Rozdział XVIII

36 3 21
                                    

Lionel

Zegar wskazuje, że jest już grubo po ósmej wieczorem, kiedy przyglądam się wtorkowemu planowi zajęć. Mam ochotę palnąć sobie czymś ciężkim w głowię za to, że wcześniej nie zauważyłem, iż czekają mnie jutro zajęcia na basenie, a przez moje kreowanie pozorów normalności nie mogę pozwolić sobie na ominięcie owych zajęć.

Opadam ciężko na łóżko, opieram łokcie na kolanach, chowam twarz w dłoniach i wzdycham.

Naprawdę wolałbym tego uniknąć, ale w taki sposób już na zawsze zostanę taki jaki jestem, a nie chcę, by ludzie odkryli z czego tak naprawdę się składam. Z licznych niedoskonałości, które zdobią moje ciało i umysł, te drugie o wiele prościej jest ukryć, ale z tymi cielesnymi mam większy problem.

Po jakimś czasie do głowy wpada mi rozwiązanie mojego problemu. Od razu podnoszę się na równe nogi i podchodzę do komody, z której wysuwam jedną z szuflad. W starannie posegregowanych koszyczkach odnajduję dwie zwinięte rolki w kolorze czarnym i białym.

Podrywam się z miejsca i ostrym korkiem kieruję się do skrzydła pracowniczego, a dokładniej do gabinetu ojca. Kiedy przekraczam próg pomieszczenia od razu dostrzegam tatę, który wzrok wlepiony ma w wyświetlacz laptopa i jest tak bardzo skupiony na tym co robi, że dopiero po chwili mnie zauważa.

Kiedy jego oczy odnajdują moja twarz unosi lekko kąciki ust.

— Coś się stało? — pyta po chwili.

— Poniekąd — odpowiadam i podchodzę powoli do jego biurka, na którym kładę dwa zawiniątka wcześniej zabrane z pokoju. — Potrzebuję twojej pomocy.

Tata spogląda na przedmioty, marszczy brwi i ponownie przenosi spojrzenie na mnie.

— Przecież tydzień temu je ściągałeś — zauważa.

— Są mi potrzebne na jutro — mówię trochę się niecierpliwiąc, ale nie daje tego po sobie poznać.

— A w jakim celu, jeśli mogę wiedzieć?

Wzdycham i przeczesuję palcami splątane kosmyki włosów.

— Mam jutro zajęcia na basenie — tłumaczę.

Tata zamyka laptopa i składa na nim dłonie. Ubrany jest w białą koszulę, której rozpiął dwa pierwsze guziki, a rękawy podwinął do łokci i czarne spodnie garniturowe. Pomimo tego, że już zapada wieczór on dalej nie szykuje się do spania. Odszrząkuje co wypędza mnie z chwilowego zagapienia.

— Jesteś pewien? — pyta w końcu.

Marszczę brwi.

— Dlaczego miałbym nie być?

— Sam mówiłeś, że chcesz stwarzać pozory normalności, co według mnie jest kompletną bzdurą, aczkolwiek może warto byłby spróbować pokazać siebie takim jakim się jest.

— Co masz na myśli?

— Mam na myśli synu to, że mógłbyś spróbować pogodzić się z niektórymi faktami. Wiem, że to nie jest proste zadanie, do niczego cię jednak nie zmuszam. Chciałbym tylko, byś był sobą skarbie. Byś nie musiał udawać kogoś kim nie jesteś, bo czasami mam wrażanie, że ta twoja maska nigdy nie opada.

Opada.
Opada zawsze w ciemności.
I opada wtedy, kiedy moje własne myli przejmują nade mną kontrolę.

Tata sam z resztą wie, ale chyba nie chce wspominać o moich nocnych atakach paniki.

Opuszczam ręce wzdłuż ciała z rezygnacją.

— Dobra nie ważne. Poproszę kogoś innego.

I odwracam się z zamiarem wyjścia, ale wtedy tata podnosi się ze swojego miejsca. Unosi dłoń chcąc złapać mnie za nadgarstek, ale na szczęście w porę go zabieram odwracając się energicznie.

Ani żadnej rzeczy, która jego jestOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz