Czy mieliście kiedyś wrażenie, że przejechał po was czołg? Ja miałam. Ale pewnie tak właśnie czują się ci wszyscy, którzy zebrali stanowczo za dużo obrażeń na metr kwadratowy ciała. Mnie, o ile dobrze pamiętam, potrąciło jakieś auto, gnające z zawrotną szybkością przez wieś. Spędzałam u dziadków wakacje i pewnego wieczoru poszłam do sąsiadki po mleko na śniadanie. Ponieważ nie było chodników na tym krańcu świata, szłam skrajem asfaltówki. A potem nastąpił horror w parze z tragedią. Samochód jak świecąca oczami bestia z bajki wypadł zza zakrętu i mnie rozmazał po drodze. Z mojego niezbyt wyraźnego wspomnienia (i jakże ja się cieszę, że nie pamiętam wyraźnie tego koszmaru), maszyna uderzyła mnie z ogromną siłą i szybkością, miażdżąc mnie i wyrzucając w powietrze, jakbym nic nie ważyła. Samego upadku nie pamiętałam prawie w ogóle.
Kiedy odzyskałam przytomność, całe moje ciało było obolałe, a w powietrzu unosił się zapach krwi. Zostawiono mnie na poboczu?! – uderzyła mnie okropna myśl. Nie no, dlaczego ja się właściwie nad tym zastanawiam? To dość logiczne, ten kierowca nie przestrzegał prawa, jechał za szybko i mnie zabił (to znaczy – prawie zabił, bo jeszcze sobie dogorywałam na poboczu), i spróbował uciec od konsekwencji tego czynu.
Jednak czas mijał, ból stawał się mniejszy, a ja nie przeniosłam się do świata umarłych. Co było dziwne, chociażby z powodu intensywności zapachu krwi wokół mnie. Skoro zostałam potrącona i czułam krew, znaczy że mnie rozerwało w którymś miejscu, jak starą szmatkę. Jakieś złamanie otwarte... Tyle że... w takim razie, jakim cudem ja wciąż żyję? Czy nie powinnam się do tej pory wykrwawić? Albo stracić przytomności z upływu krwi?
Te pytania zaciekawiły mnie tak bardzo, że aż zapomniałam umierać. Nawet otworzyłam oczy. To był i nie był dobry pomysł. Był, bo zauważyłam, że jest już dzień i ku mojemu zaskoczeniu, nie leżałam na poboczu drogi, biegnącej przez wioskę moich dziadków.
A nie był ponieważ... leżałam pośrodku masakry i ta krew, którą wyczułam, po prostu nie była moja. Nie była też świeża, zdążyła już pociemnieć i zgęstnieć, ale dopiero po otworzeniu oczu zdałam sobie sprawę, że zapach wokół mnie najbardziej przypomina rzeźnię. A tuż obok mnie leżała sobie odcięta ludzka głowa z wybałuszonymi oczami i ze spuchniętym językiem wywalonym z ust.
Zerwałam się na równe nogi, ale straciłam równowagę, poślizgnęłam się na mokrej od posoki ziemi i upadłam. Zrozumiałam, że panika to nie najlepszy pomysł na wydostanie się stąd i należy zachować spokój. To tylko zmarli – przekonywałam samą siebie, żeby nie wrzeszczeć – Nie należy się ich obawiać. Tylko żywych. A jeśli krzyknę, to mogą przyjść ci, którzy to zorganizowali. Albo padlinożercy na ucztę.
Powoli podniosłam się na czworaka i rozejrzałam dookoła. Brudne od krwi włosy odgarnęłam z twarzy i dokładnie zobaczyłam pole bitwy. Kilkadziesiąt rozczłonkowanych ludzkich ciał, leżało dookoła mnie na gruntowej drodze w lesie. Były też zwłoki koni oraz dwa połamane i żarzące się niewielkim płomieniem wózki.
Ostrożnie stanęłam na nogi i... a... tak... Zdecydowanie przybyło mi wysokości.
CO?!
Szybko spojrzałam po sobie i upadłam z powodu zawrotu głowy. Nie byłam sobą! Zupełnie! I nawet nie byłam dziewczyną! Tylko mężczyzną!
Koszmar! Co to ma być?! Co się stało?!
Rozejrzałam się, ale w lesie nic się nie zmieniło, więc... chyba nie krzyczałam na głos...
Spojrzałam na swoje dłonie. Brudne od ziemi i krwi, i większe niż poprzednio, ale szczupłe oraz proporcjonalne do mojego... nowego... ciała? Cóż, załóżmy że na razie... ugh... moje.
CZYTASZ
Elf...ka?
FantastikCzłowiekowi różnie może się w życiu przytrafić... Czasem dzieją się na przykład takie rzeczy, rodem jak z baśni. Tyle że... to nie baśń! A twoje zupełnie nowe, prawdziwe życie! Gdyby chociaż ktoś raczył wyjaśnić ci, skąd się tu wziąłeś i co powinien...