwilę wcześniej czytania, ale cóż sama zgłosiłam się na stanowisko przewodniczącej klasy, więc mogę tylko pluć sobie za to w brodę.

— Zostawiam Cię w dobrych rękach Lionce — słyszę jeszcze głos dyrektorki, zanim odchodzi i staram się nie zaśmiać, gdy słyszę jak wcześniej nazwanego Lionela nazywa Lioncem.

Zostaje na korytarzu sama z chłopakiem i szybko przejeżdżam po nim wzrokiem, nie robię tego jednak dokładnie, chce tylko zapamiętać go spośród tłumu, bo czy chce czy nie, muszę stać się dziś jego przewodnikiem.

— W takim razie witam w Ingenii Highs School — odzywam się w końcu i nie mogę wprost znieść barwy mojego głosu.

Chłopak milczy, a jedyny ruch jaki wykonuje to zagarnia do tyłu ciemne kosmyki włosów, które wpadają mu do oczu.

Zaczynam iść korytarzem, a on w milczeniu kroczy za mną co jakiś czas słuchając tego co mam do powiedzenia odnośnie danego miejsca lub zasad tam panujących. Chłopak nie zadaje jednak żadnych pytań, za co jestem mu poniekąd wdzięczna, bo brak pytań oznacza mniejszą ilość czasu spędzoną na oprowadzaniu.

Gdy docieramy do sali gimnastycznej, chłopak rozgląda się uważnie, a ja mam dosłownie moment, żeby mu się przyjrzeć.
Jest wysoki, naprawdę wysoki. Na oko ma coś około metra dziewięćdziesięciu, sylwetkę ma szczupłą, ale odznaczające się delikatnie pod białą koszulą mięśnie podpowiadają, że coś trenuje. Jego blada cera idealnie komponuje się z przydługą hebanową grzywką, która co i rusz wpada mu do turkusowych oczu, a on notorycznie zagarnia ją do tyłu.

Brunet jakby wyczuwa moje zainteresowanie i kieruje na mnie wzrok, a zaczynam mówić, żeby sobie zaraz nie pomyślał, że się w niego wgapiałam.

— Każdy rocznik ma strój sportowy w innym kolorze, naszemu przypada kolor czarny. Za dwa tygodnie odbędą się kwalifikacje do drużyny siatkarskiej, więc jeśli byłbyś zainteresowany, to chłopki z drużyny na pewno pokierują cię do odpowiedniej osoby — mówię rozglądając się po sali, a chłopak o dziwo wydaje się zainteresowany tym co mówię. — Mamy też drużyny futbolu Amerykańskiego, rugby i Lacrossa, ale to w zawodach siatkarskich bierzemy czynny udział — tłumaczę.

Lionel spogląda na mnie tak intensywnym wzrokiem, że aż czuję na skórze nieprzyjemne mrowienie.

Idziemy dalej mijając stołówkę i kilka klas od przedmiotów ścisłych, ale chłopak zdaje się kompletnie nie zwracać na mnie uwagi, bo co i rusz spogląda w wyświetlacz swojego telefonu.

Po kilkunastu minutach dochodzimy do mojego ulubionego miejsca w tej szkole, nad którego drzwiami wisi wielki napis "Biblioteka". Otwieram drzwi specjalną kartą i wchodzę do środka jako pierwsza, a tuż za mną idzie ewidentnie znudzony brunet.

— Chyba często tu przebywasz — odzywa się po raz pierwszy tego dnia, a ja jestem pod wrażaniem wibrującej barwy jego głosu. Cóż zaczynałam się zastanawiać, czy nie jest przypadkiem niemową.

Ani żadnej rzeczy, która jego jestOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz