Rozdział 62, Przymiarki odzieżowe i światopoglądowe...

82 12 1
                                    


- Cześć Gerg – wchodząc do pokoju, przywitałam księcia ludzi siedzącego na łóżku z książką – Jak minął dzień?

- W porządku. A wam? Długo was nie było.

- A... To z powodu Jesiennego Balu – odpowiedziałam i jednym skokiem dostałam się na łóżko.

- Chodzi o to wielkie przyjęcie w ratuszu za kilka tygodni?

- Zgadza się – przytaknął Reo i sam też wskoczył na własne łóżko.

- A jak wy dostaliście się na Bal dla tytułowanego towarzystwa?

- Lora... a właściwie jego ojciec załatwi, albo już załatwił nam wejście. Ale nie ma nic za darmo, on chce nas poznać osobiście – powiedziałam, układając się wygodniej na łóżku i zerkając na Vel, który niepewnie stał obok. Nie położył się jednak do swojego łózka, ani do mojego. Rzucił tylko spojrzenie na Gregorego.

- Mnie tu nie ma – stwierdził książę, zauważając jego spojrzenie i chowając się za książką. Nie zauważył nawet, jak Vel się zarumienił, jak zwykle stając się niezwykle uroczy.

Mój ciemny speszył się tak bardzo, że nawet nie dał rady wskoczyć na moje łóżko za pierwszym razem. Co spowodowało jeszcze większy, ciemny rumieniec nie tylko na jego twarzy i uszach, ale i na jego szyi.

Zerknęłam na księcia i brata, ale obydwaj udawali, że druga strona pokoju, to w ogóle przeciwległy kraniec galaktyki. Na moich ustach pojawił się lekki uśmieszek, za nim przysunęłam się bliżej Vel. Ujęłam jego twarz w dłonie i delikatnie pocałowałam w koniuszek nosa... policzki... usta...

Gregory chrząknął coś z niezadowoleniem zza książki.

- Nie ma cię tu, pamiętasz? – zauważyłam, rzucając mu krótkie, kose spojrzenie.

- To nie znaczy, że popieram...

- Nie udzielam wam rad, z kim się powinniście spotykać i kto jest wam odpowiedni po statusie, wasza wysokość, więc proszę o to samo – zwróciłam się w jego stronę ze sztucznym, miłym uśmiechem.

- Lex, nie m-... Ugh!... Zupełnie cię nie rozumiem... – zatrzasnął z irytacją książkę.

- Bo nie chcesz zrozumieć, że inni też mogą żyć wolnością.

- I chcesz mi powiedzieć, że to jest wolność?

- To wolność wyboru – zerknęłam na ciemnego, jednocześnie biorąc go za rękę i splatając z nim palce – Jeśli kiedyś cię połączą z kobietą, z którą nie masz nic wspólnego i ona nawet nie będzie próbować cię zrozumieć... wtedy prawdopodobnie ty zrozumiesz, ale już będzie za późno.

- Czyli, że chcesz mi powiedzieć, że odpowiednich kobiet nie było?

- Nie było – stwierdził otwarcie Velyth, patrząc tylko na mnie – Co ci można jeszcze powiedzieć? Poznałeś Lex, wiesz jaki jest. Widziałeś kogoś podobnego?

- No nie... – przyznał po chwili zastanowienia, po czym zerknął w naszym kierunku, ale potem natychmiast odwrócił wzrok, odwracając się zupełnie do ściany.

Chyba zaczął rozumieć. Upewniwszy się, że nie patrzy, popchnęłam lekko Vel na łóżko, zmuszając go, żeby się położył. Czerwone oczy spojrzały na mnie z zaskoczeniem, ale uśmiechając się tajemniczo położyłam palec na ustach. Zatrzepotał rzęsami w zmieszaniu, ale nawet nie drgnął. Pochyliłam się nad nim, delikatnie pocałowałam w nos, usta, linię szczęki, uszy...

Może nie powinnam się tak drażnić, ale nie mogłam się powstrzymać. Ciemny drżał, ale powstrzymał się od chociażby westchnienia. Dotknęłam dłonią jego twarzy i pocałowałam namiętnie. Niepewnie objął mnie, przeczesał palcami moje włosy.

Elf...ka?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz