Rozdział 97, Ku Światłu...

73 12 7
                                    


Velyth z trudem powstrzymał jęk bólu, który nagle poczuł pod żebrami. Szybko rozejrzał się, ale wyglądało na to, że nikt tej jego chwili słabości nie zauważył. Szybko wyszedł z pokoju wspólnego dla służby i udał się do swojego pokoju, gdzie jeszcze przez chwilę uspokajał oddech. Po czym spróbował się skontaktować z Lex. Ale nie odpowiedziała.

W ogóle.

Natychmiast spróbował skontaktował się z Erlareo.

"Reo! Możesz się skontaktować z Lex? Poczułem ból i... ona milczy!"

"Też to poczułem – jasny natychmiast odpowiedział – I też próbowałem, i mi też nie odpowiedziała. Więc przybiegłem do gabinetu, gdzie ostatnio przesiaduje. I znalazłem ją nieprzytomną przy biurku. Chyba jest w Pałacu Snów... Miała krwotok z nosa i zalała kilka kartek... Musiała czarować, ale nie wiem nad czym. Nie mam pojęcia, co robiła... chyba, że..." – zaczął mówić coraz ciszej, jakby pogrążał się w swoich przemyśleniach.

"Na litość Matki... Przecież żadne czary nie powodują, że czujesz cios noża pod żebrami!" – Velyth nie wytrzymał.

"Jesteś pewien...?"

"Wiele razy obrywałem różnymi ostrzami i kilak razy dźgano mnie ostrzegawczo ostrym końcem noża w plecy. TO na pewno było dźgnięcie!"

"Nawet jeśli było, to nie Lex oberwała."

"To jak wyjaśnić, że obaj to poczuliśmy, a Lex jest nieprzytomna?" – zdenerwował się.

Chwilę później pożałował, że zadał to pytanie, bo jego przyjaciel podzielił się z nim jakąś magiczną teorią, pełną słów i terminów, których nie zrozumiał.

"Reo, a dla magicznie nie wykształconych?"

"Oh... Wybacz... Miałem na myśli, że... może musiała spojrzeć cudzymi oczami, a kiedy była z tym kimś związana, ten ktoś musiał zostać trafiony. Musiała dostać jego emocjonalnym rykoszetem i przekazać to na nas..."

"Jeśli twoja teoria jest właściwa... z kim mogła być połączona i to teraz może umierać?" – Velyth uważał, że zadaje właściwe pytania.

Erlareo na chwilę zamilkł, zanim wyszeptał:

"O Wielka Matko... Vel, jedyne, co mi przychodzi do głowy... To Alet..."

"Dlaczego akurat on?..."

"Nie wiem, tak pomyślałem... Pasowało by. Twoja siostra mówiła, że tej Damy nie lubi."

"Władczyni – poprawił go Velyth – Ale chyba masz rację. Jeśli go wezwała, a on wykonał zadanie, mogła go zabić. Tak po prostu... Muszę to sprawdzić. Miej oko na Lex."

"Jasne, powodzenia."


* * *


Szedł przed siebie. Widział tylko światło. Jasne, ciepłe i wiele obiecujące...

Tam, na końcu tej ścieżki czekało na niego coś dobrego, pięknego...

- Alet!... – usłyszał gdzieś z oddali. Głos brzmiał jakoś... znajomo, ale nie miał pojęcia, do kogo należy.

Nie pamiętał też, kim jest, ale wcale się tym nie przejął. Światło wabiło, kusiło obietnicą... Nie rozumiał, jaką ale to też nie miało znaczenia.

- Zatrzymaj się!... – głos odezwał się znowu.

Szedł dalej. Nie rozumiał o co chodzi dziwnemu głosowi, ale to nie miało znaczenia. Liczyło się światło i jego piękna, tajemnicza obietnica.

Elf...ka?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz