Rozdział VIII

44 3 7
                                    

Lionel

Stoję pod prysznicem, a zimna woda spływa po moim ciele i włosach. Szoruję skórę tak mocno, że zaczyna robić się czerwona, bo wszystkie rzeczy z dzisiejszego dnia napadają mnie właśnie teraz. Bo to w samotności, moje przekleństwa stają się cielesne.

To właśnie teraz chcę umierać.

Oddech więźnie mi w płucach i już nie chce się z stamtąd wydostać. Czuje to wszędzie, czuję ich dotyk.

CZUJĘ GO!

Moje serce zaczyna bić w tak szaleńczym tempie, że czuję jakby miało zaraz ze mnie wyskoczyć. Słyszę krew przepływającą przez wszystkie miejsca na mojej skórze. Każde dotknięcie innego człowieka atakuje mnie teraz ze zdwojoną siłą.

Boli...

Moje płuca tracą zdolność pompowania powietrza i zaczynam się dusić.

Duszę się we własnym więzieniu.

Łzy ciekną mi po policzkach, a ja zaczynam krzyczeć, tak głośno, że pewnie słychać mnie na drugim końcu świata, ale dla mnie ten krzyk jest niemy, po jedyne co słyszę, to każde wybicie mojego serca, które rozchodzi się po mojej głowie i niemal bombarduje ją od środka. Cały się trzęsę i nie mogę nad tym zapanować.

Uderzam z całej siły pięścią w ścianę prysznica mając nadzieję, że to coś ustąpi, ale to nie działa.

Uderzam jeszcze raz i jeszcze, a gdy czuję krew spływającą po mojej dłoni, to uderzam jeszcze mocniej i jeszcze. Ale ja wciąż się duszę.

Ja czuję ten dotyk i to boli.

Niech to zniknie błagam, mam dość... dość
DOŚĆ DOŚĆ DOŚĆ DOŚĆ DOŚĆ!

Otwieram szybę prysznica i wypadam na podłogę. Upadam na nią i brudzę ją krwią.

JA SIĘ DUSZĘ!

Coś mocno uderza w moje drzwi, a ja dalej krzyczę, krzyczę tam mocno, że moje gardło zaczyna protestować. Każda część mojego organizmu się buntuje.

Do łazienki ktoś wpada, ale ja nie jestem w stanie utrzymać swojego rozbieganego spojrzenia i dostrzec kto to. Ten ktoś upada przy mnie na kolana i chwyta moją twarz w dłonie.

AŁA!

Czuję jak tysiąc igieł wbija się w moją skórę, a żołądek zaczyna się buntować i żółć podchodzi mi do gardła.

Wydaje z siebie tam silny krzyk, że czuję, jak rozrywa on moje struny głosowe, krzyk bólu, którego mam już dość.

— NIE DOTYKAJ MNIE!

Jego ręce natychmiast uciekają ode mnie. Rozgląda się pośpiesznie po pomieszczeniu i wysuwa jedna z szuflad po czym wyjmuje z niej gumowe rękawiczki i po założeniu ich na dłonie, ponowienie chwyta moją twarz.

Nie mogę utrzymać wzorku, a obraz i tak jest zamazany od łez, więc nawet nie podnoszę wzroku, tylko wpatruje się w krew na podłodze.

Chciałbym, żeby było jej więcej.

— Lionel spójrz na mnie — jego głos brzęczy mi uszach i obija się o każdą ścianę mojej czaszki.

Kręcę głową w zasadzie nie wiem nawet dlaczego, to taki odruch.

— Synu spójrz na mnie — ponawia próbę.

Z trudem ruszam szyją i staram się dostrzec jego rysy twarzy, bo przecież doskonale wiem kim on jest.

Ani żadnej rzeczy, która jego jestOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz