Rozdział XIV

21 2 0
                                    

Lionel

— Aries Gordon? — pytam głupio wpatrując się w rozdygotaną dziewczynę, po której policzkach spływają łzy, a ona desperacko stara się zatrzymać ich potok. Wydaje się zaskoczona moją osobą, z resztą ze wzajemnością.

— Lionel? — upewnia się głucho. Wpatruje się w mnie i już otwiera usta, żeby coś powiedzieć, kiedy przy moim boku pojawia się Silva. Widocznie jestem na tyle oszołomiony, że umknął mi dźwięk otwierania drzwi samochodu.

Mężczyzna ma zacięty wyraz twarzy, ma skupione spojrzenie, kiedy dokładnie mnie ogląda upewnia się, że jestem cały, potem zaciska mocno szczękę i przerzuca wzrok na dziewczynę stojącą naprzeciwko mnie.

— Jak ci na imię? — pyta ze stoickim spokojem.

Dopiero, gdy Silva wypowiada te słowa ponownie przerzucam na nią wzrok. W jej oczach dostrzegam strach, ale nie jestem pewien czy jest on spowodowany Silvą, czy czymś innym. Dziewczyna kilka razy otwiera i zamyka usta, nie mogąc wydobyć z siebie słowa.

— J..ja — jąka. Jej głos drży, a po policzku stacza się kolejna łza, którą szybko strąca wierzchem dłoni.

Odwracam głowę w stronę Silvy i mówię:

— Daj nam chwilę.

Mężczyzna marszczy brwi, ale się nie sprzeciwia, zamiast tego odchodzi kilkanaście stóp dalej, na tyle, by nas nie słyszeć, ale widzieć każdy nasz ruch.

— Co ty tu robisz? — pytam od razu, czym ja zaskakuję.

Dziewczyna patrzy w każdą stronę tylko nie na mnie. Ten widok jest dla mnie tak inny, do jej obrazy, który zdążyłem już wykreować. Gdzie jest ta gadatliwa, wkuwająca kujonka, której braciszek obił mi mordę? Bo zamiast niej przede mną stoi roztrzęsiona i zapłakana dziewczyna, która raczej nie wie co ze sobą zrobić, bo usilnie unika mojego spojrzenia.

— Mogłabym zadać ci to samo pytanie — wykręca się. Wciąż na mnie nie patrzy i właśnie wtedy jej wzrok pada na wiernie stojącego przy mnie Golden retrievera. — To twój?

— Pierwszy zadałem pytanie — zauważam, ale widząc w jakim jest stanie odpowiadam. — Biegam i tak, to mój pies.

Dziewczyna kiwa głową w geście zrozumienia pociera zmarznięte ramiona, które odziane są tylko w cienki golf. Jak mogła być tak nierozważna i wyjść z domu tak cienko ubrana?

— Odpowiedziałem na twoje pytania, teraz twoja kolej.

Aries nabiera głęboko powietrza i kolejne łzy spływają po policzkach, a jej oddech ponownie staje się nierówny i przyspieszony.

— Nie będę ci si e spowiadała — mówi próbując zachować resztki siły w głosie, z marnym skutkiem.

— Posłuchaj — zaczynam, podchodzę krok w jej stronę wciąż zachowując spory dystans i nachylam się lekko. — Masz dwie opcje albo powiesz mi co się stało — urywam na chwilę, a ona przygląda mi się z zaciętą miną, pod którą stara się ukryć to co już widziałem.

— Albo? — pyta nerwowo.

— Albo on — wskazuję na Silvę wciąż wpatrującego się w nas z uwagą — wezwie policję i im będziesz tłumaczyć powody swojej nieumiejętnej jazdy. — Przywdziewam na usta chytry uśmiech. — Decyzja należy do ciebie.

I chyba właśnie wtedy zdaje sobie sprawę w co się wpakowała, bo zaczyna nerwowo bawić się palcami. Może i jestem zimnym gnojkiem, który ją szantażuj, ale nie ma chuja, że uwierzę, iż o mało nie potrąciła mnie tak po prostu, jej stan mówi to sam za siebie, nie jestem głupi, by nie zauważyć, że coś się stało. Sam nie wiem, dlaczego, ale czuję wewnętrzną potrzebę odkrycia powodu jej płaczu.

Ani żadnej rzeczy, która jego jestOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz