Rozdział 115, Bo rodzina się razem trzyma...

31 9 16
                                    


Odzyskaliśmy buty Alka, a do tego znaleźliśmy wiele wartościowych rzeczy, które uczciwie podzieliłyśmy między nas. Prawdopodobnie żadne tajne skrytki nie pozostały przed nami ukryte.

Na kilku ścianach wewnątrz domu umieściłam symbolicznie narysowane oczy. Co sobie ludzie na ten temat pomyślą, nie było ważne, najważniejsze było to, żeby tego nie wiązali z nami.

Mistrz Złodziej trzymał się cały czas blisko mnie, troszkę jak zagubiony szczeniak. Było mi go bardzo szkoda. A Loraralei zdecydowanie miał rację, nawet jeśli nie powiedział tego na głos – zauważył jak traktuję Aleka i uznał go za mojego młodszego brata. Chociaż było mi szkoda całej jasnej trójki, jak i Gregorego, który nie odezwał się ani słowem. Doskonale zrozumiałam, że nawet jeśli któryś zabił, to tylko w pojedynku. Nigdy nie zamordowali kogoś w tak bezwzględny sposób, jak teraz. Miałam nadzieję, że to się na nich jakoś źle nie odbije.

Elaran nie wykazywał żadnych emocji, jakby nikogo nie zabił, a po prostu pozamiatał śmieci.

Wróciliśmy bez problemów do Akademii, pamiętając, by wrócić pod osłoną czarów. Tylko ja na chwilę się wyrwałam, żeby zakupić kilka butelek alkoholu. Z mojego ulubionego burdelu, bo wiedziałam, że dadzą coś przyzwoitego w przystępnej cenie. Akurat dali mi jakiegoś dobrego wina.

W domku w Akademii, ni to świętowaliśmy zdanie egzaminów, ni to zapijaliśmy stres związany z odbiciem Aleka bandytom. Willow pojawiła się tam z Elion i również się przyłączyli. Ostatnim razem chociaż pół elfowi obiecałam, że go ze sobą zabiorę, nie zabrałam go, ale miałam powody – nie mógł tak łatwo jak Will opuszczać zajęć i zaliczać potrzebnego materiału w późniejszym terminie. Narobił sobie wrogów, w tym i z nauczycieli, którzy i wcześniej nie bardzo go lubili i teraz nie mógł liczyć na ich wsparcie i lekkie traktowanie. Za to był teraz bardzo dobrym wsparciem dla Willow, która mogła zniknąć na trochę, a on jej później opowiadał, co przegapiła i dzielił się notatkami.

Kiedy nasza bojowa czarodziejka przyszła i dołączyła do nas w naszym salonie, przyniosła ze sobą też liściki (a w zasadzie magiczne kryształy z nagranymi holograficznymi wiadomościami) od dziewcząt, z którymi Lora, Key, Teo oraz Gregory się spotykali. Nie podsłuchiwałam specjalnie, ale i tak dowiedziałam się, że gratulują im sukcesu i pytają, kiedy będzie można to świętować wspólnie – z naciskiem jeden na jeden.

Elfy jak i ludzki książę, nawet pomimo tak kuszącego zaproszenia zdecydowali, że dziś nie jest dzień na takie rzeczy i po zabiciu wrogów lepiej się po prostu napić.

Ja zastanawiałam się, czy rzeczywiście przejść od wskazówek, że Alek jest moim młodszym bratem, do uznania go po wszystkich elfich zasadach, z tym całym mieszaniem krwi i recytowaniem ważnych formuł. Jednak tym razem nie przeszłam od myśli do czynów i wolałam najpierw zapytać specjalistę od podobnych rzeczy.

„Reo – zapytałam przez link – Mam ważne pytanie..."

Brat siedzący naprzeciwko, natychmiast spojrzał w moim kierunku.

„Jakiego rodzaju?" – zapytał czujnie.

„Rytuału przyjmowania do rodziny."

Szybkie spojrzenie na Aleka, a później znów na mnie.

„Zwyczaj nigdy nie był pomyślany dla ludzi. Odnosił się tylko do uszastych, i to konkretnie tych jasnych. Nawet nie wiem, czy ciemni mają coś takiego."

„Ale jest to możliwe? Czy będzie to rzeczywiście miało jakieś znaczenie? Czy zostanie to uznane?"

„Oczywiście, że jest możliwe... przynajmniej w teorii. Przed tobą... raczej wątpię, czy ktokolwiek chciałby to zrobić z człowiekiem. Jak z uznaniem tego, to nie wiem... Z magicznego punktu widzenia, ten rytuał będzie ważny, ale czy go uzna ktokolwiek spoza tego grona... szczerze wątpię. Już pewnie prędzej zgodzili by się na pół krwi, ale nie na rasowego człowieka."

Elf...ka?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz