Rozdział IV

49 4 2
                                    

Lionel

Zostaje sam w bibliotece. Upaja mnie satysfakcja, iż udało mi się wyprowadzić z równowagi tą piskliwą idiotkę. Ależ jaką to mi sprawiło radość, gdy z jej ust słynął te idiotyczny uśmiech. Powszechnie zapewne zostałbym nazwany masochistą, ale ja wolę to nazywać ratowaniem świata. Nie ma nic gorszego na świcie niż fałszywi ludzie, a fałszywi ludzie zawsze są zbyt entuzjastycznie nastawieni do wszystkich i wszystkiego.

Wychodzę z biblioteki i kieruje się pod salę, w której zaczynami dzisiejsze lekcje. Przed salą stoją dwie grupki, jedna składa się z samych dziewczyn, druga zaś z samych chłopaków.

Podchodzę do grupki chłopaków, którzy żywo o czymś rozmawiają. Gdy dostrzegają moją obecność od razu milkną i przyglądają mi się badawczo. Jest ich łącznie pięciu.

— To klasa od Angielskiego? — pytam jak idiota, bo doskonale wiem, jaka to klasa, ale nie znajduje lepszego sposobu, by zagadać.

— Tak, to ta — opowiada jakiś blondyn. — Jesteś nowy? — pyta dokładnie lustrując mnie wzrokiem.

— Tak, Lionel Firivian — przedstawiam się wyciągają do niego dłoń.

— Allin Sanchez — ujmuje moją dłoń i nią potrząsa. — To są Daniel, Alex, Jackob i Will — pokazuje podbródkiem na resztę chłopaków, a oni kiwają głową w geście przywitania.

Gdy Allin puszcza moją dłoń podaję swoją po kolei każdemu z chłopaków.

— Skąd przyjechałeś? — pyta szatyn, który, jeśli dobrze pamiętam nosi imię Alex.

— Z Filadelfii — odpowiadam.

— Grasz w coś? — ponownie głos zabiera Allin.

— Od piątego roku życia trenuje siatkówkę — mówię starając się brzemić w miarę przyjemnie.

— Nasza drużyna szuka właśnie kilku zawodników, jeśli chcesz, to możesz się zgłosić do kapitana, ale akurat dziś go nie ma — oznajmia bodajże Will.

Kiwam głową dając znać, że zrozumiałem.

— Większość chłopków z naszej klasy jest w drużynie, także jakby co to wal śmiało — Allin klepie mnie po ramieniu i uśmiecha się przyjaźnie.

Staram się nie wzdrygnąć na ten kontakt fizyczny.

— Dziś wieczorem robimy imprezę na plaży, jak chcesz to wpadnij, poznasz kilku naszych znajomych — proponuje Allin.

— Z chęcią przyjade — opowiadam i przeczesuje włosy palcami.

Cóż to rzeczywiście może być dobra okazja to przyzwyczajenia się do tego paskudnego miasta.

— Podaj mi swój numer, to podeśle ci szczegóły — oferuje ponownie blondyn.

Kiwam głową w geście zgody i dyktuje mu ciąg cyfr. Nie jest nam dane dłużej porozmawiać, bo po szkole rozlega się donośny dźwięk dzwonka, który znaczyć może tylko i wyłącznie, że ponownie rozpoczyna się mój koszmar.

Wchodzę do klasy, przy biurku siedzi już nauczycielka, z którą rozpoczynamy lekcje. Podchodzę do niej i witam się uprzejmie, ona uśmiecha się delikatnie, na co mam ochotę wywrócić oczami.

Gdy wszyscy uczniowie zajmują już miejsca nauczycielka wstaje, a stoję obok niej. Czuje na sobie dosłownie każdą parę oczu, która wywierca we mnie dziurę. Jakby wzrokiem chcieli wybadać każdą cechę mojego charakteru. Rozglądam się po klasie. Mój wzrok wyłapuje chłopaków, z którymi rozmawiałem kilka minut temu. Allin posyła mi wesoły uśmiech i rozpiera się wygodnie na krześle. Dalej lustruje wzrokiem całą klasę i chwilowo tracę zdolność oddychania, gdy mój wzrok odnajduje, tą głupiutką idiotkę. Jako jedyna na mnie nie patrzy. Aż mam ochotę uśmiechnąć się zwycięsko i przybić sam sobie piątkę, ale oczywiście nie będę się błaźnił. Dziewczyna wpatruje się uważnie w stojącą obok mnie nauczycielkę, która aktualnie coś mówi, ale ja nie bardzo jej słucham. Jej wzrok jest tak pusty i kompletnie nie przypomina dziewczyny, która jeszcze kilkadziesiąt minut temu oprowadzała mnie po szkole i gadała te bzdury. Nie to co wzrok jej koleżanki, która siedzi z nią w ławce. Dziewczyna o szarych włosach związanych w luźny kok na czubku głowy i szarych oczach przygląda mi się z wyraźnym zainteresowaniem. Powoli odwracam wzrok, bo czuje, że jak jeszcze chwilę będę się w nią wpatrywał, to ujdą ze mnie już wszystkie chęci do życia.

Ani żadnej rzeczy, która jego jestOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz