Rozdział IX

50 2 18
                                    

Aries

Budzi mnie jaskrawe światło wpadające do mojego pokoju przez niezasłonięte okna. Mrugam kilka razy starając się przyzwyczaić do promieni słońca, ale nie jest to zbyt przyjemne. Na oślep sięgam do szafki nocnej i próbuję dłonią zlokalizować telefon i okulary. Moje próby okazują się próżne, więc z jękiem frustracji otwieram oczy i w końcu łapię urządzenie w dłoń. Zegar wskazuje godzinę dwunastą rano, więc przespałam cały poranek. Cóż, doprowadzanie swojego brata, bezpiecznie, bez żadnych uszkodzeń i hałasu okazało się być bardziej problematyczne niż przypuszczałam.

Przecieram dłonią twarz i wkładam na nos czarne oprawki po czym włączam telefon. Od razu dostrzegam ogrom wiadomości od przyjaciół i mnóstwo powiadomień z Instagrama. Wzdycham wchodząc na czat grupowy.

Shelia: Nigdy więcej alkoholu, przysięgam.
Leila: Kogo próbujesz oszukać?
Allin: Ja robię to po każdej imprezie, nigdy nie działa.
Sheila: Zdycham...
Leila: Trzeba było panować nad procentami.
Shelia: Sama nie jesteś lepsza.
Allin: Shelia ma rację, też całkiem sporo wypiłaś.
Leila: I ty All przeciwko mnie?! Leila: Jestem obrażona.
Allin: Nie pierwszy i nieostatni raz.

Śmieję się cicho pod nosem, bo dosłownie każda ich konwersacja dzień po imprezie tak wygląda.

Ja: Jesteście przewidywalni.
Leila: O a któż to wstał.
Shelia: Co tak późno?
Ja: Dotaszczenie ciężkiego dupska Collina do pokoju wyciągnęło ze mnie wszelkie siły.
Shelia: Mogłaś po nas zadzwonić, byśmy pomogli.
Leila: Tia, zwłaszcza ty.
Shelia: ??
Allin: Ledwo dotarłaś do taksówki o własnych siłach.

Blokuję telefon, bo przyjaciele znowu zaczynają się kłócić, a ja chwilę po pobudce nie mam siły tego czytać. Oczywiście ich kłótnie są zazwyczaj na żarty, ale zdążają się też te o mocnym kalibrze. Na szczęście wszyscy kochamy się na tyle, że takie sytuacje tylko umacniają naszą relację.

Chętnie poleżałabym jeszcze w łóżku, ale niestety potrzeby fizjologiczne mają nade mną przewagę. Z jękiem staczam się z łóżka i wędruję do łazienki.

***

Wychodzę spod prysznica już całkowicie rozbudzona. Osuszam ciało ręcznikiem, a mokre włosy zawijam w turban, drugim ręcznik zaplatam wokół ciała i tak odziana wędruję do garderoby.

Sobotnie popołudnie nie wymaga ode mnie raczej nadzwyczajnego ubioru, więc ubieram się w komplet brązowych dresów. Odwijam ręcznik z głowy i rozczesuję lekko splątane kosmyki. Postanawiam pozostawić je nieco wilgotne, by wyschły naturalnie.

Zabieram laptopa z blatu biurka i postanawiam zejść do kuchni. Gdy przekraczaj jej próg, na krześle barowym stojącym przy wyspie kuchennej dostrzegam mojego niezbyt dobrze wyglądające brata. Ma na sobie spodnie dresowe i luźną koszulkę, spod kołnierza t-shitru wystaje już kilka siniaków. Siedzi skulony i opiera czoło o dłonie oparte o blat tak, że nie widać jego twarzy.

— Jak się czujesz? — pytam zajmując wolne miejsce po jego prawej stronie. Stawiam laptopa na blacie i włączam program do tworzenia prezentacji.

— Fatalnie — odpowiada.

— Wziąłeś aspirynę, którą zostawiłam ci na szafce nocnej?

— Tak, ale gówno dała.

Oboje milkniemy na dłuższą chwilę, a w tym czasie do pomieszczenia wchodzi Alice - nasza gospodyni. Jest całkiem młoda i pracuje u nas od niedługiego czasu, bo nasza poprzednia przeszła już na emeryturę. Wita się z nami wesoło i zaczyna przyrządzać śniadanie. Ja już całkowicie skupiam się na tworzeniu prezentacji.

Ani żadnej rzeczy, która jego jestOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz