Velyth obudził się rankiem z dziwnym uczuciem na duszy. Natychmiast i jak najostrożniej sięgnął po broń pod poduszką, i dopiero wtedy otworzywszy oczy, rozejrzał się po pokoju. Lex już nie spał i siedział na łóżku w wyjątkowo smutnej pozie. Trzymał się za opuszczoną głowę, a łokcie opierał na kolanach.
- Co ci jest? – zapytał natychmiast mroczny.
Uszy jasnego drgnęły, ale głowy nie podniósł. Tylko westchnął, ale jakoś tak smętnie. Ciemny natychmiast zerwał się z łóżka.
- Tak nie rzucaj się – powiedział Lex, nawet nie patrząc w jego stronę – I tak w niczym nie pomożesz.
Velyth nie posłuchał i doskoczył do jasnego, po czym złapał go za ramiona, żeby spojrzeć mu w oczy i wycisnąć wyjaśnienia na temat odbywającego się. I rzeczywiście, udało mu się to. Tylko Lex nie mógł mu tym spojrzeniem odpowiedzieć.
Od widoku nagle zmętniałych i znieruchomiałych, niebieskich oczu, nagle zrobiło mu się słabo w nogach i przysiadł obok na łóżku.
- Co... coś ty z sobą zrobił?
- Nic. Nagle nici energetyczne w moich oczach rozpadły się i nie mogę ich naprawić. To nie znaczy, że nie mogę przywrócić sobie wzroku w ogóle. Najprawdopodobniej mi brakuje praktyki i wiedzy, żeby wyleczyć siebie.
- I... co teraz?
- Nie wiem. I... to nie jest tak, że nie widzę zupełnie niczego. Mogę to zrobić magicznie, albo patrząc na Plan, albo oczami gryfka.
- I myślisz, że wszystko w porządku?! Coś ty znowu sobie zrobił?! Znowu macałeś pieczęć?!
- To nie pieczęć temu winna – uparcie powiedział Lex – Owszem, obejrzałem ją, żeby porównać z tym, co sam zrobiłem dla ćwiczeń, ale to nie odebrało mi wzroku.
- Tak nie opowiadaj bajek! Z niczego takie rzeczy nie dzieją się!
- Skoro tak uważasz, to może masz teorię, z czego dzieją się takie rzeczy? – zapytał szyderczo jasny.
Ciemny nie odpowiedział. Bredzenie o mistycznych siłach i zemście Ciemnej Matki, za podniesienie ręki na Pieczęć Wygnańca, było jakoś nie na miejscu.
***
Śniadanie nie smakowało nam obojgu, ponieważ to była rozgotowana do brei kasza ze skwarkami. Nikt nie zauważył moich błyszczących od magii oczu, ponieważ, jak wyjaśnił mi Velyth, jak tylko oślepłam – przestały świecić. Do tego, u drowa nagle wyrżnęło się ni to sumienie, ni to odpowiedzialność, i kiedy wstawałam i chodziłam, ręce mu rwały się mnie wesprzeć, przytrzymać, poprowadzić. Co mnie doprowadzało niemal do niepoczytalnego stanu berserka, ponieważ mnie nie trzeba było żałować. A przynajmniej dla mnie osobiście, to było nieprzyjemne.
No, straciłam wzrok, ale inne zmysły przecież u mnie są. I jeszcze magia. I hocurr i gryfek. I możliwość wyleczenia siebie. Czego smarki rozwieszać, żałować i emanować współczuciem? Lepiej by było, gdyby zachował ten cenny surowiec dla innych i bardziej potrzebujących w pocieszeniu.
***
Jak zauważył Velyth, Lex nie widział nic na oczy, ale u niego były jeszcze inne zmysły, które z powodzeniem zastępowały mu wzrok. Ale chociaż bez problemu chodził, nie potykał się i nie wpadał na ściany, świadomość, że jego oczy nieruchomo wpatrują się w przestrzeń powodowała, że chciało się go złapać za rękę i samemu prowadzić. Tak dla pewności, że młody jasny nie zrobi sobie niczego więcej, niż utrata wzroku.
Jednak z jakiegoś powodu Lexa aż trzęsło, jeśli go ktoś pożałował. Chociaż może nie ktoś, a po prostu Velyth. Może gdyby na jego miejscu byłby ktoś inny, jasny nie miałby z tym problemu.
CZYTASZ
Elf...ka?
FantasyCzłowiekowi różnie może się w życiu przytrafić... Czasem dzieją się na przykład takie rzeczy, rodem jak z baśni. Tyle że... to nie baśń! A twoje zupełnie nowe, prawdziwe życie! Gdyby chociaż ktoś raczył wyjaśnić ci, skąd się tu wziąłeś i co powinien...