Rozdział 124, W gabinecie...

40 9 5
                                    


Wchodząc do gabinetu Pana Lasu, rozejrzałam się po pomieszczeniu. Wysokie okna, wielkie biurko, wyglądające na wygodne krzesło, ściana pełna półek z książkami, wiele roślin doniczkowych... Całkiem ładny miał ten gabinet i szczerze zazdrościłam mu kwitnącej paprotki stojącej przy oknie.

Doskonale wiedziałam, że kwitnący paproć to bujda. Kiedy paprocie ewoluowały w przeszłości, rośliny nie wpadły jeszcze na to, by robić kwiaty jako środek do rozmnażania, przynajmniej o ile pamiętałam historię, i były wiatropylne, rozsypując dookoła siebie nasionka. Tu jednak był świat magii i ewolucja mogła przejść nieco inaczej. Chociaż nie byłam pewna...

Pan Lasu usiadł przy swoim biurku i spojrzał na mnie w zamyśleniu. Natomiast ja z ciekawością podeszłam bliżej paprotki. Boskie google podpowiedziało, że to nie był kwiat paproci, a roślina pasożytnicza rosnąca na korzeniach paproci. Suszone płatki tego kwiatu dodane do herbaty dodawały pijącemu żywotności i poprawiały zdrowie.

Spojrzałam na zmartwionego Pana Lasu, siedzącego na swoim wygodnym fotelu. Prawdopodobnie potrzebował takiej herbatki. Sama usiadłam na fotelu dla petentów, by również na niego popatrzeć. Lynks, który poszedł razem ze mną do gabinetu Pana, położył swój wielki łeb na moich kolanach i spojrzał na mnie z uczuciem. Podrapałam go za uszami i spojrzałam na jasnego elfa.

Wyglądało na to, że chciał mi wiele czego powiedzieć, ale albo nie wiedział, od czego zacząć, albo zastanawiał się, czy w ogóle powinien. Na pewno wiedział o wszystkim, co wyprawiałam przy "mentorze", bo Ranaeril na pewno się tym podzielił z bratem.

Siedziałam grzecznie, czekałam...

Pan Lasu spochmurniał, rozumiejąc, że pierwsza się nie odezwę. Ale nie miałam po co, to w końcu on miał do mnie pytania, a nie ja do niego.

W końcu jasny odważył się zadać swoje pierwsze pytanie:

- Nie urodziłeś się w Jasnym Lesie?

Skinęłam głową potwierdzając.

- I... nigdy tu nie mieszkałeś?

Ponownie skinęłam głową i dodałam:

- Zgada się, nie jestem twoim poddanym.

Chwilę milczał, zanim zapytał nasuwające się pytanie.

- A czyim?

Nie odpowiedziałam. Powiedzenie „swoim własnym" było by w moim stylu, ale nie chciałam mu dawać wskazówek, że jestem na najwyższym szczeblu hierarchii społecznej, jak on. Jeszcze nie byłam gotowa do przyznania się do „korony".

Przewiercał mnie spojrzeniem.

- Obiecałeś odpowiedzieć na moje pytania... – przypomniał.

- Nie obiecywałem, że odpowiem na wszystkie – odpowiedziałam z lekkim uśmieszkiem.

Potarł nasadę nosa zmęczonym gestem. Wyglądałam na to, że stałam mu kością w gardle. Prawdopodobnie właśnie dlatego wcześniej poświęcił mi tak mało uwagi, wiedząc, że interakcja ze mną będzie dla niego trudna.

- N... Mistrz Nelaerin opowiedział, jak pokonałeś pasożyta energetycznego pasożytującego na Świętym Drzewie... – powiedział w końcu ostrożnie.

- Co tu jest pytaniem? – uniosłam ze zdziwieniem brwi.

Westchnął z rozdrażnieniem, bo nie pojęłam jego intencji.

- Jak to zrobiłeś? Słyszałem, że jesteś Wędrowcem, ale oni nigdy nie mają wystarczającej siły do robienia takich rzeczy, bo to odbija się na ich zdrowiu i życiu.

Elf...ka?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz