Rozdział 101, Nie ma jak w domu...

78 12 3
                                    


Kiedy Velyth się ode mnie odsunął, wyglądał na zmieszanego i unikając spojrzenia na kogokolwiek, wymamrotał coś i szybko wszedł z powrotem do pałacu. Pozostali na schodach wejściowych dzielnie udawali, że niczego nawet nie zauważyli i cały czas podziwiali Srebrnego, który rozkręcił się na tyle, że zaczął ścigać jakiś liść miotany wiatrem.

Odchrząknęłam i powiedziałam, również odwracając się do wejścia:

- To ja wrócę do mojej papierkowej roboty... Lada moment wyznaczą mi datę, a ja jeszcze nie mam pokończonych dokumentów...

Wszyscy mi przytaknęli, choć niezbyt spójnie, a ja udałam się z powrotem do gabinetu. Postanowiłam jednak iść okrężną drogą.

„Enko, powiedz mi proszę, gdzie jest mój małżonek?"

„Korytarz prosto, potem korytarz w prawo i czwarta wnęka. Prowadzi ze sobą dialog, jak on mógł tak przy wszystkich i co w ogóle sobie myślał."

„Tak przypuszczałam... Dziękuję."

Podziękowawszy udałam się na poszukiwanie wnęki numer cztery. Nie było trudno ją znaleźć, stłumiony, zirytowany szept i nerwowe miotanie się było słychać już z daleka.

Zajrzałam. Velyth dostrzegł mnie i zamarł w połowie monologu, w którym obrażał swoje zdolności logicznego myślenia.

- Mnie tam się podobało – uśmiechnęłam się, po czym zadałam niezwykle ważne pytanie – Posiedzisz ze mną w gabinecie? Mam jeszcze trochę pracy... a naprawdę po tym wszystkim mi się nie chce...

- A co właściwie robisz? – zapytał trochę zdezorientowany. Chyba nie spodziewał się mnie tak szybko ponownie zobaczyć.

- Bawię się papierkami... To znaczy sporządzam dokumenty. Wprowadzam własne poprawki do kodeksów i praw... To dużo myślenia, formułowania zdań i pisania... Dużo pewnie na marne, bo trzeba to będzie jeszcze skonfrontować z prawami pozostałych miast.

- To nie możesz po prostu... zażądać, by jedno prawo było dla wszystkich?

Westchnęłam smutno.

- Gdyby to było takie proste... jakby to wytłumaczyć... okey, załóżmy, że w którymś mieście mają niewolnictwo, a ja go radośnie zakazuję. Cudownie, niewolnicy zyskują wolność. Co dalej? Czy mają dokąd iść? Czy wiedzą, jak o siebie zadbać, czy mają co jeść, gdzie spać? Nie mają. Więc co zrobią? Część, jak normalni ludzie, poszuka pracy i spróbuje się zająć sobą. Ale to nie znaczy, że im się uda. Część pracodawców w ogóle odmówi przyjęcia do pracy byłego niewolnika, bądź spróbuje go wykorzystać, płacąc mniej niż się należy albo w ogóle wcale. W ogóle część niewolników może stwierdzić, że po latach niewoli, wiele czego im się należy, i zaczną kraść, gwałcić i mordować, jako rekompensatę za wszystkie cierpienia. Trzeba się też liczyć z tym, że niektórzy niewolnicy na wolności nie przeżyją, bo nigdy nie nauczyli się jak żyć samodzielne, albo po prostu nie mają tej życiowej zaradności, ani nikogo kto by im pomógł. Ponadto ci, co byli właścicielami i handlarzami niewolników bardzo się zdenerwują, bo zostaną z dnia na dzień pozbawieni swojej własności i źródła zarobków – wyjaśniłam.

- Oh...

- Wiesz... łatwo powiedzieć „wolność dla niewolników", i czuć się jak zbawiciel, ale to niestety tak nie działa. Jeśli chcesz znieść niewolnictwo, to tylko stopniowo, żeby się wszyscy przyzwyczaili do zmian i żeby mieć czas, na zaplanowanie, jak będzie się postępować z uwolnionymi niewolnikami i ich byłymi właścicielami, zapewnić miejsca pracy i wsparcie finansowe... No i tak dalej.

Elf...ka?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz