Rozdział XXIII

27 2 63
                                    

Aries

Piątkowe zajęcia mijają mi mozolnie. Kolejny raz nie mogłam spać w nocy i w rezultacie cały dzień jestem niezbyt przytomna, niesie to za sobą spore rozkojarzenie, które zauważa trenerka na popołudniowym treningu. Upomina mnie, że musze wziąć się za siebie, bo za dwa tygodnie gramy mecz towarzyski i muszę dać z siebie wszystko. Kiwam jej głową i obiecuję, że postaram się już w pełni skupiać na grze. Naprawdę chcę to zrobić, chociaż boję się, że nie dam rady.

Po drodze ze szkoły zajeżdżam do okulisty, by odebrać okulary. Są bardzo podobne do tych co miałam wcześniej. Delikatne, czarne oprawki lekko zaokrąglone. Idealne.

Po powrocie do domu nie rozmawiam z Thomasem ani razu. Dalej jest między nami źle po ostatniej kłótni i chociaż oboje chcielibyśmy nawzajem odwrócić swoją uwagę od dzisiejszego bankietu, jak robimy to zawsze, to tym razem żadne z nas się nie ugina.

Dwie godziny później stoję w swojej garderobie przeszukując wieszaki w poszukiwaniu czegokolwiek adekwatnego do dzisiejszego bankietu. Miałam już dwie propozycję, jedną odrzucił tata mówiąc, że jest zbyt wyzywająca i nie pokaże się na bankiecie z córka ladacznicą, a drugą mama, która określiła sukienkę jako zbyt grzeczną. Mama za wszelką cenę chce, bym przypodobała się Lionelowi, żyje też w przeświadczeniu, że się z nim przespałam. Nie mogę wyprowadzić jej z błędu, ale boję się też, że zachowanie Firiviana na bankiecie może zdradzić mój blef.

Wkładam na siebie ciemno-czerwoną, długą sukienkę na grubych ramiączkach. Nie jest wyzywająca, więc tata będzie udobruchany, posiada za to rozcięcie na nodze i odkrywa sporą część pleców, więc mama też powinna być w miarę zadowolona.

Biorę głęboki wdech i wychodzę z garderoby. Mama siedzi na łóżku i od razu zaczyna skanować mnie dokładnym wzrokiem. Zaraz podnosi się z miejsca i zbliża się do mnie na tyle blisko, że dzieli nas zaledwie krok. Momentalnie się spinam. Nienawidzę, jak jest blisko, czuję się przy niej źle.

Przygląda się materiałowi na moich ramionach, a chwilę później podnosi ręce, by go poprawić. Strzepuje z niego niewidzialny pyłek i oddala się z wyrazem lekkiego zadowolenia na twarzy.

Ale oczywiście nie może być zbyt kolorowo:

— Pogrubia Cię trochę — komentuje, a ja czuję jak w moim brzuchu coś się przekręca. Kobieta wzdycha i opiera dłonie na biodrach. — Lepiej nie będzie. Pomaluj się jeszcze i zrób coś z tymi włosami, bo wyglądasz jakbyś miała gniazdo na głowie.

Dopiero w momencie, kiedy opuszcza mój pokój biorę głęboki wdech.

Jakiś czas później jestem gotowa. Swoje kręcone włosy zostawiłam rozpuszczone, bo w takim wydaniu pasują do sukienki. Delikatnie acz ładnie podkreśliłam oczy bordowym cieniem do powiek, eyelinerem i tuszem do rzęs, a usta przejechałam jasno-czerwoną szminką. Na stopy wsunęłam czarne, wysokie szpilki i w rękę wzięłam również czarną kopertówkę. W uszy włożyłam długie kolczyki z czerwonymi kamieniami oraz złoty naszyjnik z perełkami i małym, czerwonym serduszkiem na środku. Dołożyłam do tego delikatne złote bransoletki.

Wychodzę ze swojego pokoju zadowolona ze swojego wyglądu. Akurat jak na zawołanie w tym samym momencie ze swojego pokoju wychodzi Thomas, również ubrany w czerwone barwy. Włożył na siebie dopasowany bordowy garnitur, białą koszulę, czarną muchę idealnie pasującą do klap marynarki w tym samym kolorze. Na stopy zaś wsunął czarne pantofle. Niestety rękę włożoną ma w temblak, który niszczy trochę całokształt jego ubioru.

— Ślicznie wyglądasz Diana — odzywa się pierwszy uważnie mi się przyglądając.

Nie odzywam się. Po prostu mijam go w przejściu i kieruję się schodami na dół. Nie będę udawała, że nic się nie stało, bo owszem stało się. Zagalopował się i nie mam zamiaru mu tego popuszczać.

Ani żadnej rzeczy, która jego jestOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz