Rozdział XXVI

36 0 19
                                    

Lionel

Wcześniej...

Pierwszym co czuję po przebudzeniu jest ogromny ból głowy i suchość w gardle. Próbuję otworzyć oczy, ale równie szybko je zamykam, kiedy moje oczy atakuje mocne światło wpadające do mojego pokoju przez okno tarasowe.

Wystawiam rękę nad szafkę nocną w poszukiwaniu szklanki lub butelki z wodą, ale niestety się rozczarowuje, bo nie ma tam żadnej z tych rzeczy. Przewracam się więc na brzuch i zakrywam sobie głowę poduszką. Skronie nie przestają pulsować, a w ustach czuję jakbym zjadł wór ziemi.

Odchylam lekko poduszkę, by móc zerknąć na zegarek oplatający mój nadgarstek i wzdycham ponownie, kiedy pokazuje on drugą po południu.

Właśnie wtedy zaczyna sobie przypominać powód mojego złego samopoczucia. Gra w butelkę, rozmowa z Collinem, gra na gitarze, rozmowa z Aries, taniec z Aries, potem to, jak rzygałem i jak dziewczyna dzwoniła do mojego ojca. Z moich ust wydobywa się głośny jęk, kiedy dociera do mnie jak bardzo mam przejebane. Obiecałem mu, że będę rozważny, a ostatecznie to on musiał po mnie przyjeżdżać.

— Ja pierdole — zaklinam pod nosem i w końcu postanawiam zejść na dół po coś do picia, bo czuję jakbym zaraz miał umrzeć z pragnienia.

Ubrany w piżamę składającą wyjątkowo z samych spodenek, bo wczoraj nie miałem siły na poszukiwania koszulki schodzę do kuchni. Ku mojemu niezadowoleniu okazuje się ona zajęta. Przy blacie na krześle barowym zasiada Norman Wilder i popijając kawę pracuje na komputerze. Zauważa moje pojawienie i odrywa wzrok znad ekranu i kieruje go na mnie. Bada spojrzeniem mój wygląd, ale ni jak tego nie komentuje.

Podchodzę do lodówki i wyciągam z niej zapieczętowaną butelkę wody. Odkręcam ją i niemal za jednym zamachem wypijam połowę jej zawartości. Suchość w ustach ustępuje, ale ból głowy niekoniecznie.

Norman patrzy na mnie ze współczuciem i w końcu się odzywa:

— Weź aspirynę, powinna pomóc na kaca.

Kręcę głową zakręcając butelkę.

— Nie mam kaca — zaprzeczam.

Łeb pęka mi nie przez przesadzenie z alkoholem, a nieumyślne pomieszanie go z tabletkami na uspokojenie.

Norman kręci głową z rozbawianiem.

— Przede mną nie musisz kłamać, też byłem w twoim wieku i wiem, jak to jest — przypomina uśmiechając się do siebie na to wspomnienie. —Z resztą Victor też często wraca nad ranem, a potem męczy się z kacem na cały dzień.

Spinam się. Nie chcę nic o nim wiedzieć. Dlaczego on cały czas o nim wspomina?! Kurwa.

Zaciskam pięści i odwracam spojrzenie od niego. Milczę, bo nie chcę powiedzieć niczego, czego później będę żałował, a jak na razie tylko takie słowa cisną mi się na usta. Norman chyba zauważa zmianę mojej postawy, bo przestaje się uśmiechać.

— Przepraszam, nie powinie...

— Ma Pan rację, nie powinien Pan — przerywam mu.

Jego ramiona opadają w reakcji na to jak go nazwałem. Zdaję sobie sprawę, że zwracam się do niego w sposób bardzo niegrzeczny i nic mnie nie usprawiedliwia, ale złość jaka mnie teraz przepełnia robi ze mną rzeczy, do których nie chciałbym się przyznawać.

— Gdzie mój ojciec? — pytam chcąc jakoś oderwać myśli od tamtego tematu.

Norman potrząsa głową jakby wyrywając się z zamyślenia.

Ani żadnej rzeczy, która jego jestOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz