Rozdział XI

38 2 7
                                    

Aries

W sobotni poranek ze snu wyrywają mnie mocne basy Enter Sandman, które wydobywają się z pokoju mojego brata. Jęczę z frustracji i chowam głowę pod poduszkę. Kiedy okazuje się, że owa poduszka jest beznadziejnym wyciszaczem rzucam ją na drugi koniec pokoju. Otwieram z trudem oczy i zerkam na elektroniczny zegar znajdujący się na szafce nocnej, wskazuje on godzinę ósmą rano. Może i normalnie bym się wyspała, ale siedziałam do piątej nad wypracowaniem i z całą pewnością nie jestem wypoczęta, w przeciwieństwie do mojego cholernego brata, który postanowił wykorzystać nieobecność rodziców i postawić na nogi cały dom pod basami metalu. Z wielkim trudem zwlekam się z łóżka i wychodzę z pokoju, na korytarzu muzyka jest jeszcze głośniejsza. Wyklinam pod nosem na brata i kieruję się do drzwi od pokoju tego glonojada.

Nie trudzę się z pukaniem, tylko od razu wparowuje do pokoju. Moje bębenki niemal pękają, gdy otwieram drzwi. Thomas siedzi przy swoim keyboardzie i przesuwa palcami po klawiszach. Przystaję w wejściu, chłopak jest tak pogrążony w dźwiękach, że nawet nie zauważa mojego wtargnięcia.

— Ścisz to! — krzyczę, ale mój głos nie jest w stanie przebić się przez piosenkę Matallici.

Collin porusza stopą w rytmie i ignoruje wszystko co się wokół niego dzieje.

Zaciskam pięści i z irytacją podchodzę do głośników i wzmacniacza, które zaburzają mój spokój. Dwoma przyciskami wyłączam urządzenia i nastaje upojna cisza, którą nie jest mi się dane długo rozkoszować, bo brat zauważa moją obecność i podnosi na mnie wzrok.

— O wstałaś wreszcie — zauważa i uśmiecha się do mnie.

Mam ochotę go zabić.

— Dziwne by było, gdybym się nie obudziła — prycham.

Collin spogląda na zegarek oplatający jego nadgarstek i ściąga brwi do siebie.

— Przecież o tej godzinie zwykle nie śpisz.

Naprawdę go zabiję.

— Siedziałam nad wypracowaniem do rana — oznajmiam.

Brat przewraca oczami i ponownie opada na krzesło. Zaczynam się kierować w stronę drzwi, kiedy Collin znowu wydaje z siebie dźwięki.

— Ale włącz głośniki z powrotem — rzuca.

Obracam się w jego stronę w zaciętą miną.

— Nie ma mowy — oznajmiam.

Collin wyrzuca brwi do góry i krzywi się wiedząc, że nie odpuszczę. Sam wstaje z łóżka i na powrót włącza muzykę.

— Wyłącz do cholerstwo! — wrzeszczę przekrzykując głośniki.

Collin przymyka oczy i udaje, że mnie nie słucha.

— Thomas do chuja! Wyłącz te głośniki!

Robiąc mi na złość zaczyna bujać się do melodii, a mnie dzielą dosłownie sekundy, żeby rzucić mu się do gardła i rozpłatać je na strzępy.

Podchodzę bliżej urządzeń, ale brat nie pozwala mi go wyłączyć, zamiast tego chwyta mnie w ramiona i przerzuca sobie przez bark, zaczynam wrzeszczeć, żeby mnie puścił, ale on ma mnie w głębokim poważaniu, wychodzi z pokoju, stawia mnie przed drzwiami szczerząc do mnie zęby zatrzaskuje mi je przed drzwiami, przekręca kluczyk, tak, bym nie mogła się do niego dostać. Zaciskam pięści ze złości w głowie tworząc plan, jak pozbawiać go życia.

— Nienawidzę Cię! — krzyczę.

— Ja też cię kocham! — odkrzykuje.

Nie zostaje mi nic innego niż powrót do swojego pokoju i ogarnięcie się, a później wyjście na poranny jogging, bo w takim wypadku, to wydaje się jednym rozwiązaniem.

Ani żadnej rzeczy, która jego jestOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz